W kwietniu przyszłego roku Narodowy Bank Polski wprowadzi do obiegu zmodernizowane wzory banknotów – począwszy od dziesięciozłotowych aż po stuzłotówki (dwusetki, gdzie wykorzystywane są hologramy, nie będą modernizowane).
Wszystkie otrzymają lepsze zabezpieczenia. NBP zlecił już Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych produkcję nowych banknotów. Na taką operację bank centralny zdecydował się pierwszy raz odkąd, po denominacji, zostały wprowadzone obecne banknoty z serii „Władcy polscy”.
Pieniądz gotówkowy stoi stuzłotówkami
/
DGP
– Wprowadzone w 1995 r. zabezpieczenia oraz system zasilania obrotu gotówkowego funkcjonują bez zarzutu, a poziom fałszerstw znaków pieniężnych w Polsce jest niski – twierdzi Marek Oleś, dyrektor departamentu emisyjno-skarbcowego NBP. Rocznie na milion banknotów pojawia się osiem fałszywek.
Skąd w takim razie pomysł na wymianę banknotów? – Postęp technologiczny, który dokonał się w ostatnich latach, wymaga przeprowadzenia technicznej operacji polegającej na modernizacji zabezpieczeń banknotów powszechnego obiegu. Jej celem jest zwiększenie bezpieczeństwa obrotu gotówkowego w perspektywie kolejnych lat – tłumaczy Marek Oleś.
Obecnie w obiegu jest ponad 1,2 mld sztuk złotowych banknotów. Bank centralny szacuje, że statystycznie raz w roku każdy z nich trafia do NBP. Tyle mniej więcej potrwa główna część wymiany. Bank centralny zastrzega jednak, że obecnie używanymi pieniędzmi będzie można płacić bezterminowo. NBP podkreśla też, że projekty graficzne banknotów się nie zmienią, co oznacza, że nowe
pieniądze będą podobne do obecnych.
Nawet niespecjalista dostrzeże jedną zmianę: na obecnych banknotach widnieje wzór podpisu Hanny Gronkiewicz-Waltz, która była prezesem NBP w momencie denominacji. Na nowych pojawi się podpis Marka Belki (na banknotach obiegowych nie ma podpisów dwóch poprzednich szefów NBP: Leszka Balcerowicza i Sławomira Skrzypka).
NBP nie podaje szacowanych kosztów wymiany banknotów. Wiadomo jedynie, że w dłuższym terminie oszczędności będą większe niż koszty. Oszczędności będą się wiązały przede wszystkim z tym, że zabezpieczenia stosowane przy produkcji obecnych banknotów są droższe niż te, które zostaną zastosowane przy nowych. Koszty wymiany poniosą głównie posiadacze zliczarek czy sortowników banknotów – trzeba będzie je przystosować do nowych pieniędzy.
W 2011 r. – nowszych danych jeszcze nie ma – emisja znaków pieniężnych kosztowała NBP ponad ćwierć miliarda złotych (ta kwota obejmuje drogie w produkcji groszówki oraz monety kolekcjonerskie).
Według NBP na świecie unowocześnianie banknotów ma miejsce średnio co osiem lat. Informacje na temat zabezpieczeń, jakie będą zastosowane w nowych banknotach, będą opublikowane we wrześniu. Na razie wiadomo, że jedna ze zmian będzie polegała na odkryciu pola znaku wodnego, dzięki czemu będzie go lepiej widać.
Kolekcjonerzy polują także na banknoty
Rynek polskich banknotów kolekcjonerskich nie jest duży. W ostatnich latach bank centralny wyemitował zaledwie pięć takich banknotów. Ale to nie znaczy, że kolekcjonerzy nie mają czym handlować. Hobbyści polują na zwykłe banknoty obiegowe – wystarczy, że ma nietypowy numer. Na przykład na jednym z portali aukcyjnych sprzedawca oferuje 50-złotowy banknot za 69 zł, gdyż ten ma tzw. numer radarowy (jednakowy, gdy czytać go normalnie i wspak). Kolekcjonerzy polują też na banknoty serii zastępczych (to seria z literą Y lub Z na początku). Seria zastępcza to emisja przeprowadzana w doraźnym trybie, by uzupełnić braki w serii zwykłej. Wiele zależy od stanu, w jakim jest banknot, ale wśród ofert na portalach są i takie, w których sprzedający za 200-złotowy banknot serii YB żąda 300 zł.
Większe przebicie można uzyskać za banknoty obiegowe już wycofane z obiegu. Przykład: za dwumilionowy banknot z Ignacym Paderewskim wyemitowany w 1993 r. (w bardzo dobrym stanie, wart nominalnie 200 zł po denominacji) sprzedający żąda 709 zł.