W zagraniczne misje gospodarcze z przedstawicielami państwa polskiego pojechali w 2012 r. reprezentanci ok. 600 firm. Jednak urzędnicy niechętnie ujawniają ich nazwy. Poprosiliśmy ministerstwa gospodarki i spraw zagranicznych oraz kancelarie prezydenta i premiera o podanie listy przedsiębiorstw, których przedstawiciele brali udział w 2012 r. w zagranicznych wizytach polskich VIP-ów.
Pełną odpowiedź dostaliśmy tylko z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Dowiedzieliśmy się np., że premierowi w czasie wizyty w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Arabii Saudyjskiej towarzyszyli przedstawiciele Giełdy Papierów Wartościowych, Polskiego Banku Przedsiębiorczości, Lotosu, Orlenu, Krajowej Izby Gospodarczej, kancelarii prawnej Salans, Agencji Rynku Rolnego i PGNiG.
Za to Kancelaria Prezydenta nie podała ani nazw firm, ani podstawy prawnej ich zatajenia, poinformowała jedynie, że lista uczestników ustalana jest przez organizatorów we współpracy z instytucjami wspierającymi biznes, takimi jak KIG czy BCC. Wstrzemięźliwe w informowaniu na ten temat są też resorty.
MSZ ujawniło, że sektorem, który najczęściej korzysta z jego wsparcia, jest szeroko rozumiana energetyka. Podał tylko nazwy kilku firm, m.in. PGNiG, Grupa Lotos i PKN Orlen, choć było ich ponad dwieście.
Z przedstawicielami resortu gospodarki w misje zagraniczne polecieli przedstawiciele ponad 400 firm. Choć czasem korzystali z rządowego samolotu, czyli lecieli na koszt podatnika (catering na pokładzie opłacali już sami), w ministerstwie panuje opinia, że ujawnienie nazw firm wymaga ich zgody. Podano tylko branże.
– Z reguły w misjach uczestniczą dwa typy firm – kilka dużych spółek, które na ogół w przypadku przelotu samolotem specjalnym towarzyszą delegacji oficjalnej na pokładzie. O uczestnictwie decydują liczba wolnych miejsc oraz udział firm w obrotach i inwestycjach na danym rynku. Drugi typ to mniejsze podmioty, które biorą udział w misjach bez żadnych ograniczeń po uprzedniej rejestracji u organizatora misji i korzystają z komercyjnych połączeń – poinformowano nas w MG.
Ta niechęć rządzących do ujawniania kontaktów z biznesem zaskakuje. W innych krajach politycy często się szczycą tym, kogo ze sobą zabierają i jakie interesy ma załatwić.
Gdy jesienią do Polski przyjechał prezydent Francji Francois Hollande, już kilka dni wcześniej prasa nad Sekwaną zapowiadała, że w skład delegacji wejdą m.in. prezesi EdF (Electricite de France) Henri Proglio i Arevy Luc Oursel.
Brak chęci chwalenia się tą współpracą może wynikać z prac komisji śledczych, m.in. rywinowskiej, orlenowskiej i hazardowej, gdzie występowały wątki nieprzejrzystych kontaktów polityków z biznesem. Te sprawy wpływały na notowania partii. Innym problemem jest to, że trudno ocenić, czy misje faktycznie coś dają. Wyjazdy przedsiębiorców z urzędnikami na większą skalę zaczęły się dwa lata temu, a kontrakty często zawierane są po długotrwałych negocjacjach.
– Nikt monitoringu takich wizyt nie prowadzi, tak więc nie można powiedzieć, że wyjazdy na misje gospodarcze są skuteczne lub nie. A skoro rząd nie potrafi znieść barier wzrostu dla przedsiębiorców w Polsce, to tym bardziej nie widzę, jak miałby to zrobić za granicą – tłumaczy ekonomista Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.
Co o zasadzie tajności myślą sami przedsiębiorcy? – Nazwy firm, które uczestniczą w tego typu wyjazdach, powinny być jawne. Oczywiście nie wolno zdradzać powodów, dlaczego tam jadą, bo konkurencja nie śpi. Nieujawnienie tej listy powoduje niepotrzebne wrażenie, że coś jest do ukrycia – mówi dr Wojciech Warski, przewodniczący Konwentu Business Centre Club, który uczestniczył w takiej misji. – Takie wyjazdy są dla polskiego eksportu kluczowe i powinno ich być jak najwięcej. Zwłaszcza poza Europą i Ameryką Północną już sama obecność przedstawicieli państwowych jest swoistą autoryzacją i konkretnym wsparciem pozwalającym na nawiązanie kontaktów biznesowych, których inaczej w ogóle nie udałoby się rozpocząć – dodaje dr Warski.

W innych krajach politycy szczycą się tym, kogo zabierają z sobą za granicę