W nadchodzącym roku liczba bankructw będzie szybko rosła – uważają eksperci Coface Poland. Budownictwo i handel to branże, w których upadnie najwięcej firm.

W 2012 r. zbankrutowało o jedną piątą firm więcej niż rok wcześniej – wynika z danych Coface Poland. Polskie sądy ogłosiły bankructwa 877 przedsiębiorstw. To wynik najgorszy od ośmiu lat.

Bankructwa zakończone sądowym wyrokiem to tylko niewielki wycinek obrazu pogarszającej się kondycji przedsiębiorstw. Statystyka nie uwzględnia przypadków, w których przedsiębiorcy zawieszają działalność albo sami zamykają interes. Ale upadłości sądowe są twardym dowodem na to, że polskie firmy źle znoszą gospodarczą dekoniunkturę.

Za ponad 20-proc. dynamikę wzrostu liczby bankructw w ubiegłym roku odpowiedzialne są głównie dwa sektory. Pierwszy to branża budowlana. Z rynku zniknęło 218 przedsiębiorstw, o 53 proc. więcej niż w 2011 r. Upadali deweloperzy, którzy mają problem ze sprzedażą mieszkań wybudowanych w ciągu ostatnich dwóch lat, i duże firmy zajmujące się inwestycjami infrastrukturalnymi.

Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE dla newseria.pl

– W tym drugim przypadku zawiniły źle zawarte kontrakty inwestycyjne. Kryterium wyboru stanowiła cena, a nie doświadczenie i możliwości firm. W efekcie wiele z nich ogłosiło upadłość, nie mogąc zrealizować zlecenia i pociągając za sobą podwykonawców – uważa Dawid Piekarz, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

Drugą z branż z podobnym udziałem w ogólnej liczbie bankructw jest handel detaliczny. Upadłość ogłosiło w sumie 208 firm, o ponad 15 proc. więcej niż w 2011 r. Problemy tego sektora to efekt przede wszystkim nasilającej się konsolidacji rynku i wzrastającej konkurencji.

– Dodatkowo zmieniła się struktura konsumpcji, klienci znacznie częściej wybierali tańsze dyskonty kosztem małych sklepów – mówi Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.

Eksperci Coface uważają, że główną przyczyną bankructw są rosnące problemy z płynnością.

– Przedsiębiorstwa, które ogłosiły upadłość w ub.r., zalegały swoim kontrahentom na łączną kwotę ponad 70 mln zł – szacuje Tomasz Starzyk z wywiadowni gospodarczej D&B Poland.

To, że liczba bankrutujących firm wzrosła w 2012 r. o jedną piątą, nie powinno dziwić – mówią ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy. Gospodarka wyhamowała z ok. 3,6-proc. wzrostu PKB na początku roku do 1,4-proc. pod jego koniec. Ledwo nadążający za inflacją wzrost płac nie zachęcał do zakupów, do tego wraz z turniejem Euro 2012 skończył się inwestycyjny boom napędzany publicznymi pieniędzmi.
– W takich warunkach rosnąca liczba upadłości to zjawisko naturalne. Tym bardziej że spowolnienie trwa już cztery kwartały – mówi Piotr Bujak, ekonomista banku Nordea. I, jego zdaniem, potrwa jeszcze przynajmniej dwa. A to oznacza, że liczba bankructw w nadchodzących miesiącach na pewno nie spadnie.
W tym roku będziemy zbierać żniwo nasilania się negatywnych zjawisk z 2012 r., głównie rosnących zatorów płatniczych. Do upadku firmy usankcjonowanego wyrokiem sądu od czasu utraty przez nią płynności finansowej upływa co najmniej kilka miesięcy.



– Dlatego liczba bankructw ogłaszanych w trakcie 2013 r. będzie nadal wysoka i zacznie się zmniejszać dopiero w 2014 r. – uważa Piotr Bujak.
Eksperci Coface Poland, firmy zajmującej się ubezpieczaniem należności, która zebrała dane o bankructwach w 2012 r., sądzą, że dynamika wzrostu liczby upadłości z poprzedniego roku co najmniej się utrzyma. I wymieniają branże, w których sytuacja może być najtrudniejsza. Pierwsza z nich to budownictwo. Według Coface przedsiębiorcy próbują się dostosować do nowych realiów rynkowych, ale konkurencja w branży nadal jest duża i wielu z nich może nie przetrwać 2013 r.
– Ja też widzę przyszłość budowlanki raczej w czarnych barwach – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan i właściciel firmy budowlanej. I wymienia powody tego pesymizmu: mniej zamówień publicznych i zastój w budownictwie mieszkaniowym. Szczególnie firmy deweloperskie mają się czym martwić, bo popytowi na mieszkania zaszkodzi zakończenie programu „Rodzina na swoim”. Budowlanka nie może też liczyć na zamówienia z sektora przemysłowego, bo w czasach dekoniunktury wydatki inwestycyjne są wstrzymywane.
Słaby rok czeka też handel. Eksperci nie mają dla branży dobrych prognoz po analizie tzw. zachowań płatniczych przedsiębiorców, którzy ją reprezentują. Zdaniem Andrzeja Falińskiego, dyrektora generalnego Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, zatory się nasilają, zwłaszcza wśród mniejszych podmiotów. – Małe sklepy z cenami o 20 proc. wyższymi nie są atrakcyjne dla klientów – mówi.
Jeremi Mordasewicz uważa, że przetrwają te firmy, które będą w stanie szybko znaleźć rynki zbytu za granicą. I to przede wszystkim poza pogrążoną w kryzysie Europą. W kraju szansą może być odbicie w konsumpcji – dzięki niższej inflacji płace realnie powinny wzrosnąć. Nie bez znaczenia będzie też waloryzacja emerytur i rent, której podstawą będzie wysoki wzrost cen z 2012 r.
– Ale efekty tego zobaczymy dopiero w drugim półroczu, o ile nie później – dodaje ekspert Lewiatana.
Dynamika wzrostu liczby upadłości z poprzedniego roku utrzyma się
Kłopoty częściej dotykają większych
Z większości firm, które zbankrutowały w 2012 r., ponad połowa miała obroty między 5 a 50 mln zł. Z danych Coface wynika, że wzrosła liczba dużych przedsiębiorstw, które nie przetrwały dekoniunktury. O ile jeszcze w 2011 r. firmy z obrotami powyżej 50 mln zł stanowiły jedynie 6 proc. bankrutów, o tyle w ubiegłym roku było to już 12 proc. Statystykę psuły przede wszystkim duże firmy budowlane: Hydrobudowa, PBG, Poldim czy Dolnośląskie Surowce Skalne. Wśród największych bankrutów znalazły się też firmy handlowe, jak Bomi, Dystrybucja Integrator czy Rabat Service. Większość przedsiębiorstw z ogłoszoną upadłością miała stosunkowo krótką historię. Aż 95 proc. z nich zostało założonych już po 1989 r. Z tych starszych Coface wymienia Hutę Kościuszko, Drukarnię Narodową, Hartwig Warszawa, Wiepofamę czy Kieleckie Kopalnie Surowców Mineralnych.