Po upadku drogeryjnego koncernu Schlecker jeden z jego głównych konkurentów na rynku niemieckim, sieć Rossmann, zamierza obniżyć ceny. Czy skorzystają na tym również polscy klienci?
Było ich trzech. Dm, Schlecker i Rossmann przez lata dzielili między siebie intratny i stale rosnący niemiecki (i po częsci również wschodnioeuropejski) rynek drogeryjny. Każdy wręcz bałwochwalczo wierzył w swoją unikalną biznesową strategię. W końcu jeden z gigantów nie wytrzymał konkurencji i ogłosił bankructwo. A walka pozostałych dwóch o schedę po nim to znakomita lekcja kapitalizmu w praktyce.
Przez większą część mijającego roku temat bankructwa Schleckera nie schodził z ust wszystkich Niemców. Niecodziennie zdarza się przecież, że firma osiągająca roczne obroty rzędu 6,5 mld euro i zatrudniająca 36 tys. ludzi w ciągu zaledwie kilku miesięcy zupełnie wypada z gry. Upadkowi Schleckera towarzyszyły za Odrą mieszane uczucia. Z jednej strony założyciel koncernu – ponury miliarder Anton Schlecker, nigdy nie cieszył się najlepszą opinią. Uchodził za uosobienie biznesmena chciwego i nastawionego na zysk za wszelką cenę. Warunki pracy w Schleckerze były najgorsze, a sprzedawców było zdecydowanie za mało. Sklepy szły po linii najmniejszego oporu, jeśli chodzi o wystrój i atmosferę. Z drugiej strony jednak model biznesowy koncernu z Ehingen w Badenii-Wirtembergii miał dwa podstawowe atuty. Schlecker stawiał na ilość.
Pozostało
88%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama