Wspólny nadzór bankowy EBC musi uwzględnić obawy krajów spoza euro - napisali we wtorek we wspólnym oświadczeniu ministrowie finansów Niemiec, Holandii i Finlandii, czyli tzw. północy eurolandu. Ich zdaniem w radzie nadzoru mogą zasiadać także kraje spoza euro.

"Nowy wspólny mechanizm nadzoru z udziałem Europejskiego Banku Centralnego (...) musi brać po uwagę obawy krajów spoza strefy euro względem zarządzania nowym nadzorem. To wymaga odpowiednich struktur zarządzania i jasnego podziału odpowiedzialności pomiędzy nową radą nadzoru w EBC, w której skład mogą wchodzić przedstawiciele wszystkich krajów członkowskich, a radą prezesów EBC" - czytamy w uzyskanym przez PAP wspólnym oświadczeniu wydanym po spotkaniu trzech ministrów finansów we wtorek w Helsinkach.

12 września Komisja Europejska przyjęła propozycję wspólnego nadzoru bankowego dla strefy euro z kluczową rolą EBC. Wynika z niej, że kraje spoza euro mogą przystąpić do wspólnego nadzoru na zasadzie "bliskiej współpracy", a ich pełny udział nie jest możliwy (m.in. prawo głosu w radzie nowego nadzoru), bo EBC nie ma wystarczających kompetencji poza strefą euro. Taką formę udziału w nowym nadzorze odrzucił minister finansów Jacek Rostowski. Jak niedawno dowiedziała się PAP, KE i EBC sprawdzają, czy kraje spoza euro mogą mieć większe, bliskie prawu głosu uprawnienia w radzie nowego wspólnego nadzoru bankowego (ale nie w radzie prezesów samego EBC).

Zdaniem ministrów Niemiec, Holandii i Finlandii rada nowego nadzoru bankowego powinna raportować swoje działania ministrom finansów UE (Ecofin) lub ministrom finansów strefy euro wraz z ministrami z krajów spoza euro, które wejdą do wspólnego nadzoru (Eurogroup plus). Ponadto uważają, że rada ta powinna składać raporty nie tylko do Parlamentu Europejskiego (jak proponuje KE), ale także do parlamentów narodowych.

Szefowie resortów finansów krajów o najwyższych ratingach w strefie euro zaznaczyli też, że trzeba zapewnić, aby EBC mógł skutecznie kontynuować swoje dotychczasowe zadania (z zakresu polityki monetarnej). Zgodnie z przyjętą przez Niemcy linią niespieszenia się z wdrażaniem nowego nadzoru, który ma pozwolić na bezpośrednie dokapitalizowanie banków w strefie euro z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji (EMS), ministrowie przestrzegli przed pośpiechem "kosztem jakości nowego nadzoru".

Niemiec, Holender i Fin odnieśli się też do innej zapalnej kwestii związanej z bezpośrednim dokapitalizowaniem banków z funduszu EMS, który ma wejść w życie w październiku i z którego jako pierwsi zapewne skorzystają Hiszpanie. Trwają debaty nad tym, kogo będą obciążać tzw. aktywa odziedziczone, czyli często toksyczne aktywa rekapitalizowanych banków: kraje, z których banki te pochodzą, czy też sam EMS, którego udziałowcami są kraje euro. Pierwsza opcja byłaby niekorzystna dla krajów wspieranych, które przez bezpośrednie dokapitalizowanie banków chcą odciążyć swoje budżety, ale wprowadziłaby element odpowiedzialności, na którym zależy krajom północy.

"EMS może wziąć bezpośrednią odpowiedzialność za problemy, które pojawią się pod nowym nadzorem, ale za aktywa odziedziczone powinny odpowiadać władze krajowe" - czytamy w oświadczeniu.

Ministrowie zapowiedzieli inaugurację "startowej" fazy EMS na spotkaniu zarządu EMS, czyli ministrów finansów strefy euro 8 października.

W oświadczeniu na zakończenie spotkania w Helsinkach ministrowie podkreślili "ogromną wagę" raportu szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya, który ma zawierać harmonogram osiągnięcia "rzeczywistej unii gospodarczej i walutowej" oraz odniesie się do "wzmocnienia legitymacji demokratycznej i odpowiedzialności".

"By wypełnić swoją rolę w przygotowaniu spotkań szczytu strefy euro, eurogrupa musi pracować aktywnie nad tymi kwestiami" - zapowiedziało trzech ministrów finansów wchodzących w skład eurogrupy.

Połówkowy raport Van Rompuya ma być dyskutowany na październikowym szczycie UE. W ramach przygotowań do tego raportu Van Rompuy zasygnalizował propozycję parlamentu i budżetu centralnego strefy euro.