Nad Rosją wisi miecz Damoklesa w postaci niewykupionych sowieckich obligacji z czasów Leonida Breżniewa. Moskwa przegrywa kolejne pozwy, a ogólna suma należności może się zbliżać do połowy PKB kraju.
Chodzi o 20-letnie obligacje wyemitowane w 1982 r. Państwo obiecywało wówczas 2 proc. odsetek rocznie. Co więcej, obligacje były zarazem losami w państwowej loterii. Szczęśliwi nabywcy mogli wygrać 10 tys. rubli, wołgę albo żyguli (poza ZSRR znane pod nazwą „łada”). Gdy minęło 20 lat, Związek Sowiecki już nie istniał, a nowa, pogrążona w chaosie Rosja odmówiła spłaty zobowiązań. Tyle że – w przeciwieństwie do pozostałych republik sowieckich – nieformalnie.
Ekonomiści szacują, że gdyby Moskwa zdecydowała się dziś na wykupienie papierów i zapłatę wszystkich odsetek, kosztowałoby ją to 25 bln dzisiejszych rubli (2,5 bln zł), czyli połowę krajowego PKB, na co żadne państwo nie mogłoby sobie pozwolić. Prezydent Władimir Putin jednak swego czasu obiecywał obywatelom rekompensaty za utracone pieniądze. Jednocześnie jednak wprowadził moratorium na spłatę zadłużenia do 2015 r. Co dalej, nie wie na razie nikt. Tymczasem posiadacze obligacji wygrywają procesy sądowe. Bloomberg i Slon.ru podają przykłady trzech Rosjan, którym niezależnie od siebie trybunał w Strasburgu nakazał wypłacić w sumie 240 tys. euro.