Na boomie wywołanym raportami amerykańskich ekspertów o gazowym eldorado w Polsce już skorzystały potężne koncerny z USA. ConocoPhillips i Marathon Oil gazu jeszcze nie znalazły, ale poszukiwania zdołały przekuć w wielki sukces na giełdzie papierów wartościowych.
Gazu jeszcze nie ma, ale wartość amerykańskich koncernów mocno rośnie / DGP
Od sierpnia 2009 r., gdy Wood Mackenzie opublikował korzystne dane o szacunkowych zasobach niekonwencjonalnego gazu, do marca 2012 r., gdy brutalnie zweryfikował je Państwowy Instytut Geologiczny, kursy koncernów posiadających łupkowe koncesje w Polsce poszybowały nawet o 80 proc., jak w przypadku ConocoPhillips. Z kolei np. akcje Marathon Oil zdrożały o 76 proc., a Chevronu – o ponad 60 proc.
Paweł Kordala, analityk X-Trade Brokers DM, nie ma wątpliwości, że łupkowy boom zapoczątkowany w 2009 r. miał kluczowy wpływ na mocne wzrosty notowań amerykańskich firm. – Informacje o gigantycznych zasobach tego surowca w Polsce, Argentynie czy Meksyku rozpaliły głowy inwestorów – podkreśla. Potentaci tacy jak ConocoPhillips, Marathon Oil, ExxonMobil czy Chevron zaczęli masowo wykupywać koncesje poszukiwawcze w tych krajach. Liczyli na powtórkę gazowej rewolucji, jaka miała miejsce w USA. – A notowania spółek zaangażowanych w poszukiwania rosły – tłumaczy analityk XTB.
Amerykańskie firmy są jedynymi wygranymi łupkowego boomu w Polsce / DGP
Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych, zastrzega, że wiązanie tych wzrostów tylko z gazową gorączką jest za daleko idące. – Zasadniczy wpływ na kurs mogły mieć inne czynniki. W przypadku Conoco to restrukturyzacja firmy i wycofanie się z operacji w Rosji. Duże znaczenie mają też notowania ropy naftowej – wyjaśnia.
Ropa w tym okresie faktycznie zdrożała i to o 74 proc. Gaz w USA staniał jednak o 63 proc. A notowania innych firm z branży naftowo-gazowej, ale niezaangażowanych w poszukiwania łupków, rosły dużo wolniej: rosyjskiego Lukoila o 23 proc., norweskiego Statoila o 20 proc., a francuskiego Totala ledwie o 3 proc.
Eksperci podkreślają, że choć wpływ na kapitalizację spółek na giełdzie powinny mieć udokumentowane zasoby surowców, a nie samo posiadanie koncesji poszukiwawczych, gracze giełdowi często kierują się inną logiką. – Rynek stara się zdyskontować przyszłość i tak z pewnością było w przypadku gazu z łupków – uważa Kordala.
Niestety nie korzystają na tym rodzime spółki zaangażowane w poszukiwania. Akcje PGNiG od sierpnia 2009 r. do marca 2012 r. staniały o 0,5 proc. Zyskał za to Orlen – i to aż o blisko 40 proc. Jednak to nadal mniej niż w przypadku Amerykanów.
Rynek zaufał koncernom z USA
– Giganci mocno poślizgnęli się na gazie. Łupkową rewolucję w Stanach Zjednoczonych zapoczątkowały bowiem małe firmy i to one mają większość najbardziej atrakcyjnych koncesji wydobywczych w tym kraju. Wielcy się spóźnili. Dlatego przejmując teraz koncesje za granicą, próbują udowodnić, że tym razem nie przegapią okazji – wyjaśnia Paweł Kordala, analityk X-Trade Brokers DM.
To jest jeden z powodów, dla którego amerykańskie giganty naftowo-gazowe tak mocno weszły do Polski. Zwłaszcza że początkowe szacunki mówiły o tym, że mamy największe na naszym kontynencie ilości niekonwencjonalnego surowca, a w dodatku cena gazu jest tu sporo wyższa niż w USA. – Tam za paliwo płaci się 2 dol/MBtu, podczas gdy minimalny koszt produkcji jest co najmniej dwa razy wyższy – tłumaczy DGP Peter Csaszar, analityk KBC Securities N.V.
W Polsce za gaz płacimy ponad sześć razy więcej. Dla firm wydobywczych może to być więc świetny biznes. Choć poszukiwania w naszym kraju nie przyniosły jeszcze wymiernych efektów, bo wciąż nikt nie wie, ile gazu mamy i czy w ogóle jego wydobycie będzie opłacalne, amerykańskie koncerny zanotowały w ciągu ostatnich trzech lat imponujący wzrost notowań swoich akcji. Część analityków nie ma wątpliwości, że spora w tym zasługa właśnie decyzji o rozpoczęciu wierceń poza Ameryką Północną.
– Widać, że rynek na razie ufa tym firmom, choć podbicie na tej podstawie kursów amerykańskich koncernów to mocno spekulacyjne zachowanie – przekonuje analityk XTB.
Jak zaznacza Kordala, firmy zaangażowały się bowiem w bardzo ryzykowne przedsięwzięcie i jeśli okaże się, że wyniki poszukiwań nie spełnią oczekiwań, można spodziewać się korekty notowań ich akcji.
Co ciekawe, na razie beneficjentami łupkowego boomu w Polsce nie stały się rodzime koncerny. Eksperci twierdzą, że wszystko to ma związek ze skalą niezbędnych inwestycji, które mają doprowadzić do potwierdzenia zasobów i uruchomienia wydobycia. W Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie szacują, że tylko na jedną koncesję trzeba będzie wydać nawet 30 mld zł.
– To niesłychane obciążenie dla polskich firm. Wystarczy wspomnieć, że budowa elektrowni atomowej ma kosztować 40 mld zł. Wątpię, czy nasze koncerny są w stanie samodzielnie udźwignąć taki ciężar inwestycyjny, nawet jeśli kilka rodzimych spółek połączy siły i dostanie wsparcie Skarbu Państwa – tłumaczy Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych.
Według niego aby projekt wydobycia gazu z łupków ruszył, konieczne jest wsparcie z zagranicy. – Bez tego sukcesu nie będzie – podkreśla nasz rozmówca.
Na razie jednak tylko słychać o możliwych sojuszach Lotosu, PGNiG czy Orlenu z amerykańskimi lub kanadyjskimi gigantami. Efektów jednak nie ma. – Wiemy, że gaz w łupkach mamy. Kluczem do skorzystania z tych zasobów jest jednak technologia. Czy ta amerykańska sprawdzi się na polskim gruncie i będzie opłacalna? Dziś nie wiadomo – dodaje Andrzej Sikora.