Polski rząd powinien przestać odgrywać rolę dostawcy popytu i stać się aktywnym graczem realizującym interesy narodowe na globalnym rynku
Idą ciężkie czasy. Grecja już zbankrutowała, pozostałe kraje PIGS trzymają się jeszcze tylko dzięki zmasowanej interwencji państwa. Strefa euro coraz bardziej pogrąża się w kryzysie.
Idą ciężkie czasy. Grecja już zbankrutowała, pozostałe kraje PIGS trzymają się jeszcze tylko dzięki zmasowanej interwencji państwa. Strefa euro coraz bardziej pogrąża się w kryzysie.
Polska zaraz doświadczy poważnego spowolnienia wzrostu, a w 2013 r. może nas czekać recesja. To wymaga przyjęcia i realizacji innej niż dotychczasowa strategii rozwoju kraju. Już nie wystarczy lać beton i asfalt, trzeba przyjąć inne priorytety. Oto co należy zrobić, żeby uniknąć czarnego scenariusza recesji i wzmocnić naturalne przewagi naszej gospodarki.
Polski rząd powinien przestać odgrywać rolę dostawcy popytu i stać się aktywnym graczem realizującym interesy narodowe na globalnym rynku. W minionych latach rząd i samorządy były przede wszystkim inwestorem, za pieniądze własne i unijne budowano drogi, chodniki z kolorowej kostki, aquaparki, mosty itp. To było skuteczne wtedy, gdy inwestycje prywatne siadły i trzeba było podtrzymać wzrost gospodarczy inwestycjami publicznymi. Ale te czasy minęły, pieniądze na inwestycje się kończą, więc rząd i samorządy muszą znaleźć inne sposoby stymulowania wzrostu. Tym sposobem musi być zmiana ich roli z dostawcy popytu inwestycyjnego na siłę wspierającą ekspansję polskich firm. To oznacza, że resorty gospodarcze – skarbu, gospodarki i finansów – powinny zacząć przeznaczać znacznie więcej czasu i wysiłków na wspieranie procesu budowy silnych polskich spółek, które zaczną jeszcze skuteczniej zdobywać globalne rynki.
Ktoś powie, że to przecież nie jest zadanie rządu, tylko samych przedsiębiorstw. Że tak nie jest, pokazują przykłady rządów USA, Chin czy Niemiec, które angażują się w działania wspierające narodowe koncerny. Ileż to razy ambasadorowie tych państw lobbowali w interesie rodzimych firm. Są setki przykładów, w tym takie, kiedy premier lub minister innego kraju podejmował działania w celu przekonania naszych decydentów, żeby dokonali korzystnych dla zagranicznej firmy wyborów. Teraz nadszedł czas, abyśmy sami zaczęli realizować taką strategię. Mogę podać konkretne przykłady. W naszym interesie narodowym jest doprowadzenie do tego, aby KGHM został globalnym liderem wydobywczym.
Zatem krótkoterminowe interesy ministra finansów, aby pozyskać wysoką dywidendę w celu obniżenia deficytu budżetowego, trzeba traktować jako mniej istotne niż interes narodowy, czyli budowę giganta wydobywczego. Podobnie w przypadku prywatyzacji puławskich Azotów. To jest świetna okazja, żeby zbudować silny narodowy koncern chemiczny, który za dekadę zdetronizuje niemiecki BASF. W tym przypadku zamiast rozważać sprzedaż spółce pracowniczej, która w czasach nadchodzącej recesji może mieć problemy z przetrwaniem, trzeba sprzedać Azoty polskiemu liderowi w sektorze chemicznym, czyli polskiemu Synthosowi. A potem umożliwić dalszą budowę potęgi polskiej chemii, sprzedając polskiemu Synthosowi kolejne państwowe spółki z tego sektora.
Należy uruchomić siłę polskiej dyplomacji biznesowej, żeby wesprzeć globalną ekspansję innych rodzimych firm, które już odnoszą sukcesy na globalnym rynku – niech Fakro stanie się globalnym liderem w produkcji okiem dachowych, Nowy Styl niech zdominuje światowy rynek krzeseł, Solaris autobusów, a Polsat branżę nowoczesnych mediów cyfrowych. Przykłady można mnożyć. Ministrowie polskiego rządu i ambasadorowie Polski za granicą powinni być dumni z tego, że pomogli w ekspansji prywatnych firm, a ich zasługi w tym obszarze powinny być chwalone przez współczesnych medialnych bardów. Jeżeli się uda, wtedy w kraju powstaną setki tysięcy dobrze płatnych miejsc pracy, tu będą centrale globalnych, polskich firm, tutaj będą płacone podatki. Tutaj będzie rozwój na miarę XXI wieku.
Trwa brutalna gra o układ sił w gospodarce przyszłości. Czy chcemy, aby o polityce kredytowej w Polsce decydowały zarządy banków w państwach, które z powodu kłopotów własnych instytucji mogą pogrążyć nasz kraj w recesji, odmawiając polskim firmom kredytów? Czy chcemy, aby zarządy firm w innych krajach, często pod naciskiem polityków, decydowały o tym, że ograniczają produkcję w Polsce, bo trzeba utrzymać miejsca pracy w innym miejscu? Czy chcemy, aby w procesie prywatyzacji powstały słabe kapitałowo spółki pracownicze, które za jakiś czas będą zmuszone sprzedać fabrykę inwestorowi zagranicznemu?
Nie chcemy. Czas, aby Polska zdobyła szacunek na świecie nie dlatego, że dobrze zorganizowała masową imprezę, tylko dlatego, że skutecznie buduje potęgę polskich kapitalistów, którzy stworzą setki tysięcy dobrze płatnych miejsc pracy. Potrzebna jest nowa wizja: dwadzieścia globalnych polskich koncernów o kapitalizacji liczonej w dziesiątkach miliardów dolarów w 2020 r. Wtedy będziemy dumni z Polski.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama