Do 2020 r. udział zielonej energii musi wynieść co najmniej 15 proc.
Opóźnia się przyjęcie nowej ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Zdaniem Andrzeja Czerwińskiego, przewodniczącego sejmowej podkomisji ds. energetyki, stanie się to najwcześniej we wrześniu, a to oznacza, że ustawa może wejść w życie dopiero w 2013 r. To pół roku po terminie.
Opóźnia się przyjęcie nowej ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Zdaniem Andrzeja Czerwińskiego, przewodniczącego sejmowej podkomisji ds. energetyki, stanie się to najwcześniej we wrześniu, a to oznacza, że ustawa może wejść w życie dopiero w 2013 r. To pół roku po terminie.
– To niedobra wiadomość, bo wydłuża stan niepewności, czy inwestowanie w zieloną energetykę będzie opłacalne – mówi DGP prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej, sekretarz Krajowej Rady ds. Redukcji Emisji przy ministrze gospodarki.
Nowa ustawa wzbudza kontrowersje. Negatywne opinie dotyczące nowego modelu wsparcia zielonego sektora przedstawili zarówno eksperci, jak i stowarzyszenia reprezentujące branżę i poszczególne firmy. O co chodzi?
Ministerstwo Gospodarki, które pracuje nad dokumentem, chce utrzymania systemu tzw. zielonych certyfikatów uzyskiwanych z produkcji energii z OZE (wytwórcy sprzedają je wraz z energią elektryczną, dzięki czemu otrzymują więcej pieniędzy), ale znosi obowiązek zakupu zielonej energii przez sprzedawców prądu. Zdaniem branży taki model najmocniej uderzy w elektrownie wiatrowe.
/>
– Aby mieć prawo wprowadzenia energii do sieci, trzeba będzie znaleźć chętnego do jej zakupu – twierdzi Krzysztof Prasałek, prezes PSEW. – Skutek będzie taki, że energia z elektrowni wiatrowych będzie musiała być oferowana po znacząco niższej cenie niż deklarowana w ustawie średnia cena z roku ubiegłego, bo tylko wtedy będzie mogła w ogóle zostać wprowadzona do systemu elektroenergetycznego – załamuje ręce Prasałek.
Inna przeszkoda. Nowy system wsparcia inwestycji będzie oparty na tzw. współczynnikach korygujących, które mają być ustalane co trzy lata. Branża obawia się, że możliwość tak częstej zmiany współczynników spowoduje, że w dłuższej perspektywie niemożliwe będzie prognozowanie stopnia opłacalności projektów. Dla banków zainteresowanych finansowaniem inwestycji w OZE to najważniejsze kryterium przyznawania kredytów. Stąd obawy, że trudno będzie uzyskać finansowanie nowych projektów.
Te dwa elementy – zdaniem branży wiatrowej – doprowadzą do drastycznego spadku przychodów obecnie pracujących i realizowanych w przyszłości elektrowni wiatrowych. – A to niechybnie zakończy się falą spektakularnych bankructw i praktycznym wstrzymaniem nowych inwestycji w elektrownie wiatrowe – ostrzega Prasałek.
Polska musi rozwijać sektor zielonej energii, bo zobowiązała się, że jej udział w 2020 r. wyniesie co najmniej 15 proc. Jak to zrobi, unijnych urzędników nie interesuje. Problem w tym, że kołem zamachowym miał być właśnie dynamiczny rozwój elektrowni wiatrowych.
Ciężar inwestycji spoczywa na barkach największych państwowych spółek energetycznych. Tylko PGE, największa grupa energetyczna w Polsce, w ciągu 9 lat planuje wybudować lub kupić 2 tys. MW mocy w elektrowniach lądowych i morskich. To więcej niż wszystkie istniejące dziś farmy. Wiatraki chcą budować też Tauron, Enea i Energa, ale również koncerny spoza branży energetycznej, jak Orlen i KGHM. Sektorem zainteresowani są również inwestorzy zagraniczni: RWE oraz GDF Suez, a także najbogatszy Polak Jan Kulczyk. Spółki wstrzymują się jednak z ogłoszeniem swoich projektów, bo nie ma jasności co do przyszłych reguł finansowania tego typu przedsięwzięć. Takie deklaracje składał ostatnio m.in. Maciej Owczarek, prezes Enei.
Ministerstwo ogranicza wsparcie dla wiatraków, bo twierdzi, że koszt wytwarzania energii z wiatru, ale również w technologii współspalania węgla i biomasy oraz w starych elektrowniach wodnych, jest dużo niższy niż obecnie otrzymywana pomoc. Resort szacuje, że oszczędności z ograniczenia wsparcia dla tych gałęzi sektora pozwolą zaoszczędzić ok. 2 mld zł. Dzięki nowym regulacjom wsparcie powinno zostać w większym stopniu skierowane do droższych technologii, wymagających większego wsparcia – zakłada nowy projekt. Taką technologią jest dziś energetyka solarna.
– Pytanie tylko, czy ona będzie w stanie zastąpić planowane inwestycje w wiatr. Dzisiaj to niemożliwe – mówi Krzysztof Żmijewski. Powód – obecnie to najdroższa dostępna zielona technologia.
Niewykluczone, że proponowany system wsparcia zostanie jednak zmodyfikowany. O takiej możliwości mówił ostatnio Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki. Na razie branża czeka na opublikowanie na stronach Rządowego Centrum Legislacji uwag zgłoszonych do projektu ustawy w trakcie konsultacji społecznych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama