Polskę czeka boom przydomowej energetyki. W ciągu dwóch dekad z najmniejszych elektrowni będziemy wytwarzać nawet 10 proc. energii.
Polskę czeka boom przydomowej energetyki. W ciągu dwóch dekad z najmniejszych elektrowni będziemy wytwarzać nawet 10 proc. energii.
/>
Wiatraki, panele słoneczne, turbiny gazowe i biogazowe o mocy poniżej 50 kW – takie urządzenia wkrótce zaleją kraj. Wysyp mikroinstalacji wytwarzających energię będzie możliwy dzięki nowej ustawie o odnawialnych źródłach energii (OZE). Dokument 2.0 szykowany przez Ministerstwo Gospodarki zakłada zniesienie absurdalnych przepisów, które dziś hamują rozwój przydomowej energetyki.
Nowa ustawa, która ma szanse wejść w życie na początku 2013 r., zmienia reguły gry. W projekcie znalazł się zapis uwzględniający obowiązek zakupu energii elektrycznej wytworzonej w mikroinstalacji. To oznacza, że jeśli Kowalski pobierze z gniazdka mniej energii, niż wyprodukował i wpuścił do sieci, to za nadwyżkę otrzyma wynagrodzenie.
– Będzie to możliwe bez konieczności zakładania działalności gospodarczej – mówi Iwona Dżygała z biura prasowego resortu gospodarki.
Dodatkowo procedura podłączania mikroźródła do sieci ma być znacznie uproszczona.
Obowiązujące prawo energetyczne z 1997 r. zupełnie pomija sektor mikroenergetyki. W efekcie dziś mało kogo stać na własną elektrownię. Na domiar złego jej uruchomienie to droga przez mękę. Przeszkoda numer jeden: według obecnych przepisów właściciel przydomowego wiatraka, aby oddawać energię do sieci, a to wymóg związany z bezpieczeństwem systemu energetycznego, musi prowadzić działalność gospodarczą i opłacać składki do ZUS w wysokości ok. 800 zł miesięcznie.
– Aby zarobić na składki, jego pikowiatrak powinien pracować 100 godz. na dobę. Ponadto wymagane jest spełnianie warunków farmy wiatrowej – wytyka Krzysztof Żmijewski ze Społecznej Rady Narodowego Programu Redukcji Emisji przy Ministerstwie Gospodarki.
Polską energetykę czeka rewolucja, ponieważ nowa ustawa o odnawialnych źródłach energii (OZE) zakłada wprowadzenie elastycznych i czytelnych zasad wspierania produkcji zielonej energii z mikroelektrowni. Taki boom ma już miejsce w Wielkiej Brytanii, która podobny system wprowadziła w kwietniu 2010 r. I w ciągu zaledwie dwóch lat powstało 200 tys. instalacji dających 600 MW mocy.
– W takim tempie nie powstanie żaden duży blok energetyczny – mówi DGP prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej. Docelowo wyspiarze chcą mieć 2 mln instalacji i kilka tysięcy megawatów. Brytyjczycy najchętniej montują panele fotowoltaiczne na dachach domów. To dziś aż 90 proc. wszystkich działających przydomowych elektrowni. Na resztę składają się wiatraki oraz źródła kogeneracyjne, czyli wytwarzające ciepło i energię elektryczną.
Zdaniem ekspertów Polska ma szansę pójść podobną drogą. Pomoże w tym prawo do sprzedaży nadwyżki energii wytworzonej z OZE w mikroinstalacji bez konieczności prowadzenia działalności gospodarczej. To dziś największy hamulec rozwoju małych przydomowych elektrowni. Powód – koszty prowadzenia działalności przewyższają korzyści z produkcji prądu koło domu.
Zachętą do inwestowania w przydomowe źródło energii z całą pewnością będą rosnące koszty energii elektrycznej wywołane między innymi polityką klimatyczną Unii Europejskiej. Dziś jeszcze problemem jest cena dostępnych technologii w mikroenergetyce wiatrowej, solarnej i gazowej, ale koszt ich produkcji systematycznie spada. Na przykład cena modułów fotowoltaicznych tylko w ciągu ostatnich 3 lat spadła o połowę.
– Jeśli cena ogniw nadal będzie spadać w takim tempie, to zakładając stawki na lata 2013 – 2014, po których energia będzie kupowana od najmniejszych producentów, okres zwrotu domowego panelu fotowoltaicznego wyniesie już tylko 6 lat – mówi prof. Krzysztof Żmijewski.
Świadomi nadchodzącej rewolucji są też szefowie największych koncernów energetycznych.
– Zapotrzebowanie na energię będzie rosło, ale zmieniać się będzie także struktura jej wytwarzania. Energetyka nie będzie już taka jak dotychczas, kiedy oparta była praktycznie jedynie na blokach węglowych dużej mocy – mówi DGP Paweł Skowroński, wiceprezes PGE, największej grupy energetycznej kontrolowanej przez Skarb Państwa.
Eksperci faktycznie chwalą kierunek zmian proponowany przez rząd, lecz wytykają, że nowa ustawa znosi przeszkody do rozwoju mikroenergetyki, ale tylko w zakresie OZE. Nie przewiduje promowania na szeroką skalę mikroinstalacji wytwarzających jednocześnie energię i ciepło z paliw kopalnych, np. gazu. A to już dziś w Polsce bardzo popularny sposób na produkcję ciepła.
Panel, wiatrak lub mikroelektrownia
Dziś możemy wybierać spośród trzech technologii produkcji energii w przydomowej elektrowni. Najprostszym sposobem jest montaż na dachu panelu fotowoltaicznego. Nie należy go mylić z kolektorem, który służy do produkcji ciepła i najczęściej wykorzystywany jest do podgrzewania wody. Amatorzy własnej elektryczności mogą też postawić na wiatraki.
Te urządzenia najczęściej umieszcza się na masztach osadzonych w gruncie. Małe wiatraki można też instalować na dachu domu, pod warunkiem że konstrukcja będzie do tego przystosowana. W warunkach przydomowych najpopularniejsze są elektrownie 3 – 5 kW. Moc takich elektrowni, wspomagana energią zmagazynowaną w akumulatorach, wystarczy nierzadko do zasilania oświetlenia, układów pompowych, sprzętu i urządzeń domowych. Ostatni sposób to mikroelektrownie biogazowe i gazowe.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama