S&P 500 zyska 14 proc. do poziomu około 1400 punktów pod koniec tego roku – wynika z sondażu agencji Bloomberg przeprowadzonej wśród dwunastu specjalistów od strategii rynkowej. Tak optymistyczne prognozy ostatni raz odnotowano w październiku 2008 roku, kiedy zakładano wzrost indeksu o 27 proc., lecz faktycznie stracił on 18 proc.
Analitycy różnych instytucji finansowych od Oppenheimera po szwajcarski bank UBS i brytyjski Barclays uważają, że akcje nadrobią straty rzędu 19 proc. poczynając od kwietnia. Założenie to opiera się na przeświadczeniu, że politycy zdołają zapobiec bankructwu Grecji, a zysk w indeksie S&P 500 wzrośnie do 95,85 dolarów na akcję.
Wcześniej z powodu kryzysu zadłużeniowego w Europie oraz degradacji ratingu kredytowego USA ci sami stratedzy w ostatnich dwóch miesiącach obcięli swoje prognozy dla S&P 500 poniżej średniego poziomu 1401 punktów.
„Inwestorzy byli zbyt nastawieni na spadki i dobijani przez różne dane makroekonomiczne” – mówi Brian Belski główny strateg inwestycyjny Oppenheimer w Nowym Jorku.
Belski utrzymuje swoją prognozę z grudnia, według której S&P 500 zakończy ten rok na poziomie 1325 punktów, czyli 16 proc. powyżej wczorajszego zamknięcia. Średnia projekcji wszystkich strategów na koniec 2011 roku wyniosła 1379 punktów.
Ale Eric Teal, główny szef inwestycyjny w First Citizens Bancshares z Raleigh, stan Karolina Północna uważa, że stratedzy nie powinni być aż tak optymistyczni z uwagi na powagę kryzysu zadłużeniowego w Europie.
Wśród sceptyków jest David Kostin z Goldman Sachs Group, który w tym tygodniu po raz trzeci w ciągu trzech miesięcy obciął swoja prognozę dla S&P 500 na 2001 rok z 1250 punktów do 1200 punktów. Sądzi on, że chociaż USA unikną recesji, ale odrodzenie gospodarcze znajdzie się w stagnacji.