Małe sklepy bronią się przed wprowadzeniem płatności bezgotówkowych. Robią to dopiero, gdy w ich okolicy powstanie duży market.
Według danych NBP na koniec III kwartału 2010 r. kartą można było zapłacić w 188 tys. placówek handlowo-usługowych. Oznacza to wzrost o 17 tys. placówek w ciągu roku. Nadal jednak udział punktów akceptujących rozliczenia bezgotówkowe jest niewielki. Z danych GUS wynika, że wszystkich zarejestrowanych w kraju sklepów jest obecnie 364 tys. Punktów usługowych jest niewiele mniej. Zatem kartą można płacić w jednej trzeciej z nich.
Dlaczego jak dotąd tak niewiele placówek zdecydowało się wprowadzić płatności bezgotówkowe? Powodem są przede wszystkim wysokie koszty z tym związane.
Wysokość prowizji, jaką trzeba zapłacić wydawcy karty oraz organizacji płatniczej, wynosi 2 – 3 proc. wartości każdej transakcji.
Ale na tym nie koniec. Do tego dochodzą jeszcze wydatki na połączenia terminalu z centrum autoryzacji kart. To oznacza kolejne 10 – 30 groszy od każdej przeprowadzonej transakcji. Wreszcie trzeba doliczyć opłaty związane z dzierżawą terminalu. Jest to kolejne 65 – 100 zł miesięcznie.
Wszystkie łączne opłaty są przynajmniej trzy razy większe od tych, które pobiera się z tego tytułu na zachodzie Europy. Nic więc dziwnego, że płatności bezgotówkowe są jak na razie rozpowszechnione na szeroką skalę tylko w dużych sieciach handlowych, które co miesiąc realizują wysokie obroty. Małe sklepy, w których średni rachunek za zakupy wynosi 15 – 20 zł, wciąż stawiają na gotówkę. Szczególnie że koszty konwoju, odprowadzania gotówki z utargów do banku czy bezpiecznego jej przechowywania na terenie sklepu wynoszą około 0,5 proc. od transakcji.
– Klienci przychodzą do naszych sklepów po drobne, codzienne zakupy, na które gotówka, którą akurat dysponują, w pełni im wystarczy. Obciążanie ich dodatkowo kosztami w związku z uruchomieniem płatności bezgotówkowych nie ma więc sensu – tłumaczy Anetta Jaworska-Rutkowska z Jeronimo Martins Dystrybucja, właściciela sieci Biedronka.
Dodaje jednocześnie, że firma stara się o to, by w pobliżu jej sklepów znajdowały się bankomaty dla tych osób, którym akurat gotówka się już skończyła.
Rozwiązanie Biedronki, mimo że nieidące z duchem czasu, nie przeszkadza jej dynamicznie się rozwijać. W ubiegłym roku sieć zanotowała wzrost sprzedaży o 29,1 proc., do poziomu 4,8 mld euro.
Nic więc dziwnego, że ten model wciąż utrzymuje też wiele innych sklepów, zwłaszcza tych położonych na wsi i w małych miasteczkach. Zachęca ich do tego także krótki czas płacenia gotówką.
– Płatność gotówką trwa około 25 sekund, natomiast na płatność kartą potrzeba od 30 do 60 sekund. Korzystne jest w takiej sytuacji stosowanie kart zbliżeniowych PayPass, które do kwoty 50 zł nie wymagają autoryzacji ani wpisania kodu PIN, zatem czas realizacji transakcji trwa około 10 – 15 sekund – zauważa Artur Szymoniak, dyrektor departamentu rozwoju usług w Żabka Polska.
Sklepy w dużych miastach, nawet te małe, muszą się jednak dostosować do zachodniej konkurencji, która zdominowała te aglomeracje. Bez wprowadzenia płatności bezgotówkowych przegrają walkę z działającym w okolicy marketem. Bo coraz więcej klientów chce płacić kartami.
Dorota Patejko z Auchan Polska przyznaje też, że z roku na rok przybywa klientów, którzy płacą kartami, a nie gotówką za zakupy. Jest to związane z rosnącą liczbą kart debetowych i kredytowych w kraju.
Takie rozwiązanie jest też korzystne dla sklepów. Terminal pozwala wprowadzić usługi dodatkowe w sklepie, dzięki którym może on odzyskać część pieniędzy, które płaci za przyjmowanie kart. Sklepy umożliwiają np. doładowywanie telefonów czy płacenie rachunków.
Rosnącą popularnością cieszy się cash back, czyli wypłata gotówki w kasie sklepu. Na koniec września 2010 r. oferowało ją blisko 23 tys. placówek handlowych. W III kwartale ubiegłego roku dokonano 304,2 tys. transakcji cash back na łączną kwotę 33,6 mln zł. W porównaniu do kwartału poprzedniego oznacza to wzrost odpowiednio o 7,7 proc. i 12,8 proc. Z analizy Expandera wynika, że 7 z 13 banków oferujących tego typu usługę nie nalicza za korzystanie z niej opłaty. W pozostałych prowizja nie przekracza 1 zł. Tymczasem za wypłatę z obcego bankomatu zwykle trzeba zapłacić ok. 5 zł.
Mimo korzyści płynących z zainstalowania terminalu sieci nie ustają w pracach nad rozwiązaniami, które pomogą im obniżyć koszty, jakie ponoszą w związku z akceptacją kart płatniczych. Niektóre sklepy wprowadzają na przykład limity, od których można płacić kartą. Zrobiły tak Lidl czy Bomi. W tym ostatnim rachunek musi opiewać na kwotę większą niż 5 zł. Handlowcy przyznają jednak, że taka usługa opłaca się jednak dopiero od kwoty 20 zł na rachunku.
Sieci wprowadzają też własne karty kredytowe, dzięki którym część prowizji, jaką płacą za obsługę płatności bezgotówkowych, trafia z powrotem na ich konto. Proponują ją m.in. Auchan czy Carrefour.