Pomimo presji państw UE szanse na szybką reformę prawa konkurencyjności są niewielkie.
Nie ma konkretnej daty zakończenia przeglądu prawa konkurencyjności – tak na list ministrów gospodarki Francji, Niemiec, Polski i Włoch, opublikowany w czwartek w DGP, odpowiedziała Komisja Europejska. Rzeczniczka KE Arianna Podestà poinformowała, że list dotarł do jego adresatki, wiceprzewodniczącej KE odpowiedzialnej za konkurencyjność Margrethe Vestager, ale na ten moment trudno mówić o konkretnych ramach czasowych.
To komplikuje zwłaszcza plany Berlina, który – jak pisze „Handelsblatt” – liczył na podjęcie kroków legislacyjnych przez KE w najbliższych tygodniach, by w czasie niemieckiego przewodnictwa w Radzie UE w drugiej połowie roku minister gospodarki Niemiec Peter Altmaier, jeden z sygnatariuszy listu, mógł szybko zakończyć proces legislacyjny i wdrożyć reformę. Poluzowanie przepisów antymonopolowych to jeden z postulatów, który ma pomóc europejskim koncernom w konkurowaniu z chińskimi gigantami.
Francja i Niemcy apelują o to od roku, kiedy KE nie zgodziła się na fuzję Alstomu i Siemensa. To połączenie miałoby pozwolić na utworzenie czempiona kolejowego na kształt Airbusa, europejskiego konsorcjum lotniczego, które świetnie sobie radzi na światowych rynkach. Ale Vestager nie ukrywa, że ten argument nie do końca do niej trafia. – By konkurować, trzeba mieć z kim. Nie mielibyśmy żadnego problemu z dokonaniem fuzji w przypadku metra, pociągów międzymiastowych mogących jeździć do 200 km/h czy tramwajów, bo akurat tu jest konkurencja. Ale nie ma nawet śladu Chin na europejskim rynku, jeżeli chodzi o systemy sygnalizacji czy kolej dużych prędkości – podkreślała Dunka w wywiadzie dla DGP udzielonym w zeszłym roku.
Z kolei portalowi Politico.com powiedziała ostatnio, że przedsiębiorstwa rozpieszczane na krajowych rynkach i przenoszące swoje koszty na klientów z dużym prawdopodobieństwem nie będą mogły na to liczyć na rynkach światowych. W jej ocenie, by być globalnym czempionem, trzeba być po prostu konkurencyjnym. Ministrowie gospodarek z czterech stolic uważają jednak, że KE w niewystarczającym stopniu bierze pod uwagę to, że wiele podmiotów zagranicznych, z którymi mają konkurować europejskie przedsiębiorstwa, korzysta ze wsparcia państwa, czy to pod postacią subsydiów, czy też ochrony na rodzimym rynku.
W reformie chodziłoby więc m.in. o wyrównanie szans pomiędzy przedsiębiorstwami europejskimi a tymi z krajów trzecich. Vestager pod presją stolic podjęła się w grudniu przeglądu przepisów, chociaż wcześniej odrzucała taką możliwość. W ocenie eksperta Piotra Semeniuka szanse na szybką i głęboką zmianę są jednak niewielkie. – Może zostaną ogłoszone jakieś wytyczne, ale zanim to nastąpi, będzie opublikowana biała księga, a potem odbędą się konsultacje. To zwykle trwa rok czy dwa. Ostatecznie może w kilku miejscach zmieni się rozporządzenie dotyczące koncentracji, ale bardzo delikatnie i powoli – mówi.
Warszawa dołączyła do starań Paryża i Berlina już w lipcu zeszłego roku. Polska popiera budowanie europejskich konsorcjów i widzi w nich dla siebie miejsce. Do tej pory zaangażowaliśmy się w konsorcjum bateryjne, które w grudniu 2019 r. dostało od KE zielone światło na udzielenie pomocy publicznej o wartości ponad 3 mld euro. Łącznie udział w projekcie zadeklarowało siedem krajów członkowskich. Jeśli chodzi o fuzje, to w KE o przejęcie Lotosu zabiega PKN Orlen. Jak informuje nas Arianna Podestà, postępowanie w tej sprawie zostało zatrzymane 20 września 2019 r., bo KE zwróciła się o ważne informacje do stron. W momencie ich dostarczenia postępowanie zostanie odblokowane, w innym przypadku procedura w odpowiednim czasie się zakończy.
Ale jak zwraca uwagę Semeniuk, kwestia fuzji nie jest pierwszorzędnym problemem Polski, bo my praktycznie nie mamy światowych czempionów. – Zabrakło w tym liście apelu do KE, by przyjrzała się problemom polskich firm, które nie mogą tak szybko, jakby chciały, eksportować lub wchodzić na rynki zachodnioeuropejskie. Jeśli my popieramy zachodnie gospodarki w ich dążeniu do liberalizowania przepisów i tworzenia koncernów mogących konkurować z Chińczykami, to w zamian oni powinni się podpisać pod tym, na czym zależy nam – dodaje ekspert. Chodzi o praktyki wykluczające stosowane przez zachodnie koncerny, które utrudniają działanie na Zachodzie polskim firmom w sektorach meblarskim, chemicznym, budowlanym czy farmaceutycznym.