Od miesiąca obowiązuje nowe unijne rozporządzenie o kontroli żywności, a w Polsce wciąż nie wydano wdrażających je przepisów. Może to zagrozić naszemu eksportowi.
Resort rolnictwa miał niemal trzy lata na implementację unijnego rozporządzenia dotyczącego urzędowej kontroli żywności w Polsce. W stosunku do dotychczas obowiązującego zostało ono rozszerzone o zdrowie roślin, środki ich ochrony, produkcję ekologiczną i jej kontrolę czy żywność modyfikowaną genetycznie. Rozporządzenie weszło w życie 14 grudnia. Obowiązuje we wszystkich krajach UE bezpośrednio, bo stanowi prawo nadrzędne nad krajowym. Wprowadza jednak obowiązek uregulowania wielu kwestii przez państwa członkowskie. Chodzi na przykład o wyznaczenie organów kontroli bezpieczeństwa żywności czy zasad odwoływania się od wyników takich kontroli. Zgodnie z rozporządzeniem powstawać mają ratingi (oceny) przedsiębiorców działających na tym rynku, które mają być jawne. Krajowe prawo powinno określać np., kto i jak ma te ratingi upubliczniać. Tyle że odpowiednich przepisów nie ma.
Sprawą postanowił się zająć Krzysztof Jurgiel, poseł do Parlamentu Europejskiego, minister rolnictwa w rządzie Beaty Szydło. Polityk widzi w braku przepisów zagrożenie dla polskich producentów. Według niego jest ryzyko przerwania ciągłości kontroli żywności sprawowanej np. przez Inspekcję Weterynaryjną. Może się pojawić problem z dopuszczaniem zwierząt do uboju. Ale kłopoty mogą mieć też producenci żywności ekologicznej albo ci, którzy używają paszy wyprodukowanej z ziarna zmodyfikowanego genetycznie. Jest też zagrożenie, że nie będzie wymaganej przez unijne przepisy kontroli zwierząt i towarów żywnościowych na granicach. To oznaczałoby blokadę eksportu polskiej żywności.
Od stycznia do października ub.r. nasz kraj wysłał za granicę żywność wartą 26,1 mld euro. Rok wcześniej było to 24,7 mld euro.
Pod koniec ubiegłego roku Jurgiel wysłał do resortu pismo, w którym domagał się wprowadzenia pilnych zmian w polskim prawie. Chodzi m.in. o ponowne wyznaczenie głównego lekarza weterynarii (GLW) jako organu odpowiedzialnego za koordynowanie współpracy i kontaktów z Komisją Europejską i innymi krajami w związku z kontrolami urzędowymi. Według byłego ministra rolnictwa GLW utracił takie uprawnienia po wejściu nowych unijnych przepisów. Potwierdzają to weterynarze współpracujący z organizacjami branżowymi.
Resort rolnictwa nie widzi problemu. W odpowiedzi przekazanej Krzysztofowi Jurgielowi, do której dotarł DGP, stwierdza, że „każde rozporządzenie opublikowane w Dzienniku Urzędowym UE staje się częścią krajowego porządku prawnego i jest skuteczne bezpośrednio”.
Według ministerialnych urzędników Inspekcja Weterynaryjna nie traci kompetencji i nadal może wydawać decyzje. To samo dotyczy Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych oraz Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Resort wskazuje, że obowiązują krajowe przepisy określające właściwość tych organów. A do czasu ich nowelizacji obowiązuje zasada odesłania do aktów uchylonych.
To jednak oznacza, że Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi opracowuje projekt ustawy ułatwiającej stosowanie nowych przepisów UE. Resort potwierdza to również w odpowiedzi na pytania w tej sprawie przesłane przez DGP. Nie informuje jednak, kiedy projekt ujrzy światło dzienne.
Eksperci zwracają uwagę, że nowe przepisy są potrzebne jak najszybciej – ze względu na to, że nowe rozporządzenie ma szerszy zakres niż dotychczasowe. Poza tym jest możliwość, że Komisja Europejska zweryfikuje dostosowanie lokalnych regulacji do unijnych. Gdyby KE uznała, że nasze przepisy nie gwarantują bezpieczeństwa żywności, może ostrzec inne kraje UE przed kupowaniem jej od naszych dostawców.
Zdaniem Polskiej Federacji Producentów Żywności brak nowych przepisów na poziomie krajowym nie powoduje, że system kontroli zwierząt i żywości w ogóle nie działa. Sprawia co prawa, że pojawia się wiele niejasności podczas prowadzenia kontroli. Według PFPŻ nie ma zagrożenia bezpieczeństwa żywności. Nie powinno być także mowy o blokadzie eksportu.
Jednak zdaniem ekspertów każde niedociągnięcie w kontekście kontroli urzędowej może być pretekstem do oczerniania Polski, a co za tym idzie – do osłabiania jej pozycji w zakresie wymiany handlowej.
– Wystarczy wspomnieć aferę solną (z 2012 roku – red.), przy okazji której Czesi próbowali podważyć nasz system kontroli żywności i wnioskowali o embargo na nasze produkty. Dlatego należy dokładać wszelkich starań, by żadnych wątpliwości nie było. Polski rząd i producenci zabiegają o wizerunek naszej żywności na świecie. Trzeba więc starać się o niego także po stronie formalnej – tłumaczy Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
To o tyle ważne, że Polska walczy z ASF i ptasią grypą. Przybywa krajów, które rezygnują w związku z tym z importu naszego mięsa. A czeska Państwowa Inspekcja Weterynaryjna zapowiedziała sprawdzanie każdego transportu żywego drobiu z Polski.
Firmy w ostatnich latach wydały na inwestycje w branży spożywczej 30 mld zł. Są obciążone kredytami, każde zawirowanie w odbiorze towarów może działać na niekorzyść ich płynności finansowej. W wielu branżach rentowność obrotu jest już w granicach 1–4 proc.