Właściciel Superstacji postanowił zmienić jej profil. Zdaniem wielu komentatorów w najlepszym razie postępuje jak ostatnia szuja, a w gorszym – nie ma wręcz do tego prawa. A ja się zastanawiam, dlaczego rozsądni ludzie uważają, że przedsiębiorca nie może decydować o swoim biznesie.
Zacznijmy jednak od wprowadzenia, bo być może ktoś nie wie, o co chodzi. Otóż Zygmunt Solorz-Żak podjął decyzję, że na antenie jego Superstacji nie będzie polityki. Ta stanowiła do tej pory istotny element ramówki. Oficjalny powód decyzji: kiepska oglądalność. Superstacja ma ją na poziomie 0,15 proc., co oznacza, że w jednej chwili w ciągu dnia ogląda ją kilka tysięcy osób. Dla niewtajemniczonych: wynik to dramatyczny.
Ale jest też powód nieoficjalny. Solorz-Żak ma kłopoty w biznesie związane z tym, że Prawo i Sprawiedliwość jest u władzy. W ostatnich dniach Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył 39-milionową karę na „solorzowy” Polkomtel, a Komisja Nadzoru Finansowego postanowiła wprowadzić do „solorzowego” Plus Banku kuratora. Zdaniem niektórych Solorz-Żak chce się przypodobać obecnie rządzącym i dlatego wyrzucił z Superstacji, znanej z uderzania w PiS, politykę.
Po decyzji właściciela Superstacji spadła na niego lawina krytyki. Tytułem przykładu tylko pozwolę sobie wskazać na opinie Jego Ekscelencji ambasadora ad personam Jana Wojciecha Piekarskiego, który stwierdził, że Solorz nakłada kaganiec cenzury na media, posła Platformy Obywatelskiej Michała Szczerby, który dostrzegł duszenie niezależnej publicystyki, czy wydawcy i znanego krytyka filmowego Tomasza Raczka, który z kolei widzi w działaniach Solorza i PiS-u „putynizację” oraz ograniczenie swobody niezależnych mediów.
Głos zabrał też rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Odniósł się on do odejścia z Superstacji publicystki politycznej Elizy Michalik (sama zrezygnowała z pracy). Zdaniem Bodnara odejście Michalik to „niezwykle ważny powód do refleksji nad stanem wolności mediów w Polsce”. Złośliwie mógłbym stwierdzić – i na tym zamknąć komentarz – że nie rozumiem, dlaczego odejście dziennikarki, znanej głównie z popełnienia co najmniej kilkunastu plagiatów i okradania intelektualnego swoich kolegów po fachu, z jakiejkolwiek redakcji miałoby stanowić zagrożenie dla wolności mediów w Polsce. Tyle że temat jest na tyle poważny, że ograniczanie się do złośliwości byłoby niewłaściwe.
Mamy bowiem do czynienia z sytuacją, gdy znani i w wielu przypadkach rozsądni ludzie mówią o wolności mediów, zapominając niestety o prawie własności. Zygmunt Solorz-Żak jest właścicielem Superstacji. Ma więc prawo robić z nią to, co chce; oczywiście w ramach obowiązującego prawa. Czy gdyby chciał zamknąć niedochodową telewizję, „putynizowałby” polskie media? Czy gdyby wyrzucił z redakcji kilku dziennikarzy, zrobiłby coś niedopuszczalnego? Prawda jest taka, że Solorz-Żak nie ma obowiązku być strażnikiem wolności mediów w Polsce. Miliarderzy mogą zrobić coś dobrego dla Polski, dla rodzimej debaty publicznej, ale nie muszą. Czas to zaakceptować. Prywatne media rządzą i powinny rządzić się zupełnie innymi prawami niż publiczne. Te pierwsze nie muszą kierować się misją, lecz mogą – no właśnie – wizją i upodobaniami właściciela. Gdyby Zygmunt Solorz-Żak postanowił, że od dziś Superstacja będzie jeszcze większą szczujnią informacyjną niż TVP, ma do tego prawo. Podlega oczywiście krytyce widzów, ale zarazem jako widzowie możemy się temu tylko przyglądać. Zresztą za podporządkowywanie sobie mediów przez władzę należy krytykować tę władzę, a nie właścicieli koncernów medialnych. Czynienie komukolwiek zarzutu z tego, że nie chce nadstawić karku w imię dobra wspólnego, jest oczekiwaniem heroizmu. Wspomniany Zygmunt Solorz-Żak przez całe swoje życie budował finansowe imperium. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że jest uzależniony od biznesu i od robienia pieniędzy. Niekoniecznie zaś jest uzależniony od dobrych mediów. Dlaczego więc od niego mamy oczekiwać, że on zostanie strażnikiem naszej wolności? Tylko dlatego, że może?
Inna rzecz, że akurat za cel ataku wybrano niewłaściwą osobę. Jakkolwiek bowiem do Solorz-Żaka można mieć ogrom zarzutów, co dziennikarze na przestrzeni lat wskazywali, to akurat robienie z niego osoby kneblującej wolność słowa w Polsce jest nieuczciwe. Pamiętajmy, że to właśnie ten Solorz-Żak jest właścicielem także Polsatu, który spośród wszystkich stacji informacyjnych zachowuje największy obiektywizm i przedstawia informacje tak, jak one wyglądają naprawdę. Na marginesie, warto spostrzec, że decyzja właściciela Superstacji o zlikwidowaniu w ramówce polityki jest biznesowo rozsądna. Przecież Solorz-Żak ma również pod swoimi skrzydłami informacyjny Polsat News. Utrzymywanie dwóch kanałów informacyjnych, gdy oba przegrywają konkurencję z TVP Info oraz TVN24, jest nieopłacalne. Choć, rzecz jasna, trudno uznać za przypadek, że akurat w chwilę po uderzeniu w inne przedsiębiorstwa Solorz-Żak podjął on decyzję o stępieniu pazura Superstacji.
Rysowany przeze mnie obraz jest smutny. Rację ma Janusz Schwertner z Onetu, że dostrzec można podobieństwa obecnej sytuacji w Polsce do kondycji rynku medialnego na Węgrzech (choć sytuacja u nas, na razie, jest o wiele lepsza). Oligarchizacja mediów i podporządkowywanie się prywatnych koncernów władzy to coś złego, gdyż ogranicza swobodę dyskursu i, co jeszcze gorsze, robi mniej zorientowanym ludziom wodę z mózgu, wpływając w ten sposób na ich preferencje wyborcze. Sęk w tym, że warto postawić pytanie o alternatywę. Moim zdaniem nie jest nią zakazywanie przedsiębiorcom prowadzić swoje spółki tak, jak chcą. Bądź co bądź, to ich własność. A jak ktoś nie może tego zaakceptować, to przecież nic prostszego – wystarczy, że kupi sobie własną telewizję.
Zastanawiam się, dlaczego rozsądni ludzie uważają, że przedsiębiorca nie może decydować o swoim biznesie