Wykorzystaliśmy prawie trzy czwarte pieniędzy przyznanych na lata 2014–2020 i rozliczyliśmy najwięcej funduszy spośród wszystkich państw członkowskich. Teraz trwa walka o budżet po 2020 r.
Jesteśmy na półmetku obecnej unijnej perspektywy finansowej, bo choć dotyczy ona lat 2014–2020, to w praktyce eurofundusze z tego rozdania będzie można wydawać aż do 2023 r. Z danych, które zaprezentowało wczoraj Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju (MIR), wynika, że z przysługujących Polsce 330 mld zł na okres 2014–2020 podpisane już zostały umowy pozwalające wykorzystać niemal 73 proc. środków, jeszcze pod koniec zeszłego roku było to 71 proc. Jeśli chodzi o refundację, czyli to, co fizycznie KE przekazała już polskim beneficjentom w ramach rozliczenia przeprowadzonych inwestycji, to do końca 2018 r. Polska otrzymała prawie 17 mld euro (22 proc. funduszy). Na drugim miejscu są Węgry z kwotą 5,7 mld euro, a dalej Portugalia (5,2 mld) i Hiszpania (4 mld).
Wchodząc nieco głębiej w ministerialne statystyki, widać utrzymujący się rozdźwięk między unijnymi programami dla kraju i regionów. W programach krajowych (nadzorowanych przez ministerstwo) do końca 2018 r. umowy o dofinansowanie wyczerpały 74 proc. dostępnych środków, podczas gdy w programach, za które odpowiadają władze województw, było to 66 proc. Liderem jest woj. pomorskie, które ma zakontraktowanych już 82 proc. środków. Na szarym końcu są woj. kujawsko-pomorskie (56,9 proc.), podlaskie (59 proc.) i warmińsko-mazurskie (59,3 proc.).
Szef MIR Jerzy Kwieciński jest spokojny o dalsze tempo wydatkowania eurofunduszy. – Na koniec 2022 r. chcielibyśmy mieć ponad 90 proc. środków wydatkowanych i rozliczonych – mówił wczoraj. Jego zdaniem proces wygaszania obecnej perspektywy finansowej UE powinien nastąpić w okolicach 2022 r.
Na razie też nic nie wskazuje na to, by Polskę czekały te same turbulencje, co w 2015 r., gdy na początku programowania na lata 2014–2020 trzeba było ratować wciąż niewydanych 30 mld euro z poprzedniej perspektywy unijnej na lata 2007–2013. Pieniądze udało się jednak wydać, a Polska trafiła do grupy 13 krajów, które ostatecznie nie musiały nic zwracać Brukseli. Najbardziej stratna wówczas była Rumunia, która musiała oddać ponad 1,6 mld euro niewykorzystanych środków. Czesi musieli zwrócić 951 mln euro, Niemcy – 337 mln, a Słowacy – 318 mln euro.
Fundusze unijne są mocno rozgrywanym tematem w trwającej kampanii wyborczej do europarlamentu. Lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna wytknął obecnemu rządowi, że nie jest w stanie wynegocjować korzystnego budżetu dla Polski. Przypomnijmy – rząd PO-PSL na perspektywę finansową 2014–2020 wynegocjował 82,5 mld euro (choć w praktyce to bliżej 77 mld, bo ok. 4 mld euro to środki przeznaczone na instrument „Łącząc Europę”, zarządzany bezpośrednio przez KE). Zgodnie z ubiegłoroczną propozycją Komisji na okres 2021–2027 kwota dla Polski ma być zmniejszona do 64,4 mld euro. – Nasz program w tych wyborach to 100 mld zł więcej, niż jest w stanie wynegocjować rząd PiS – zapowiedział kilka dni temu Grzegorz Schetyna.
Do tych słów odniósł się wczoraj minister Jerzy Kwieciński. – Propozycja na poziomie unijnym została przygotowana przez KE, a nie polski rząd. Reprezentantem rządu w KE jest pani Elżbieta Bieńkowska. Sprawa musiała przecież być też jakoś skonsultowana z Donaldem Tuskiem. Nie słyszałem, by polski komisarz składał jakiś sprzeciw do tej propozycji – przekonywał. Zapowiedział, że rząd będzie walczył o zwiększenie ostatecznej kwoty dla Polski w stosunku do tego, co zaproponowała Komisja. Nie podał jednak orientacyjnej kwoty. Tłumaczył jednak, że sposobu wyliczania funduszy UE „nie da się oszukać”. – Nasze regiony się wzbogaciły, na przestrzeni ostatnich lat nasze tempo wzrostu było nieco ponad dwa razy szybsze niż średnia unijna, a to oznacza mniejsze wsparcie. Druga sprawa to obcięcie pieniędzy w ogólnej puli wynikające z brexitu. Trzecia kwestia to nowe priorytety UE, np. migracje, bezpieczeństwo, polityka klimatyczna, innowacyjność. To wszystko ma się finansować kosztem polityki spójności. Dlatego my mówimy, by zwiększyć składki państw członkowskich lub znaleźć nowe źródła dochodów Unii – tłumaczył Jerzy Kwieciński.