Nieco powyżej 4 proc. – takiego wzrostu gospodarczego możemy się spodziewać w 2019 r. Tak wynika z zebranych przez DGP prognoz analityków. Tymczasem agencja Fitch podtrzymuje ocenę Polski.
Oczekiwania ekonomistów są takie, że wzrost tylko nieznacznie przekroczy poziom 4 proc., ale niektórzy nie zaktualizowali jeszcze swoich prognoz tak, aby wziąć pod uwagę efekty przedwyborczych zapowiedzi, jakie padały w ostatnim czasie ze strony Prawa i Sprawiedliwości.
Jerzy Kwieciński, szef resortu inwestycji i rozwoju, mówił przed weekendem, że bardzo prawdopodobne jest osiągnięcie wyniku na poziomie 4,5 proc.
Gdy pytaliśmy ekonomistów o prognozy na 2019 r. tuż przed końcem minionego roku, większość odpowiadała, że PKB wzrośnie o 3,7 proc. Piątka Kaczyńskiego, jak określane są zapowiedzi nowych wydatków budżetowych, pozwoli więc złagodzić skalę hamowania gospodarki (w ub.r. PKB urósł o 5,1 proc.; był to najlepszy wynik od 2011 r.).
Przedwyborcza ofensywa wydatkowa PiS nie skłoniła agencji ratingowej Fitch do zmiany oceny wiarygodności kredytowej Polski ani jej perspektywy. Fitch wciąż oczekuje, że rząd będzie przestrzegał stabilizującej reguły wydatkowej oraz kryteriów konwergencji UE. Prognozowany przez Fitch deficyt finansów publicznych w przyszłym roku to już jednak 2,8 proc. PKB, a nie 2,2 proc., jak dotąd.
– Konstruując budżet na kolejny rok, będziemy starali się mieścić w regule wydatkowej – deklaruje premier Mateusz Morawiecki. Liczy na to, że przyszłoroczny wzrost wydatków w części uda się sfinansować z oszczędności w innych miejscach budżetu (co da 10–12 mld zł) i dalszego uszczelniania w podatkach (10–20 mld). W tej sytuacji wymagany wzrost długu to również 10–20 mld zł
Więcej pieniędzy z państwowej kasy pójdzie nie w tym, a w przyszłym roku. Mimo to tegoroczny wzrost będzie lepszy niż ten przewidywany na 2020 r. – uważają analitycy.
Przyśpieszenie wzrostu gospodarczego, jakie dadzą zapowiedziane przez Prawo i Sprawiedliwość dodatkowe wydatki, przełoży się wyłącznie na konsumpcję. Inwestycje – chociaż w rządowej Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju celem jest zwiększenie ich udziału w strukturze PKB – nie skorzystają. Jak wynika z zebranych przez DGP prognoz ekonomistów, w przypadku konsumpcji można liczyć na lekkie przyśpieszenie wzrostu – do 4,6 proc., z 4,5 proc. w 2018 r. W inwestycjach będzie hamowanie z 7,3 proc. w ub.r. do niewiele ponad 6 proc. w obecnym.
„Motorem wzrostu pozostanie konsumpcja prywatna, która może przyspieszyć do ponad 5 proc. za sprawą rządowego pakietu fiskalnego przy wsparciu wciąż mocnego rynku pracy. Jednocześnie spodziewamy się słabszego wzrostu inwestycji przy niższej niż w ubiegłym roku dynamice napływu środków unijnych” – napisali w piątkowym raporcie ekonomiści Banku Handlowego.
Wzrost wydatków będzie miał miejsce już za kilka miesięcy, ale pełny efekt dla budżetu zobaczymy w 2020 r. Większość ekonomistów sądzi jednak, że w gospodarce będzie inaczej: pod względem tempa wzrostu PKB ten rok okaże się wyraźnie lepszy od następnego. Wzrost poniżej 4 proc. czeka nas już w końcówce bieżącego roku. A średnia prognoz na 2020 r. w naszej ankiecie to obecnie 3,6 proc.
Jedynym analitykiem, który na razie spodziewa się, że efekt poluzowania budżetowego może dać wyższy wzrost w przyszłym roku, jest Adam Czerniak z Polityki Insight. – Specjalnie na okazję piątki Kaczyńskiego analizowałem rozkład opóźnień wzrostu wydatków na świadczenia społeczne a dynamiki konsumpcji. Jak pokazały doświadczenia programu 500 plus, efekty stymulacji mają spore – jedno-, dwukwartalne opóźnienie czasowe – uzasadnia Czerniak.
Chociaż oczekiwane tempo wzrostu jest wyższe niż w prognozach sprzed trzech miesięcy, to nie będzie to miało wpływu na trendy cenowe. Oczekiwania dotyczące inflacji w tym roku są obecnie niższe niż w naszej poprzedniej ankiecie. Spodziewana średnia inflacja w tym roku to obecnie 1,7 proc. Inaczej może pod tym względem wyglądać rok 2020. Wtedy przewidywana średnia inflacja to już 2,8 proc. Cel Narodowego Banku Polskiego to wskaźnik na poziomie 2,5 proc., a górny pułap tolerancji jest ustalony na 3,5 proc.
Stosunkowo stabilna inflacja, jaką prognozują krajowi analitycy, sprawia, że za dobrą monetę biorą deklaracje prezesa NBP Adama Glapińskiego, że w najbliższych kwartałach nie dojdzie do zmian stóp procentowych. Szef banku centralnego mówił niedawno, że możliwe, iż zmiany parametrów polityki pieniężnej nie będą potrzebne nawet do końca kadencji obecnej Rady Polityki Pieniężnej, czyli do początku 2022 r.
Ekonomiści nie przewidują, by do końca roku dotykały nas znaczące wahania kursu złotego. I tu jest jednak pewna zmiana w podejściu. Dotąd spodziewano się, że nasza waluta może lekko zyskiwać w stosunku do euro. Teraz spodziewany jest stały kurs zbliżony do 4,3 zł (taki utrzymuje się od połowy ub.r.). Spodziewane notowania złotego do dolara są wypadkową przewidywań dotyczących relacji euro-dolar. Perspektywy amerykańskiej waluty są oceniane nieco lepiej niż przed trzema miesiącami. Dlatego średnia prognoz analityków na koniec bieżącego roku to niemal 3,7 zł za dolara, o prawie 10 gr więcej, niż specjaliści spodziewali się przed trzema miesiącami.
W ankiecie DGP wzięli udział ekonomiści następujących instytucji: Bank Handlowy, Bank Millennium, Bank Ochrony Środowiska, Bank Pekao, Bank Pocztowy, Credit Agricole Bank Polska, Fundacja Rozwoju Rynku Finansowego, ING Bank Śląski, Krajowa Izba Gospodarcza, mBank, PKO BP, Polityka Insight, Santander Bank Polska i Société Générale.