Gdyby nie wyborcze wydatki samorządów, o jakiejkolwiek dynamice w inwestycjach w ogóle nie byłoby mowy.
Piątkowe dane Głównego Urzędu Statystycznego o wzroście gospodarczym w II kwartale co prawda potwierdziły wcześniejsze szacunki dotyczące dynamiki PKB – wyniosła ona 5,1 proc. – ale już struktura wzrostu była niespodzianką. Chodzi przede wszystkim o inwestycje, które zwiększyły się rok do roku o 4,5 proc. To znacznie poniżej przewidywań ekonomistów, którzy obstawiali przynajmniej utrzymanie tempa z I kwartału – czyli 8–9 proc.
Co takiego się stało, że ten jeden z najważniejszych fundamentów gospodarki znów zaczyna kruszeć? Ekonomiści mBanku policzyli szybko, że gdyby nie wydatki inwestycyjne samorządów w II kwartale, które nominalnie wzrosły aż o 89 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, to wzrostu nakładów inwestycyjnych mogłoby w ogóle nie być. Samorządy wydały bowiem 7,8 mld zł na nowe projekty, w całym pierwszym półroczu łączne wydatki to już 11,2 mld zł, podczas gdy w pierwszym półroczu 2017 r. było to niecałe 6 mld zł. Eksperci tę inwestycyjną aktywność wiążą ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi.
Co to oznacza? Gospodarka nam pięknie rośnie, ale nadal napędza ją przede wszystkim konsumpcja. To jak płomień z palącej się słomy: może być wysoki, ale jest raczej nietrwały. To inwestycje, zwłaszcza te zwiększające produktywność w firmach, dają trwałą bazę do wzrostu PKB w przyszłości. Ale firmy – oprócz dużych podmiotów należących do państwa – inwestować nie chcą.
– Wyczekiwane przez obserwatorów polskiej gospodarki odbicie w inwestycjach przedsiębiorstw prywatnych wciąż się nie wydarzyło. Przemawia za nim wiele czynników, ale w tej kwestii musimy pozostać agnostyczni – nie uwierzymy w jego zaistnienie dopóty, dopóki się ono nie pojawi w danych. Wyniki badań banku centralnego dotyczące planów inwestycyjnych i inwestycji rozpoczętych nie wskazują, aby miało się to zmienić w najbliższych miesiącach – ocenili ekonomiści mBanku w komentarzu do danych GUS.
Nieco bardziej optymistyczni są ich koledzy po fachu z Banku ING. Oni zakładają, że inwestycje niepubliczne będą jednak stopniowo poprawiać się w kolejnych kwartałach, a tropem, który naprowadził ich na ten tok rozumowania, był duży wzrost nakładów na maszyny i urządzenia w II kwartale.
– To pokazuje, że firmy budzą się, aby zaradzić wysokiemu wykorzystaniu mocy i przeciwdziałać niedoborowi pracowników. Inwestycje publiczne będą solidne, ale trudno oczekiwać ich nieustającego wzrostu o 30 proc. rok do roku jak na początku 2018 r. Ożywienie nakładów firm, również tych małych i średnich, to ważny element, który musi odpalić, aby utrzymać solidną dynamikę PKB – uważają eksperci.
Zbigniew Maciąg z Konfederacji Lewiatan uważa, że niedobór pracowników wcale nie działa proinwestycyjnie – a wręcz odwrotnie: to z deficytem kadrowym można wiązać inwestycyjną flautę ostatnich kwartałów. – Niedobór pracowników sprawia, że presja na wzrost płac jest coraz większa. Pensje już rosną w tempie 7 proc., a wzrost kosztów zatrudnienia staje się w tej chwili dla firm największym problemem. W niektórych branżach, jak w budownictwie, powoduje on spadek aktywności – mówi Zbigniew Maciąg. I dodaje, że w warunkach coraz większych obciążeń trudno podejmować decyzje o kolejnych wydatkach, których skutek jest obarczony dużą niepewnością. I to nie tylko tą o stan koniunktury w kolejnych miesiącach i latach, ale też tzw. niepewnością legislacyjną. Ekspert Pracodawców RP zwraca uwagę, że w ostatnich tygodniach pojawiło się kilka projektów, których efektem może być wzrost obciążeń, jak np. plany podatku od niezrealizowanych zysków w kraju (tzw. exit tax), czy plan wprowadzenia nowego sposobu rozliczania leasingu samochodów w firmach. – Do tego nadal nie wiadomo, czy zostanie zniesiony limit 30-krotności w wynagrodzeniach, powyżej którego dziś nie odprowadza się składek na ZUS. Jeśli tak, to od stycznia przyszłego roku w firmach nastąpi kolejny wzrost obciążeń. A od połowy 2019 r. ruszają pracownicze plany kapitałowe, które też zwiększą koszty pracy, bo pracodawcy będą odprowadzać na nie składki. Narasta atmosfera zagrożenia wśród przedsiębiorców, co nie sprzyja inwestowaniu – podsumowuje Zbigniew Maciąg.
/>