Instytucjom z naszego kraju daleko do światowej czołówki, ale na liście największych w ubiegłym roku wyraźnie poprawiły swoją pozycję.
PKO BP awansował w minionym roku na 159. miejsce na liście największych banków na świecie brytyjskiego miesięcznika „The Banker”. Magazyn od lat sporządza takie zestawienie. O wielkości poszczególnych instytucji decyduje zgromadzony kapitał. W przypadku największego polskiego banku wynosił on niemal 9,3 mld dol. Rok wcześniej PKO BP był na 185. pozycji.
223. miejsce zajął Bank Pekao. Dla niego to powrót na listę po wielu latach przerwy związanej z przynależnością do grupy UniCredit. W ubiegłym roku pakiet kontrolny odkupiły od Włochów Powszechny Zakład Ubezpieczeń i Polski Fundusz Rozwoju. Pekao był obecny poprzednio na liście w 2000 r. Na 350. lokacie.
O 110 miejsc poprawił się Bank Gospodarstwa Krajowego. W tym roku był 231. To efekt kilkukrotnego dokapitalizowania przez państwowego właściciela, do jakiego doszło w minionym roku. Jak wynika z raportu BGK za 2017 r., bank otrzymał od Ministerstwa Finansów 6,3 mld zł.
Nie ma mocnych w regionie
O lepszej pozycji krajowych banków w dużej mierze zdecydował mocny złoty. W stosunku do dolara zyskał w minionym roku prawie 17 proc. Na wzrost funduszy własnych ma również wpływ polityka nadzoru – dodatkowe wymogi kapitałowe czy ograniczenia w wypłacie dywidend.
Efekt jest jednak taki, że poza rosyjskimi polskie banki nie mają w regionie konkurencji. To zaś może skłaniać do myślenia o mocniejszej niż dotąd ekspansji za granicą. Jak wyglądała ona do tej pory?
/>
W połowie poprzedniej dekady PKO BP odkupił od Kredyt Banku (dziś to część Banku Zachodniego WBK) ukraiński Kredobank. Innych tego typu transakcji praktycznie nie było. W Rosji, na Ukrainie, na Białorusi i w Rumunii działa Getin Holding należący do Leszka Czarneckiego. MBank kilka lat temu rozpoczął działalność za pośrednictwem oddziałów na Słowacji i w Czechach. W tym ostatnim kraju oddział – ale nakierowany na obsługę przedsiębiorstw, a nie klientów indywidualnych, jak w mBanku – otworzył w minionym roku PKO BP. Wcześniej w podobny sposób wszedł na rynek niemiecki. PKO tuż przed kryzysem uruchomił oddział w Londynie, który po kilkunastu miesiącach został zamknięty.
Lepiej zapomnieć o przejęciach
Czy sposobem na ekspansję za granicą mogą być przejęcia? Eksperci są ostrożni.
– W ostatnich 10 latach żaden polski bank nie zrobił przejęcia za granicą. W związku z tym mam wątpliwości, czy da się rosnąć przez zakupy np. w regionie. Coś takiego wymaga nie tylko wizji menedżerskiej, ale również doświadczenia i kompetencji, których moim zdaniem w polskich bankach nie ma – mówi Rafał Juszczak, prezes Alfa-Banku Białoruś.
W przeszłości stał on na czele zarządu w PKO BP i Getin Holdingu. Będąc przed ponad dekadą w tej pierwszej instytucji, brał pod uwagę połączenie z OTP – największym bankiem na Węgrzech. Sprawa nie wyszła poza wstępny etap. Dziś Juszczak uważa, że nie było szans na realizację tego projektu.
Stanisław Kluza, pierwszy przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, a ostatnio prezes Banku Ochrony Środowiska, dopuszcza możliwość przejęć w celu zaistnienia za granicą. Stawia jednak warunki. – Podstawowa kwestia jest taka, by nie kupować drogo – tak jak robiło to państwo przy repolonizacji sektora. Druga sprawa: czy ma się pomysł na taką ekspansję – mówi.
– Należy uważać, by na koszt polskiego podatnika nie wesprzeć podatnika z innego kraju. Co jakiś czas pojawiają się kryzysy. W perspektywie kilku lat należy zapewne oczekiwać kolejnego przesilenia. A popatrzmy, jak wygląda dziś sektor bankowy w Europie: portfele aktywów były tworzone w czasie, kiedy pieniądz był tani. Co będzie, kiedy on stanie się drogi? – zaznacza były szef nadzoru.
Wzrost stóp procentowych oznaczałby wyższe koszty obsługi długu dla klientów banków. Skończyłby się więc prawdopodobnie wzrostem złych kredytów i koniecznością tworzenia większych odpisów obniżających zyski.
W ślad za Polakami
– Możliwy jest jednak inny sposób na ekspansję – ocenia Rafał Juszczak. – Taki bank jak np. PKO BP ma pełną infrastrukturę, by „postawić” paneuropejską bankowość mobilną. Bankowość jako sposób prowadzenia biznesu mocno się zmienia. Ona ma coraz więcej wspólnego z mediami społecznościowymi. I to można wykorzystać. Gdyby stworzyć konkurenta dla Revoluta czy N26, w krótkim czasie można zbudować obecność na całym kontynencie i mieć 20 mln klientów – mówi Juszczak.
Revolut to brytyjski fintech, który w trzy lata zdobył ponad dwa miliony klientów (Polska jest dla niego trzecim rynkiem), a kilka miesięcy temu wystąpił o licencję bankową na Litwie. Niemiecki N26 chwalił się niedawno milionem klientów. W obu obsługa odbywa się głównie przez cyfrowe aplikacje mobilne.
O „wejściu w digital” jako sposobie na ekspansję zagraniczną mówił w niedawnym wywiadzie dla DGP prezes Pekao Michał Krupiński. Wskazywał, że challenger banks, opierające się na dostępie przez internet, są często wspierane przez tradycyjne instytucje kredytowe.
Tego typu rozwój w Europie może ułatwić już wkrótce unijna dyrektywa PSD II, regulująca rynek płatności. Umożliwi ona dostęp do danych klientów podmiotom trzecim.
Pierwszą opcją zagranicznego rozwoju jest dla Pekao „pójście za Polakami”: obecność albo w dużych skupiskach Polonii (bank zapowiada uruchomienie oddziału w Londynie), albo w tych krajach, które są ważne dla rozwoju krajowych firm – klientów banku. Taką drogą poszedł PKO BP, który kilkanaście miesięcy temu zapowiadał również oddziały w Azji, a do końca tego roku chce wrócić do Londynu.
Oddziały nie wymagają takich nakładów, jak przejęcie banku za granicą lub uruchomienie w innym kraju filii – spółki z własną licencją bankową. W takiej formule działa u nas duża część spośród światowych liderów bankowych. Według „The Banker” cztery największe banki na świecie pochodzą z Chin. Trzy z nich mają u nas oddziały.