Analitycy nie widzą dopalacza, który w 2019 r. pozwalałby nam rozwijać się w tempie wyraźnie ponad 4 proc., jak ma to miejsce teraz.

Do niedawna prognozy wzrostu gospodarczego Polski na ten rok szły w górę. Teraz jednak przewidywania są takie same, jak trzy miesiące temu. Ankietowani przez DGP analitycy spodziewają się, że w 2018 r. produkt krajowy brutto urośnie realnie o 4,5 proc. Lekko w dół poszły przewidywania dotyczące wzrostu konsumpcji, w górę – inwestycji.

Pytaliśmy również o przewidywania na przyszły rok. Według rządu, który kilka tygodni temu przyjął założenia do budżetu na 2019 r., wzrost PKB wyniesie wtedy 3,8 proc. Mediana prognoz analityków jest minimalnie niższa.

Euroland nie pomoże

Jakie będą źródła spowolnienia? Na pewno sprzyjać nie będzie – tak jak dotąd – koniunktura za granicą. – Biorąc pod uwagę chociażby wyraźne spowalnianie aktywności gospodarczej w strefie euro, należy zakładać, że my także także to odczujemy. Popyt zagraniczny może maleć i to on właśnie negatywnie odbijać się będzie na dynamice PKB – ocenia Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.

W ubiegłym roku PKB Eurolandu urósł o 2,4 proc., najwięcej od poprzedzającego wybuch kryzysu 2007 r. To ciągnęło w górę również popyt na wyroby polskich firm. Sprzyjało więc wysokiemu wzrostowi gospodarczemu w Polsce.

– Bardziej restrykcyjna polityka pieniężna banków centralnych na świecie – poza Polską – nie będzie sprzyjała podtrzymaniu wzrostowej tendencji aktywności gospodarczej. Uwzględniając aktualną sytuację w światowej gospodarce, fazę cyklu koniunkturalnego oraz wskaźniki wyprzedzające, szacujemy, że w 2019 r. dojdzie do wyraźnego spowolnienia aktywności na świecie. Będzie to dotyczyło szczególnie Stanów Zjednoczonych (1,4 proc. w 2019 r. wobec ok. 2,6 proc. w 2018). Spowolnienie w strefie euro może wynieść ok. 0,5 pkt proc. – wylicza Jarosław Janecki, ekonomista w polskim oddziale Societe Generale.

Również w kraju analitycy nie widzą czynnika, który sprzyjałby utrzymaniu się wysokiego wzrostu. Gospodarka będzie więc wracać do poziomu produktu potencjalnego.

– Możliwości podtrzymywania wyższego wzrostu są ograniczone. Wyższe wydatki budżetowe musiałyby wiązać się z wyraźniejszymi podwyżkami podatków, co w roku wyborczym wydaje się mało prawdopodobne. Ponadto dotychczasowe działania rządu po stronie wydatkowej oraz reguła wydatkowa ograniczają możliwości luzowania polityki fiskalnej – wskazuje Janecki.

– Głównym filarem wzrostu pozostanie konsumpcja, m.in. ze względu na poprawiającą się sytuację materialną gospodarstw domowych. Rosnąć powinny także rozpędzone w tym roku inwestycje – przewiduje Monika Kurtek.

Mediana prognoz wskazuje, że popyt konsumpcyjny urośnie w 2019 r. o 3,8 proc. wobec 4,4 proc. w tym roku. Wzrost inwestycji spowolni z 8,6 proc. w 2018 r. do 6 proc. za rok.

Z prognoz analityków wynika, że gospodarka zacznie wytracać pęd dość szybko. Kwartał, który właśnie się skończył, może przynieść wynik PKB w okolicach 4,8 proc. Kolejne będą już wyraźnie słabsze. Na początku 2019 r. wzrost nie będzie już przekraczał 4 proc., później jeszcze przyhamuje. Niektóre instytucje spodziewają się w drugiej połowie przyszłego roku wyników nawet poniżej 3 proc. (choć są i tacy, którzy obstawiają wtedy wzrost wciąż w pobliżu 4 proc.).

Wzrost spowolni, ale rynek pracy raczej nie będzie tego odczuwał. Kontynuowany będzie spadek bezrobocia. Ekonomiści spodziewają się, że w drugiej połowie przyszłego roku odsetek osób zarejestrowanych jako bezrobotne w urzędach pracy spadnie do 5 proc. Obecnie jest o nieco ponad 1 pkt proc. wyżej.

Niska inflacja, stopy długo bez zmian

Uczestnicy ankiety DGP nie widzą zagrożenia inflacją. Zdecydowana większość jest zdania, że do końca roku wzrost cen utrzyma się na poziomie zbliżonym do tego, jaki notowaliśmy w maju, czyli 1,7 proc. Później powinno dojść do przyśpieszenia inflacji, ale średnio w 2019 r. tylko nieznacznie będzie ona przekraczać 2 proc.

„Scenariusz wyższego wzrostu gospodarczego, słabszego złotego i niższych stóp procentowych powinien sprzyjać wzrostowi inflacji bazowej. Biorąc pod uwagę, że wydajność pracy nie nadąża nad rosnącymi realnymi płacami, zmniejszające się marże firm będą pchać inflację w górę. Liczba proinflacyjnych czynników jest na tyle wysoka, że łatwo wyobrazić sobie scenariusz znacznej niespodzianki inflacyjnej” – napisali w ubiegłotygodniowym raporcie ekonomiści Banku Handlowego. Jako jedni z nielicznych spodziewają się oni, że pod koniec 2019 r. inflacja może zbliżyć się do 3 proc.

Niska inflacja to i niskie stopy procentowe. Jeszcze w marcu niektórzy analitycy spodziewali się, że Rada Polityki Pieniężnej może zacząć podnosić stopy procentowe już pod koniec tego roku. Teraz takiego ruchu ze strony RPP nie spodziewa się nikt. Obecnie przeważa pogląd, że przed końcem przyszłego roku rada zdąży z jedną podwyżką stóp banku centralnego. Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego, w ostatnich miesiącach deklarował, że nie widzi powodów do podwyżek ani w tym, ani w przyszłym roku. Sytuację może jednak zmienić Europejski Bank Centralny. Zdecydował on już, że z końcem tego roku zamknie program dodruku pieniądza, a horyzont, w którym główna stopa pozostanie na poziomie zerowym, wyznaczył na koniec lata 2019 r.

Analitycy Handlowego jednego z powodów wyższej inflacji upatrują w słabszym złotym. Większość ekonomistów jest jednak zdania, że ta słabość jest przejściowa, choć na dojście do kursów z początku 2018 r. trzeba będzie kilkunastu miesięcy. Część specjalistów widzi jednak ryzyko, że nasza waluta może osłabnąć i przez dłuższy czas pozostawać w okolicach 4,4 zł za euro i 3,8–4 zł w stosunku do dolara.

W ankiecie DGP wzięli udział analitycy następujących instytucji: Bank Handlowy, Bank Millennium, Bank Ochrony Środowiska, Bank Pekao, Bank Pocztowy, Bank Zachodni WBK, Credit Agricole Bank Polska, ING Bank Śląski, Krajowa Izba Gospodarcza, mBank, PKO BP, Polityka Insight i Societe Generale.

Malejące marże firm w końcu zaczną pchać w górę inflację