Spółka znów nie dotrzymała terminu publikacji raportu rocznego. Ale przyznała, że w zeszłym roku mogła stracić miliard złotych.
Składając na początku maja do wrocławskiego sądu wniosek o przeprowadzenie przyspieszonego postępowania układowego, GetBack określił wartość swoich aktywów na 3,2 mld zł. W opublikowanym we wtorek przed północą komunikacie spółka przyznała, że były znacznie przeszacowane. Prawdopodobnie skorygowała ich wartość o ponad 1,2 mld zł. Oznacza to, że majątek spółki, na który składają się przede wszystkim portfele wierzytelności, jest wart ok. 1,8 mld zł. Dokładniejszą wartość mamy poznać 21 maja. To kolejny termin publikacji raportu rocznego. Ostatniego nie udało się dotrzymać ze względu na brak opinii ze strony audytora. Ten jej nie sporządził, bo wciąż weryfikuje wartość aktywów GetBacku.
– Ważne, żeby ta opinia została wydana bez zastrzeżeń. Inaczej inwestorzy i wierzyciele w dalszym ciągu będą mieli wątpliwości, ile warte są aktywa. Nie wystarczy też podanie samej kwoty odpisów. Ważne jest wyjaśnienie, jakiego rodzaju błędy popełniono wcześniej. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że tym razem wycena jest prawidłowa – mówi Adam Ruciński, prezes firmy doradczej BTFG.
Zobowiązania GetBacku sięgają 2,8 mld zł, z czego 2,3 mld zł przypada na właścicieli obligacji. Firma proponuje im spłatę 65,4 proc. wartości nominalnej papierów, pod warunkiem że zrezygnują z odsetek, a pozostałą część długu zgodzą się zamienić na akcje firmy.
Jednak, jak podkreśla zarząd, plan ten będzie można zrealizować pod kilkoma warunkami. Między innymi takim, że w jego realizacji nie będą przeszkadzać posiadacze obligacji zabezpieczonych na majątku spółki. Najlepiej gdyby także zgodzili się wejść do układu albo przynajmniej nie starali się wyegzekwować swoich należności, zajmując majątek windykatora. Nawet jeśli wcześniej gotowi byliby to zrobić, to teraz – widząc znaczną korektę wartości aktywów – ich stanowisko może się znacznie usztywnić. Według ostatniego raportu spółki, z 30 września zeszłego roku, zastawem objęty był majątek wyceniany wówczas na 770 mln zł.
/>
– Piłka wciąż jest po stronie Abrisu, ale z każdym kolejnym tygodniem sytuacja robi się trudniejsza – ocenia Sebastian Buczek, prezes i główny udziałowiec Quercus TFI, który także inwestował w obligacje GetBack.
Abris jest liderem konsorcjum funduszy, które mają 60 proc. akcji GetBacku. Większość wierzycieli jest zgodna, że Abris powinien wpłacić do spółki 370 mln zł, które zainkasował, sprzedając akcje GetBacku w zeszłorocznej ofercie publicznej. Coraz częściej wierzyciele domagają się też, by windykator podjął próbę wycofania się z zawartych w ostatnich miesiącach umów, których warunki, według niektórych ekspertów, odbiegały od standardów rynkowych. Chodzi na przykład o zapłacone funduszom Altusa 200 mln zł za konkurencyjną wobec GetBacku spółkę EGB czy 40 mln zł, dzięki którym zagwarantował on sobie wyłączność na obsługę funduszy sekurytyzacyjnych znajdujących się w ofercie Trigonu.
– Wszystkie umowy towarzystwa, w tym z GetBackiem, były, są i będą zawierane wyłącznie na warunkach rynkowych, a więc zupełnie nie rozumiemy pytania – mówi Marek Juraś, prezes Trigon TFI, indagowany, czy jego firma byłaby skłonna wycofać się z umowy i zwrócić spółce windykacyjnej 40 mln zł.
Forma restrukturyzacji, którą zaproponował GetBack, praktycznie wyklucza możliwość wycofania się z umów, które dla spółki mogły być niekorzystne.
– Przyspieszone postępowanie restrukturyzacyjne w zasadzie przewiduje jedynie modyfikację zasad, na jakich regulowane są zobowiązania. Wierzyciele muszą dołożyć dużej staranności, żeby zweryfikować stan prawny dłużnika i zdecydować, czy z ich punktu widzenie lepsza nie byłaby sanacja lub nawet upadłość. W tych przypadkach istnieją już narzędzia umożliwiające wycofanie się z umów – mówi Bartosz Groele, partner w kancelarii Tomasiak Pakosiewicz Groele.
Cechą charakterystyczną przyśpieszonej ścieżki wybranej przez GetBack jest co do zasady pozostawienie władzy w firmie obecnemu zarządowi.