Trzeba budować cały ekosystem przepływu wiedzy, doświadczeń, relacji i kapitału inwestycyjnego - mówi w wywiadzie dla DGP Julia Krysztofiak-Szopa, prezes zarządu fundacji Startup Poland.
Julia Krysztofiak-Szopa, prezes zarządu fundacji Startup Poland / Dziennik Gazeta Prawna
Liczba funduszy venture capital w Polsce jest niewielka. Czy to się zmieni w perspektywie kilku lat i jak można to stymulować? Należy wziąć pod uwagę, że większość z nich sięga po środki publiczne.
To, że fundusze finansują się prywatnymi środkami, to przejaw dojrzałości rynku. My rynku dojrzałego nie mamy i szybko mieć nie będziemy. Jako Startup Poland uważamy, że aby fundusze przeszły z finansowania publicznego na prywatne, musi zostać wykonana praca nad mentalnością inwestujących. Żeby duzi przedsiębiorcy nie inwestowali wyłącznie w nieruchomości, papiery wartościowe, ale również w start-upy. Po to potrzebne są zachęty podatkowe. W Polsce ich nie mamy. Co gorsza, fundusze VC są w Polsce podwójnie opodatkowane. To oznacza, że ktoś, angażując środki, płaci podwójny podatek – najpierw jako fundusz VC od zysku kapitałowego, a następnie jako podatnik. Nie jest prawdą, że zwolnienie z podwójnego opodatkowania spółek do 2023 r. zaproponowane przez rząd coś pomoże. Chodzi o budowę strategii długoterminowych. Inwestycje w start-upy zwracają się w perspektywie 10, 15, 20 lat, więc rok 2023 nie jest tutaj żadną zachętą.
Jeśli mówimy o finansowaniu VC pieniędzmi publicznymi, jak to może wpływać na rynek?
Zacznę od wpływu pozytywnego. To, że istnieje system dotacji, sprawiło, że rynek funduszy VC faktycznie istnieje. Gdyby nie Krajowy Fundusz Kapitałowy, Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości i Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, to prawdopodobnie by go nie było. Gdyby nie interwencja publiczna, nie mielibyśmy teraz o czym rozmawiać. Po drugie, to, że ten lewar jest, pozwoliło wykształcić w Polsce kadrę zarządzających funduszami.
A negatywy?
Zawsze, kiedy taki system grantowy istnieje, tworzy się system „grantojadów”. Trzeba przy tym zaznaczyć, że nie jest to specyfika Polski, to się dzieje wszędzie, wokół KE, funduszy unijnych i w każdym innym kraju. Powstają ekosystemy konsultantów, którzy specjalizują się w składaniu wniosków o dotacje.
Jest jeszcze jeden problem. Załóżmy, że inwestor prywatny daje 200 tys. zł, a NCBR 800 tys. zł i ten milion jest inwestowany w start-up. Kiedy inwestorowi opłaca się wyjść z przedsięwzięcia? Bardzo wcześnie, bo i tak pojawiło się dodatkowe 800 tys. zł ze środków publicznych, co znacząco zwiększyło wartość jego inwestycji. A przecież jemu zależy właśnie na tym. W takim układzie jest to wartość pompowana sztucznie.
Jaki zagraniczny model inwestycyjny moglibyśmy zaimplementować?
Polska administracja mówi otwarcie, że wzoruje się na Izraelu. Jest on dobrze znany na świecie i stanowi pewnego rodzaju punkt odniesienia. Ale to, jak ten model będzie długofalowo funkcjonować u nas, trudno jest ocenić.
Historycznie, pierwsze fundusze inwestujące w przedsięwzięcia wysokiego ryzyka powstawały w latach 40. i 50. w USA. Rynek amerykański posiada dużo starszy ekosystem, który od dawna jest mocno dotowany przez państwo. Obecna jest na nim duża ilość pieniądza prywatnego, co oznacza, że ten model nie jest odpowiedni do implementacji w warunkach polskich.
W Chinach jest 1,3 mld ludzi i jeden system prawny. W UE mamy 28 różnych systemów i 500 mln ludzi. Startup Poland silnie wspiera inicjatywę jednolitego rynku cyfrowego w Europie, czyli ułatwienia, których wszyscy bezsprzecznie potrzebujemy. Bo żeby przeżyć, start-up musi sięgać po rynek globalny. Na szczęście już połowa przedsięwzięć z sukcesem funkcjonuje na rynkach międzynarodowych.
Czy bardziej opłaca się inwestować w rozwój pojedynczych podmiotów większe środki, czy raczej należy je rozpraszać i liczyć, że zamiast kilku wielkich start-upów pojawi się cały ekosystem mniejszych?
Oczywiście tzw. jednorożce działają na wyobraźnię i można fantazjować, że wyhodujemy w Polsce jedną, wielką globalną firmę technologiczną. Ale trzeba patrzeć realnie. Dywersyfikacja inwestycji zawsze jest zdrowsza, również dla całej gospodarki, która dziś w Polsce stawia na start-upy technologiczne. Dlatego koniecznie trzeba budować cały ekosystem przepływu wiedzy, doświadczeń, relacji i kapitału inwestycyjnego. Takie imprezy jak European Start-up Days są bardzo dobre dla środowiska, bo pozwalają wymienić się doświadczeniem i faktycznie poznać ludzi, którzy budują start-upy.