Konkurs na nowy zarząd KGHM wciąż nie został ogłoszony, a wybory pracowników do rady nadzorczej drugi raz odwołane. Spółka będzie mieć piątego prezesa w ciągu dwóch lat.
Rafał Pawełczak nie pojawił się w piątek wśród załogi KGHM świętującej Dzień Hutnika. Od momentu odwołania prezesa Radosława Domagalskiego-Łabędzkiego i wiceprezesa Michała Jezioro (miało to miejsce 10 marca) pełni on obowiązki prezesa spółki. Nie poszczęściło mu się w ostatnim konkursie na szefa Polskiej Miedzi (nie został on dotychczas rozstrzygnięty), a nieobecność na uroczystej dorocznej akademii w kuluarach była komentowana jednoznacznie – w następnym rozdaniu też nie ma szans.
/>
Za około miesiąc, gdy odbędzie się doroczne walne zgromadzenie akcjonariuszy KGHM, upływa kadencja obecnego zarządu. Konkurs na członków nowego nie został jeszcze ogłoszony. Z nieoficjalnych informacji DGP wynika, że rada nie podjęła jeszcze decyzji dotyczącej konkursu, choć musi ogłosić postępowanie kwalifikacyjne jeszcze przed końcem maja.
Co więcej, kadencja rady nadzorczej upływa w tym samym czasie co zarządu, natomiast już dwukrotnie nie udało się przeprowadzić wyborów trzech jej członków reprezentujących załogę. Zostały odwołane. I nikt nie wie dlaczego.
Obecnie faworytem w wyścigu o fotel prezesa Polskiej Miedzi jest Marcin Chludziński, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu. Był już wymieniany w gronie potencjalnych „jedynek” w ostatnim konkursie, ale w ostateczności nie wziął w nim udziału. Teraz, jak ustaliliśmy, zażądał dwóch niezależnych wiceprezesów, których sam dobierze (w ostateczności jednego). Ale na pytania DGP w tej sprawie nie odpowiedział.
/>
Nasi rozmówcy z Dolnego Śląska twierdzą, że wciąż nie ma klarownego porozumienia wewnątrz PiS co do obsady kierowniczych stołków w KGHM. Chodzi głównie o to, czy nowy szef kombinatu ma pochodzić z regionu, czy spoza niego.
Przetasowania kadrowe w centrali i spółkach zależnych nie mają końca. Jak twierdzą nasi rozmówcy, rykoszetem dostało nawet Zagłębie Lubin. Stanowisko prezesa stracił niedawno związany od wielu lat z piłkarskim klubem Robert Sadowski.
Kadrowe ruchy w spółce trudno zrozumieć zagranicznym partnerom KGHM. Chodzi o Japończyków z Sumitomo, którzy coraz częściej muszą słuchać zapewnień, że wszystko jest w porządku. Sumitomo jest wraz z KGHM współwłaścicielem kopalni Sierra Gorda w Chile. Nieoficjalnie mówi się, że azjatycki koncern może chcieć przejąć kontrolę nad inwestycją. Jak jest naprawdę? Tego nie wiadomo, bo firma uparcie odmawia odpowiedzi na pytania w tej sprawie.
Zmiany kadrowe kosztują niemało. Nowy szef Polskiej Miedzi będzie de facto piątym (wliczając obecnego p.o. prezesa Pawła Pawełczaka) od momentu, gdy PiS wygrał wybory. Wtedy zwolniony został wieloletni szef kombinatu Herbert Wirth. Mimo że formalnie pracował on do 3 lutego 2016 r., to według sprawozdania finansowego firmy zarobił w 2016 r. 1,578 mln zł wraz ze świadczeniami z tytułu rozwiązania stosunku pracy. Niepotwierdzone wciąż oficjalnie informacje mówiły nawet o ponad 2,5 mln zł odprawy. Było to jednak jeszcze przed nową ustawą kominową PiS.
Następca Wirtha – Krzysztof Skóra, szefował firmie od 3 lutego do 28 października 2016 r., po czym otrzymał 117 tys. zł z tytułu rozwiązania stosunku pracy. Pobierał też wynagrodzenie z tego samego tytułu w 2017 r. oraz wynagrodzenie po czasie pełnienia funkcji członka zarządu w roku 2017. Łącznie to kolejne 702 tys. zł, poza 1,225 mln zł zarobionymi w 2016 r.
Po nim, do 10 marca 2018 r., spółką kierował Radosław Domagalski-Łabędzki. Po cięciach płac dla członków zarządów spółek Skarbu Państwa wprowadzonych przez PiS mógł zarobić w ubiegłym roku maksymalnie 1,353 mln zł, co daje ok. 112 tys. zł na miesiąc. A decyzją rady nadzorczej czas wypłacania pensji po dymisji skrócono z dziewięciu do sześciu miesięcy (przy czym wypłacana jest tylko połowa wynagrodzenia). W przypadku Domagalskiego-Łabędzkiego (dokładne dane poznamy w sprawozdaniu za 2018 r., czyli w przyszłym roku) mogłoby to więc być w sumie ok. 338 tys. zł.