- Dotychczas duża część zakupów nieruchomości była dokonywana za gotówkę. Wydaje się, że teraz klienci coraz częściej będą korzystać z kredytu - mówi Michał Gajewski prezes Banku Zachodniego WBK.
Michał Gajewski prezes Banku Zachodniego WBK / Dziennik Gazeta Prawna
Czy trudno kieruje się teraz w Polsce zagranicznym bankiem? Mamy za sobą repolonizację, instytucje finansowe są na cenzurowanym. Wprowadzono podatek bankowy. Trwają prace nad przewalutowaniem kredytów mieszkaniowych...
Ja wolę mówić, że to jest największy komercyjny prywatny bank. To jest bank polski, choć rzeczywiście właścicielem większościowym jest międzynarodowa grupa finansowa Santander. Działamy w sektorze, który z punktu widzenia regulacji jest pod dużą presją. Ale on jest mocno regulowany „od zawsze”.
Ostatnio regulacji jest więcej.
Gdy spotykam się z kolegami z innych krajów, to mówią, że stopień regulacji wszędzie jest bardzo duży. Nie powiedziałbym, że to, z czym my mamy do czynienia, to jest coś wyjątkowego. Każdy kraj miał swoje powody, żeby określone regulacje wprowadzić. Generalnie wszystko się zaczęło po kryzysie, lata 2008–2009. Wtedy wahadło mocniej wychyliło się w stronę regulacji.
U nas dołączają do tego działania rządu w celu zmiany struktury sektora – zwiększenia udziału krajowego kapitału. Gdy zaczynała się dyskusja o repolonizacji banków, była mowa o tym, by to w Polsce, a nie w zagranicznych centralach, były podejmowane kluczowe decyzje. Efekt jest jednak taki, że rośnie udział państwa w sektorze.
To, gdzie podejmowane są decyzje, jest bardzo ważne. W naszym przypadku to dzieje się tutaj: w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu. Wyzwania sprowadzają się między innymi do tego, że w obecnym środowisku regulacyjnym trudno jest osiągać taki zwrot z kapitału, takie współczynniki efektywnościowe, jak w przeszłości. To wymaga od nas większego wysiłku, jeśli chodzi o generowanie dochodów, ale też zarządzania kosztami.
Pojawiają się pomysły na współpracę bądź konsolidację wśród państwowych banków. Czy fuzja PKO BP i Pekao to byłaby dla was szansa czy zagrożenie?
Z jednej strony to jest kwestia koncentracji sektora. Z drugiej – zawsze, gdy ma miejsce konsolidacja, zaangażowane banki skupiają się raczej na wewnętrznych sprawach organizacyjnych.
My nie ścigamy się na wielkość bilansu. Z tego punktu widzenia nie ma dla mnie znaczenia, czy jesteśmy pierwszym, drugim czy trzecim bankiem. Naszą ambicją jest być najlepszym bankiem dla lojalnych klientów, którzy prowadzą z nami biznes już wiele lat, ale też pozyskiwać nowych. To jest dla mnie główne pole bitwy, na którym rozgrywa się konkurencja między bankami. Oczywiście skala działania ma znaczenie. My tę skalę mamy. Ona pozwala w przewidywalny sposób prognozować nasze wyniki i daje nam pewną stabilność.
Mówił pan o tym, że banki w trakcie fuzji są bardziej zajęte sobą, na czym mogą skorzystać inni. To wasz przypadek – jesteście w trakcie fuzji z wydzieloną działalnością Deutsche Bank Polska.
W polskim systemie bankowym my mamy chyba największe doświadczenie, jeśli chodzi o fuzje. Cała nasza historia to jest łączenie się. Ta część przedsiębiorstwa, którą będziemy dołączać, to jest w porównaniu z nami stosunkowo mała organizacja. Chcemy przeprowadzić proces integracji w miarę szybko, ma on się zakończyć w IV kwartale tego roku, pod warunkiem uzyskania wymaganych zgód regulacyjnych. To, co robimy, jest nieporównanie mniejsze niż fuzja sprzed kilku lat – połączenie BZ WBK z Kredyt Bankiem.
BZ WBK to silna marka na naszym rynku. Ale bardzo silną marką jest również Santander. Nie zastanawiacie się nad zmianą nazwy?
Santander to faktycznie jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek finansowych na świecie. Zadaniem zarządu zawsze jest rozpatrywanie różnych opcji, kwestionowanie status quo. Ale dzisiaj jesteśmy BZ WBK.
Jak pan widzi kształt naszego sektora bankowego w perspektywie pięciu lat? Zgadza się pan z dominującym poglądem, że zostanie pięć–sześć dużych banków?
Nie mam kryształowej kuli, ale oczywiście odporność akcjonariuszy jest ograniczona. Jeśli nie ma możliwości osiągnięcia satysfakcjonującego zwrotu z kapitału, a widzimy, że coraz trudniej osiągnąć stopę zwrotu przekraczającą 10 proc., to właściciele szukają pomysłów na lepsze wykorzystanie tego kapitału. To powoduje, że prawdopodobnie konsolidacja będzie postępowała. Z drugiej strony będzie też rosła specjalizacja. Przykładem jest Deutsche Bank. On nie wycofuje się z polskiego rynku, ale stanie się wyspecjalizowanym butikiem korporacyjnym.
Czy rosnąca konsolidacja nie stwarza ryzyka pojawienia się oligopolu?
Takiego ryzyka nie ma. Po pierwsze, mamy nowe regulacje, jak dyrektywa PSD2, dopuszczające na nasz rynek podmioty, które nie są bankami. Bez licencji bankowej będzie można świadczyć usługi dotyczące płatności, łatwiej będzie prowadzić działalność pożyczkową. Konkurencja będzie więc raczej narastać, niż się zmniejszać, a ceny będą relatywnie niskie. Jeśli zaś chodzi o bankowość korporacyjną, to wystarczy popatrzeć na liczbę oddziałów banków zagranicznych czy tych, które prowadzą u nas działalność transgraniczną. Te drugie zresztą mają lepsze warunki do działania niż my: nie płacą podatku bankowego, posiadają dostęp do taniego finansowania w euro. Na przykład na rynku finansowania deweloperów, na którym my jesteśmy mocno obecni, to z punktu widzenia konkurencji bardzo duży problem.
Jak w BZ WBK wyglądają przygotowania do PSD2?
To jedna z możliwości, by być bardziej kreatywnym. Chcemy być nie tylko dostarczycielem danych dla innych firm – taki obowiązek nakładają na nas nowe regulacje – ale też być stroną aktywną, dzięki której klienci uzyskają dostęp do nowych usług w ramach naszej bankowości internetowej czy mobilnej. Nadal czekamy na zakończenie prac nad standardem API zgodnym z wymaganiami regulatora – chciałbym, żeby był on jak najbardziej użyteczny dla klientów oraz zapewniał poziom bezpieczeństwa analogiczny do bankowego.
Mówi pan o stronie aktywnej. Zrobicie to sami? Z jakimś partnerem z sektora fintech?
Rozpatrujemy możliwość współdziałania z innym podmiotem. O szczegółach nie mogę w tej chwili mówić. Ale nie jest to jedyny przykład naszej aktywności, jeśli chodzi o fintech. Jesteśmy w grupie Santander w gronie czterech krajów, gdzie zostaną zaoferowane internetowe płatności z wykorzystaniem technologii blockchain w ramach współpracy z firmą Ripple.
Jest więcej przykładów wykorzystania blockchaina w BZ WBK?
Na razie zaczynamy od tego. Widzimy potencjał w technologii blockchain, ale zdecydowanie odseparowujemy ją od handlu kryptowalutami, co do którego działamy zgodnie z zaleceniami regulatora.
Ubiegły rok dla sektora i dla pana banku był udany pod względem sprzedaży kredytów hipotecznych. Pomagał program „Mieszkanie dla młodych”. Jest szansa na utrzymanie się dobrej koniunktury?
W zeszłym roku sprzedaliśmy 5,2 mld zł hipotek. Po dwóch pierwszych miesiącach tego roku utrzymujemy wysoką, dwucyfrową dynamikę sprzedaży. To pokazuje, że rynek jest nadal bardzo mocny. Dotąd duża część zakupów nieruchomości była dokonywana za gotówkę. Wydaje się, że teraz klienci coraz częściej będą korzystać z kredytu. Po prostu ci, którzy mieli pieniądze na zakup, już je wydali.
Jest szansa na upowszechnienie kredytów hipotecznych o stałym oprocentowaniu?
My taki produkt mamy w ofercie, ale jego sprzedaż jest niewielka. Z punktu widzenia klientów głównym kryterium wyboru jest cena i rata miesięcznej spłaty. Tak jest nie tylko na naszym rynku.
Zapowiadaliście złożenie wniosku o licencję na bank hipoteczny.
Tak, podjęliśmy decyzję w sprawie utworzenia banku hipotecznego, a następnie złożyliśmy wniosek do KNF.
Po uruchomieniu tego banku cena kredytu o stałej stopie może być porównywalna z tym o stopie zmiennej?
Trudno mi przesądzać, jaka będzie polityka cenowa. Na pewno koszt pozyskania długoterminowego finansowania będzie niższy, niż byłby, gdyby nie było banku hipotecznego. To powinno się przełożyć na lepszą cenę dla klientów.
Kredyty o stałej stopie są o tyle istotne, że przy oprocentowaniu zmiennym za jakiś czas, gdy dojdzie do podwyżek stóp procentowych, może pojawić się problem „stopowiczów” tak, jak dziś „frankowiczów”.
Naszym obowiązkiem jest informowanie o tym, że ryzyko stopy procentowej istnieje. Ale musimy dać klientom wybór. Dlaczego kredyty o stałej stopie są droższe? Zabezpieczenie stałego oprocentowania musi kosztować, tak samo, jak kosztuje kupienie np. ubezpieczenia.
W ostatnich danych makroekonomicznych widać znaczące ożywienie inwestycji. Ale czy gospodarka się nie przegrzewa? Niedawno byłem na spotkaniu sektora budowlanego i deweloperów. Rozmowy o perspektywach biznesowych przypominały to, co działo się w latach 2006–2007 czy w 2012 r. – niedługo przed załamaniem koniunktury.
Przez cały zeszły rok czekaliśmy na to, żeby inwestycje wreszcie ruszyły, a jak to przychodzi, to zaczynamy się obawiać? Jest zdecydowanie za wcześnie, żeby mówić o jakimś przegrzaniu. Nasze oczekiwania są takie, że choć może już nie na takim poziomie, jak w poprzednim kwartale, to dynamika inwestycji powinna być w najbliższym czasie bardzo wyraźna i będzie przewyższała wzrost konsumpcji prywatnej.
Nie znaczy to jednak, że nie ma żadnych czynników ryzyka. Jednym z nich jest sytuacja na rynku pracy. Dostępność pracowników mocno się zmniejszyła. Jest presja płacowa – widzimy to również w sektorze bankowym. Trudniej o znalezienie specjalistów od IT, ale też o doradców w oddziałach.