Średnio po trzech prezesów miały kontrolowane przez państwo spółki od czasów przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość jesienią 2015 r.
Po rekonstrukcji rządu PiS ponownie ruszyła fala zmian w kontrolowanych przez państwo spółkach. W sobotę stanowisko stracił Radosław Domagalski-Łabędzki, prezes KGHM. Miedziowy koncern jest jedną z 17. notowanych na giełdzie firm, które bezpośrednio lub pośrednio kontroluje Skarb Państwa. Odkąd w październiku 2015 r. PiS wygrało wybory, przewinęło się przez nie aż 54 prezesów zarządu. Ostatnim jest Rafał Pawełczyk, któremu rada nadzorcza KGHM powierzyła funkcję prezesa do czasu zakończenia konkursu, który wyłoni „stałego” szefa firmy. Kolejny prezes może być już piątą osobą kierującą KGHM na przestrzeni niecałych trzech lat.
/>
– Proszę mi pokazać prywatną firmę, która ma tylu prezesów w tak krótkim czasie. To sygnał, że nie chodzi tu o interes gospodarczy, tylko interes frakcji rywalizujących ze sobą w obozie władzy – mówi Andrzej Nartowski, były prezes Polskiego Instytutu Dyrektorów.
Trudno założyć, by zmiana na stanowisku prezesa KGHM miała być ostatnią w kontrolowanych przez państwo spółkach. Nie milkną spekulacje o rywalizacji między premierem Mateuszem Morawieckim a ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą o kontrolę nad grupą finansową PZU. Ta miała już pięciu prezesów. Jest wyjątkowo łakomym kąskiem, bo w jej skład wchodzą także dwa banki: Pekao i Alior. Nie jest też przesądzone, że stanowisko utrzyma Marek Dietl, prezes GPW. Jego kadencja wygasa po walnym zgromadzeniu podsumowującym 2017 r. O kontrolę nad rynkiem kapitałowym premier Morawiecki rywalizuje z szefem NBP Adamem Glapińskim. W efekcie tych zmagań GPW nie miała w zeszłym roku szefa przez sześć miesięcy.
W klasyfikacji kontrolowanych przez państwo spółek z największą liczbą zmian prezesów GPW, PZU i KGHM znajdują się w ścisłej czołówce. Liderem jest Energa. Gdańska spółka miała już sześciu szefów. Na pierwsze miejsce awansowała w zeszłym miesiącu, po rezygnacji Daniela Obajtka. Przykład zawrotnej kariery, jaką ten były działacz samorządowy zrobił po przejęciu władzy przez PiS, dobrze obrazuje rolę, jaką pełnią w kontrolowanych przez państwo spółkach ich prezesi. Burmistrz Pcimia najpierw został prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a bezpośrednio z fotela szefa Energi przesiadł się na analogiczne stanowisko w Orlenie. Na czele największej pod względem przychodów spółki w naszym regionie Europy działa energicznie – trzy tygodnie po objęciu funkcji podpisał list intencyjny w sprawie przejęcia kontroli nad gdańskim Lotosem. W normalnych warunkach wypracowanie takiej decyzji zajęłoby nowemu prezesowi wiele miesięcy, niezbędnych na poznanie firmy i ewentualną modyfikację jej strategii.
– Takie decyzje, jak o połączeniu Orlenu z Lotosem, zapadają ponad spółkami, na szczeblu politycznym. Nie znaczy to, że menedżerowie kontrolowanych przez państwo firm nie mają nic do powiedzenia. Ale w odróżnieniu od sektora prywatnego muszą w swoich decyzjach brać pod uwagę także uwarunkowania polityczne – zwraca uwagę Wiesław Rozłucki, obecny szef PiD i prezes GPW w latach 1991–2016.
Na razie negatywnych skutków kadrowej karuzeli nie widać w wynikach finansowych spółek. Przeciwnie – większość zwiększyła w zeszłym roku zyski. Niektóre – jak Orlen, Lotos czy GPW – opublikowały najlepsze raporty finansowe w historii. Wczoraj zyskiem pochwalił się PKO BP. Największy krajowy bank zarobił w 2017 r. 3,1 mld zł, o 8 proc. więcej niż rok wcześniej. PKO BP jest jedyną spółką kontrolowaną przez państwo, w której PiS nie zmienił prezesa. Zbigniew Jagiełło kieruje zarządem banku od 2009 r.
– Za wynikami stoi dobra koniunktura, na które menedżerowie nie mają wpływu. Negatywne skutki kadrowej karuzeli zobaczymy w dłuższym terminie. W przypadku dużych spółek istotne znaczenie ma strategia i jej konsekwentna realizacja. A o jakiej konsekwencji możemy mówić, skoro z dnia na dzień zmienia się prezesów – ocenia Andrzej Nartowski.