Pierwsze w tym roku twarde dane o aktywności gospodarki pozytywnie zaskoczyły ekonomistów. Chodzi przede wszystkim o produkcję budowlano-montażową. W styczniu była o niemal 35 proc. większa niż rok wcześniej. Z tak szybkim wzrostem mieliśmy ostatnio do czynienia na początku 2007 r. Najnowsze wyniki budownictwa w tyle zostawiają natomiast to, co działo w czasie boomu budowlanego z przełomu lat 2011–2012, gdy oddawano do użytku projekty realizowane z myślą o piłkarskich mistrzostwach Europy (chodzi nie tylko o stadiony, ale przede wszystkim o inwestycje drogowe).
/>
„W porównaniu ze styczniem ub. roku wzrost produkcji odnotowano we wszystkich działach budownictwa, przy czym w podmiotach specjalizujących się we wznoszeniu budynków o 38,0 proc., w jednostkach zajmujących się głównie robotami budowlanymi specjalistycznymi o 36,9 proc., a w jednostkach, których podstawowym rodzajem działalności jest budowa obiektów inżynierii lądowej i wodnej, o 27,6 proc.” – podał Główny Urząd Statystyczny.
Według Piotra Piękosia, ekonomisty Banku Pekao, taka struktura wzrostu „sugeruje rozszerzenie się ożywienia inwestycji na sektor prywatny po dotychczasowej dominacji inwestycji publicznych”. Innymi słowy: budowano nie tylko drogi i tory kolejowe. Do przodu posuwały się projekty na zlecenie firm, w tym największych, jak specjalistyczne instalacje czy bloki energetyczne, ale także budownictwo mieszkaniowe.
Skąd tak dobry wynik branży? Prócz najważniejszego elementu, czyli mocnego popytu, analitycy zwracają uwagę na dwa dodatkowe czynniki: dużą liczbę dni roboczych i dobrą pogodę. Było na tyle ciepło i sucho, że można było uniknąć typowego na początku roku wstrzymywania prac.
Tymczasem w przemyśle nie było w styczniu mowy o wieloletnich rekordach. Mimo to także tu wynik był więcej niż przyzwoity. Produkcja sprzedana okazała się o 8,6 proc. wyższa niż rok wcześniej. Według GUS w górę poszła sprzedaż w 30 z 34 monitorowanych działów przemysłu. Wytwarzanie produktów z pozostałych surowców niemetalicznych poszło w górę o prawie 23 proc. Można się domyślać, że to również pokłosie boomu budowlanego. Chodzi m.in. o materiały wykończeniowe. W wyrobach z metali był wzrost o 18 proc., a w maszynach i urządzeniach – o prawie 17 proc. To z kolei sygnał, że nie ma problemów z popytem zagranicznym.
– Wysokiej dynamice produkcji w działach nastawionych na eksport sprzyja utrzymująca się dobra koniunktura w przetwórstwie w strefie euro, w szczególności w Niemczech. Oddziałuje ona w kierunku zwiększenia popytu na wytwarzane w Polsce towary stanowiące wsad do produkcji dóbr finalnych – komentuje Jakub Olipra, ekonomista Crédit Agricole.
Pozostaje jeszcze ostatni motor wzrostu – konsumpcja. Dane o sprzedaży detalicznej są wskazówką, że i o nią nie trzeba się obawiać. Styczeń przyniósł przyspieszenie wzrostu w ujęciu rocznym z 5,2 proc. w grudniu do 7,7 proc. Pomogły wyprzedaże w sklepach odzieżowych i salonach motoryzacyjnych. W kategorii „tekstylia” wzrost w ujęciu realnym wyniósł ponad 21 proc. (nominalnie było to 16 proc., różnica pokazuje skalę obniżek cen). W kategorii „pojazdy” realny wzrost wyniósł niemal 18 proc.
Zdaniem ekonomistów wtorkowe statystyki zapowiadają, że I kwartał tego roku może być dla naszej gospodarki równie udany jak końcówka 2017 r., gdy produkt krajowy brutto rósł w tempie przekraczającym 5 proc. Przy tym powinien to być wzrost bardziej zrównoważony, w większym stopniu opierający się na inwestycjach.
Analitycy zwracają też uwagę, że wciąż nie ma sygnałów wzrostu presji inflacyjnej. W budownictwie co prawda ceny poszły w górę najbardziej od stycznia 2012 r., ale i tak było to zaledwie 1,5 proc. w skali roku. Zaledwie, bo branża narzeka na wzrost kosztów. Jak widać, nie udaje się go przenieść na odbiorców usług budowlanych.
W przemyśle inflacja producencka spowolniła do 0,2 proc. w ujęciu rocznym. W tym dziale gospodarki kluczowe są ceny nośników energii.
To, co dzieje się z cenami, ma znaczenie dla poziomu stóp procentowych. Gdyby pojawiły się mocniejsze sygnały wzrostu inflacji, Rada Polityki Pieniężnej mogłaby zacząć się zastanawiać nad podwyżką stóp. Z drugiej strony taki krok nie jest pewny ze względu na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego. Uważa on, że w tym roku nie ma powodu, by zwiększać koszt pieniądza.
Najbardziej cieszy wzrost inwestycji w sektorze prywatnym