Przedstawiciele polskich przedsiębiorstw przemysłowych od kilku miesięcy ostrzegają rząd, że chińska konkurencja próbuje agresywnie, stosując dumpingowe ceny, wejść do grona głównych dostawców i usługodawców spółek będących pod nadzorem Skarbu Państwa. Chińczycy robią to przy użyciu przejętych wcześniej polskich firm, określanych przez krajowy biznes mianem „wydmuszek”. Firmy te, w pełni kontrolowane przez Chińczyków, de facto nie produkują niczego na terenie naszego kraju i w ogóle Unii Europejskiej, a oferują produkty wytwarzane w całości w Państwie Środka. W pismach do premiera, ministra aktywów państwowych i ministra rozwoju i technologii (obecnie gospodarki) polscy przedsiębiorcy zarzucają Chińczykom nieuczciwą konkurencję – i to w kilku obszarach.

Pierwszy zarzut dotyczy domniemanego kopiowania polskich produktów, co oznaczałoby kradzież własności intelektualnej (jest tajemnicą Poliszynela, że coś takiego uchodzi w Chinach za przejaw innowacyjności). Drugi - dumpingu cenowego: rodzime firmy przekonują, że chińscy eksporterzy korzystają z rządowych subsydiów do produkcji; podobny proceder zarzuciła Chińczykom Komisja Europejska w przypadku samochodów – skutkiem było nałożenie tymczasowych ceł wyrównawczych (po dochodzeniu prowadzonym od października 2023 r. KE stwierdziła przed rokiem, że subsydia do produkcji pojazdów elektrycznych w ChRL są nieuczciwe i stanowią zagrożenie dla interesów europejskich producentów).

Ale to nie wszystko: polski biznes ostrzega, że „dopuszczenie chińskich firm do realizacji dużych dostaw i inwestycji na terenie strategicznych spółek skarbu państwa budzi poważne wątpliwości z uwagi na sytuację geopolityczną, w której Chiny nierzadko stają po stronie wrogów Polski i Europy”. W apelu do premiera Donalda Tuska i nowego ministra aktywów państwowych Wojciecha Balczuna znalazło się m.in. stwierdzenie, że „Chiny nie są zwykłym partnerem gospodarczym, a firmy z Chin nie są zwykłymi kontrahentami”. Mierzymy się z „potęgą gospodarczą, w której każdy element gospodarki kontrolowany jest przez partię komunistyczną - czy chcemy dopuścić podmioty stamtąd do tajemnic strategicznych polskich przedsiębiorstw?” – pytają polscy przedsiębiorcy wspierani przez Alliance Business Connect, rozwijającą się od kilku lat organizację biznesu.

Silniki dla KGHM przypłyną z Chin? „To wykończy polskie firmy, a Chińczycy zyskają dostęp do ważnych tajemnic”

Najświeższym przykładem „chińskiej ekspansji” ma być ogłoszona w tym roku przez KGHM Polska Miedź aukcja na dostawę 18 sztuk kilkunastotonowych silników (każdy wart jest ok. 2 mln zł). Rodzimy producent wytwarzający rzeczone urządzenia w Polsce i dostarczający je dotąd do KGHM, dowiedział się nieoficjalnie, że z uwagi na zastosowane kryterium ceny, został pokonany przez dostawcę kontrolowanego w całości przez podmioty z Chin i faktycznie zależne od rządu ChRL, oferującego produkt wytwarzany całkowicie w Chinach.

Polski przedsiębiorca twierdzi w pismach do zarządu KGHM, że demonstracyjny silnik dostarczony do KGHM prosto z Chin jest „łudząco podobny” do jego silnika i może być wręcz „nieautoryzowaną kopią” jego produktu. Polskie podmioty z tego sektora podnoszą także, że „dostawa silników jest pod klucz i wymaga dostępu do wielu tajemnic KGHM”, co w obecnej sytuacji geopolitycznej, wobec coraz większej wiedzy na temat praktyk chińskich podmiotów i ich podległości wobec władz ChRL realizujących określone cele polityki KPCh, powinno budzić uzasadnione wątpliwości”.

Przedsiębiorcy polscy skierowali do MAP i KPRM pismo „W sprawie zagrożeń dla rynku zamówień publicznych wynikających z udziału podmiotów powiązanych z państwami trzecimi spoza UE oraz wykonawców niemających zdolności produkcyjnych w Polsce”. Poruszają w nim kilka kwestii mniej lub bardziej strategicznych nie tylko dla samego KGHM, ale w ogóle całej polskiej i europejskiej gospodarki. Stawiają w związku z tym szereg pytań - cytujemy je po niewielkich redakcyjnych skrótach:

1. Z analizy rynku wynika, że coraz częściej oferty w przetargach organizowanych przez SSP składane są przez spółki mające całkowite lub dominujące powiązania kapitałowe i decyzyjne z zagranicznymi podmiotami lub podmioty polskie nie posiadające realnego zaplecza (zarówno technologicznego, jak i osobowego) w Polsce. Czy rząd/MAP podziela obawy dotyczące ekspansji w Polsce podmiotów „formalnie polskich”, lecz w rzeczywistości powiązanych kapitałowo lub osobowo z państwami trzecimi spoza Unii Europejskiej, w szczególności z Chińską Republiką Ludową, jak również podmiotów polskich, które jednak nie dysponują ani zapleczem technicznym, ani zasobami osobowymi pozwalającymi na produkcję silników w Polsce, co w konsekwencji prowadzi do sytuacji, w której wykonawcy tacy nabywają gotowe silniki w Chinach i przekazują je zamawiającym jako element wykonania zadania?

2. Czy Premier/Minister podziela opinię polskich przedsiębiorców, że udział de facto chińskich wykonawców w zadaniach publicznych i inwestycjach spółek podległych skarbowi państwa „niesie istotne zagrożenia technologiczne, operacyjne i geopolityczne” i widzi potrzebę wprowadzenia rozwiązań prawnych chroniących Polskę przed tymi zagrożeniami? Jakich?

3. Czy Premier/Minister podziela pogląd polskich przedsiębiorców, że podobne zagrożenia jak w pkt. 2 powstają ze strony podmiotów polskich, które nie posiadają zdolności produkcyjnej w Polsce i oferują kompletne silniki zakupione na rynku chińskim – co niweluje oczekiwany „wkład polski” do pośrednictwa w zakupie i transporcie? Czy uzasadnione są obawy, że taka praktyka SSP, wynikająca z kierowania się wyłącznie kryterium najniższej ceny, „naraża państwo na ryzyko obniżenia jakości, braku kompatybilności, uzależnienia od polityki państw trzecich oraz wycieku danych i technologii”?

4. Czy Premier/Minister podziela obawy polskich przedsiębiorców, że kontynuacja ww. praktyki „może pozbawić polskich przedsiębiorców posiadających długoletnią tradycję projektowania, budowania i produkowania maszyn elektrycznych możliwości wykonywania zadań w ramach ogłaszanych przetargów publicznych, a co za tym idzie może doprowadzić do sukcesywnego wyprowadzania środków pieniężnych poza terytorium Rzeczpospolitej Polskiej, a w konsekwencji wzbogacenia państw trzecich kosztem rodzimych firm”?

5. Czy Premier/Minister dostrzega potrzebę zwiększonej „ochrony know-how polskich przedsiębiorstw przed jego nieuprawnionym wykorzystaniem, kopiowaniem bądź odtwarzaniem (w tym z zastosowaniem inżynierii odwrotnej) przez podmioty pochodzące z Chin?”

6. Czy Premier/Minister podziela stanowisko polskich przedsiębiorców, że „w dobie rosnącego napięcia geopolitycznego, gdy Chiny wspierają kraje destabilizujące pokój światowy, powierzanie zamówień strategicznych firmom powiązanym z ich rządem może wywołać daleko idące, negatywne konsekwencje”?

W swoim apelu polscy przedsiębiorcy apelują o:

  • wprowadzenie lub stosowanie mechanizmów pozwalających na weryfikację struktury właścicielskiej i powiązań kapitałowych oferentów, w szczególności w przypadku zamówień publicznych o znaczeniu strategicznym;
  • uwzględnianie, obok kryterium ceny, także kryteriów jakościowych, technologicznych oraz związanych z bezpieczeństwem narodowym przy ocenie ofert w postępowaniach przetargowych;
  • podejmowanie decyzji zakupowych z uwzględnieniem długofalowych skutków gospodarczych, technologicznych i geopolitycznych, w tym wpływu na lokalny rynek pracy, stabilność dostaw, serwisowanie i ochronę know-how;
  • opracowanie wytycznych lub dobrych praktyk dla spółek Skarbu Państwa oraz innych zamawiających, które umożliwiałyby wspieranie krajowych dostawców w sposób zgodny z prawem unijnym, a zarazem skuteczny w zabezpieczaniu interesów Rzeczpospolitej Polskiej;
  • uwzględnianie w procedurach przetargowych ograniczeń eliminujących ryzyko, że niektóre podmioty, mimo formalnie polskiej rejestracji, nie posiadają realnych zdolności produkcyjnych w kraju i w praktyce nabywają kompletne silniki poza granicami UE, w szczególności w Chinach.

Rząd przeforsował rozwiązania służące polonizacji zamówień publicznych. Czy zostaną rozszerzone na zamówienia SSP?

Zapytaliśmy KPRM i MAP, jakie działania zamierza podjąć polski rząd w tych obszarach, przypominając słowa wypowiedziane przez Donalda Tuska podczas Europejskiego Forum Nowych Idei: „Kończy się era naiwnej globalizacji, a Polska nie będzie naiwnym partnerem w konkursie egoistów na rynkach i frontach wojen”. Premier zapowiedział wtedy między innymi preferowanie polskiego kapitału przy realizacji ambitnych inwestycji oraz repolonizację gospodarki.

- Wśród priorytetów MAP jest tworzenie takich warunków gospodarczych, które pozwalają na aktywny udział polskich przedsiębiorców w realizacji dużych inwestycji prowadzonych m.in. przez spółki z udziałem Skarbu Państwa, w tym wspieranie rozwiązań chroniących krajowych przedsiębiorców przed nieuczciwą konkurencją. Jesteśmy zdeterminowani, aby wspierać, oczywiście w sposób zgodny z europejskim prawem, lokalnych dostawców. W obecnej, napiętej sytuacji geopolitycznej jak największa część łańcucha dostaw powinna być zlokalizowana w kraju, a polskie przedsiębiorstwa muszą mieć możliwość rozwijania kompetencji projektowych i ochrony własnego know-how – odpowiada nowy Wojciech Balczun, kierujący MAP od początku sierpnia.

Jego poprzednik, Jakub Jaworowski, skierował kilka miesięcy temu do nadzorowanych przez MAP spółek pismo rekomendujące korzystanie z dostaw towarów i usług krajowych przedsiębiorstw. „Z jednej strony jasno komunikujemy nasze stanowisko spółkom pod nadzorem MAP, z drugiej analizujemy istniejące przepisy tak, aby wyeliminować możliwość stosowania nieuczciwych praktyk rynkowych” – deklaruje MAP. W reakcji na cytowany wyżej apel polskich przedsiębiorców resort „zwrócił się do Rady Nadzorczej KGHM SA z prośbą o poinformowanie MAP o sposobie rozpatrzenia sprawy”.

Równolegle Polska, z inicjatywy rządu, wprowadza przepisy ograniczające dostęp wykonawców z państw trzecich do zamówień publicznych, a po apelu przedsiębiorców rozważa wprowadzenie podobnych mechanizmów do zamówień spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa.

Pod koniec maja Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy mającej w założeniu „gwarantować polskim przedsiębiorstwom ochronę przed konkurencją z państw trzecich”. W komunikacie rząd wyjaśnił, że:

  • (…) przepisy dają zamawiającym uprawnienia, dzięki którym wykonawcy z krajów, które nie mają podpisanych porozumień z Unią Europejską, będą mieli ograniczony dostęp do polskiego rynku zamówień publicznych.
  • (…) będzie można ograniczyć wykonawcom z państw trzecich możliwość składania ofert oraz wniosków lub wykonawcy z państw trzecich nie będą mogli korzystać ze środków ochrony prawnej.
  • (…) praktyce to zamawiający sam podejmie decyzję, czy dopuści do udziału w postępowaniu wykonawców z państw trzecich, którzy nie są stronami umów międzynarodowych.
  • (…) wykonawcy z krajów, które podpisały z Unią Europejską odpowiednie porozumienia, np. Porozumienie Światowej Organizacji Handlu w sprawie zamówień rządowych – GPA (Government Procurement Agreement), będą traktowani tak samo jak wykonawcy z państw UE.

GPA obejmuje m.in. państwa UE, USA, Kanadę, Japonię, Koreę Południową, Australię, Szwajcarię, Norwegię i Nową Zelandię, a także Tajwan i Hongkong - będący częścią Chin. Same Chiny – mimo trwających od lat negocjacji – nie przystąpiły do tego porozumienia.

Repolonizacja przetargów już trwa

Nowe regulacje mają wejść w życie od początku 2026 r., ale w praktyce już teraz firmy z państw trzecich są wykluczane z przetargów w Polsce. Jak pisaliśmy w DGP pod koniec czerwca („Przetargi nie dla Turków”):

„W precedensowym wyroku Sąd Zamówień Publicznych uznał, że tureckiej firmie nie przysługuje prawo do wniesienia odwołania na to, że nie dopuszczono jej do polskiego przetargu. Jego konsekwencje są jednak dużo dalej idące, gdyż w praktyce oznaczają, że wykonawcy z państw trzecich nie muszą być traktowani na równi z unijnymi. A jeśli zamawiający nie przewidział w specyfikacji możliwości ich udziału w przetargu, to może, czy nawet powinien, nie brać ich ofert pod uwagę. Zgodnie z tym orzeczeniem polski rynek zamówień publicznych już teraz jest więc co do zasady zamknięty przed przedsiębiorstwami z państw takich jak Turcja czy Chiny”.

Polskie organy opierają się na dwóch niezwykle istotnych wyrokach Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdzających, że przepisy UE gwarantują równe traktowanie wyłącznie firmom unijnym oraz wywodzącym się z państw będących sygnatariuszami GPA (wyroki: z 22 października 2024 r. w sprawie C-652/22 Kolin oraz z 13 marca 2025 r. w sprawie C-266/22 CRRC Qingdao Sifang). Orzeczenia te w praktyce oznaczają, że firmy z państw trzecich nie mogą startować w unijnych przetargach, chyba że zamawiający zezwoli im na to w konkretnym postępowaniu. Dotyczy to m.in. przedsiębiorstw z Turcji, Chin i Indii. Tymczasem same tylko firmy tureckie w 2024 r. zawarły w Polsce kontrakty dotyczące zamówień publicznych na kwotę ponad 19 mld zł. Podmioty z Azji wygrywają nad Wisłą m.in. liczne przetargi na budowę dróg. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, będąca kluczowym inwestorem, po opisanym wyżej wyroku Sądu Zamówień Publicznych stanęła na stanowisku, że trzeba go traktować jako orzeczenie incydentalne i „nie można automatycznie rozciągać na inne postępowania”. Miałoby to oznaczać, że drogowcy nie będą z automatu odrzucali oferty firm z państw trzecich w ogłoszonych już przetargach.

W III RP przyjęło się, że zasada równego traktowania i niedyskryminacji przewidziana w prawie zamówień publicznych ma być stosowana do wszystkich wykonawców - niezależnie od kraju ich siedziby. To wyjątkowo liberalne podejście otworzyło drogę do zamówień udzielanych wykonawcom z krajów trzecich, przede wszystkim z Chin i Turcji. Ponieważ inne rynki były dla nich całkowicie lub częściowo zamknięte, skupili się oni na ekspansji nad Wisłą – stąd rosnąca wartość realizowanych przez nich przedsięwzięć.

To się jednak zmieni, jeśli wejdą w życie opisane wyżej przepisy, zainicjowane przez rząd i uchwalone przez Sejm 9 lipca - 417 głosami za, 7 przeciw, 12 wstrzymującymi się; Senat nie wniósł poprawek (sejmowy druk nr 1302 - Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy - Prawo zamówień publicznych oraz ustawy o umowie koncesji na roboty budowalne lub usługi). Oznaczają one w praktyce wprowadzenie zakazu startu w przetargach firm z państw trzecich, chyba że zamawiający wprost wskaże na możliwość ich udziału. Regulacje te pozbawiają też wykonawców z państw trzecich prawa do składania odwołań do Krajowej Izby Odwoławczej.

Teraz, po apelach polskich przedsiębiorców, rząd – już w nowym składzie - zastanawia się, na ile da się podobne mechanizmy zastosować w przypadku zamówień spółek kontrolowanych przez spółki Skarbu Państwa, nie objętych wspomnianymi wyrokami TSUE (bo te dotyczą wyłącznie zamówień publicznych). Bo że trzeba – wszyscy są zgodni. Na razie MAP ogranicza się do „jasnych rekomendacji dla SSP”, a jednocześnie – nieoficjalnie – podziela opinię autorów apeli, że również te kwestie powinny zostać uregulowane z uwagi na interes polskich przedsiębiorców oraz przyszłość całej europejskiej gospodarki – faktycznie zagrożonej niekontrolowaną azjatycką ekspansją.

Determinację rządu, by ją ograniczyć, widać już dziś w praktyce kluczowych podmiotów zależnych od polityków. Centralny Port Komunikacyjny wymaga w tym roku od wykonawców doświadczenia zdobytego w Polsce.

„Premier Donald Tusk zobowiązał resorty do podjęcia działań w zakresie prowadzenia polityki preferowania polskich przedsiębiorców i polskiego kapitału w inwestycjach spółek skarbu państwa, a także w zamówieniach publicznych” – czytamy w czerwcowej odpowiedzi Michała Jarosa, wówczas sekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii, na interpelację poselską nr 9392 w sprawie zapowiedzi repolonizacji gospodarki.

Chińczycy na cenzurowanym - stracą dostęp do strategicznych sektorów?

Ekspansja firm spoza UE, szczególnie Chin, jest gorącym tematem debat biznesowych i politycznych od co najmniej kilku lat. Obawy dotyczą zwłaszcza rosnących wpływów gigantów technologicznych, gromadzących (lub mogących gromadzić) wrażliwe dane na serwerach w Chinach; zgodnie z prawem ChRL, dane te muszą być udostępniane na każde żądanie chińskich służb. Co więcej, władze Chin zwiększyły w tym roku zakres dopuszczalnej inwigilacji użytkowników chińskich urządzeń.

W przypadku chińskich firm i produktów zastrzeżenia natury geopolitycznej zbiegają się z obawami czysto ekonomicznymi – przedsiębiorcom z UE i USA coraz trudniej odpierać ataki subsydiowanej azjatyckiej konkurencji. Stąd próby przeciwdziałań w różnych obszarach.

W marcu 2025 r. Komisja Europejska zaapelowała do państw członkowskich UE, żeby ze względów bezpieczeństwa zakazały lub ograniczyły wykorzystanie sprzętu chińskiej firmy Huawei w swoich sieciach 5G. Do wiosny zrobiło 11 krajów unijnych oraz Wielka Brytania: "Wzywamy wszystkie państwa członkowskie do podjęcia szybkich działań w tym kierunku, ich brak może narazić całą UE na ryzyko. Bezpieczeństwo naszych sieci 5G jest oczywiście kluczowe dla gospodarki UE" – argumentowali przedstawiciele KE.

Europa poszła tu wyraźnie śladem administracji USA, która jeszcze w pierwszej kadencji Donalda Trumpa restrykcyjnie traktowała Huaweia, zarzucając Chińczykom wykorzystywanie sprzętu do szpiegostwa i inwigilacji na rzecz władz ChRL. Koncern zdecydowanie temu zaprzeczał twierdząc, że te ataki wynikają wyłącznie z wysokiej jakości i innowacyjności jego produktów skutecznie wypierających z rynku ofertę firm amerykańskich, ale argumenty rządu USA zachwiały pozycją giganta nie tylko w Stanach – również blisko połowa krajów UE zaczęła wycofywać urządzenia i rozwiązania technologiczne Huaweia ze swoich sieci telekomunikacyjnych oraz z instytucji publicznych. Zrobiły to m.in. największe unijne gospodarki – Niemcy, Francja i Włochy, a także Dania, Szwecja, Estonia, Łotwa, Litwa, Portugalia, Rumunia i Słowenia. Poza Unią najboleśniejszy cios zadała Huaweiowi Wielka Brytania. Za zwolenniczkę restrykcji wobec chińskich dostawców rozwiązań informatycznych i telekomunikacyjnych (na czele z 5G) uchodzi Henna Virkkunen, unijna komisarz ds. cyfryzacji i bezpieczeństwa. Jeszcze jako kandydatka na to stanowisko podczas przesłuchania w Europarlamencie zwracała uwagę, że całkowite bezpieczeństwo sieci telekomunikacyjnych ma fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa UE w ogóle, gdyż zależy od niego odporność wszystkich strategicznych sektorów – od energetyki i przemysłu po finanse i opiekę zdrowotną.

Sektor zdrowotny jako pierwszy oficjalnie radykalnie ogranicza dostęp Chińczyków do unijnego rynku. 30 czerwca weszło w życie rozporządzenie wykonawcze Komisji (UE) 2025/1197 z 19 czerwca 2025 r. nakładające środek Instrumentu Zamówień Międzynarodowych ograniczający dostęp wykonawców i wyrobów medycznych pochodzących z Chińskiej Republiki Ludowej do unijnego rynku zamówień publicznych dla wyrobów medycznych zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2022/1031. Rozporządzenie - opublikowane w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej w 20 czerwca 2025 r. - jest pierwszym rozporządzeniem wykonawczym wydanym na podstawie rozporządzenia nr 2022/1031.

Obowiązek wykluczenia podmiotów z Chin dotyczy wszystkich postępowań o udzielenie zamówienia publicznego w Unii, których przedmiotem jest udzielanie zamówień na wyroby medyczne objęte kodami CPV od 33100000-1 do 33199000-1 określone w rozporządzeniu (WE) nr 2195/2002, o wartości szacunkowej co najmniej 5 mln euro netto.

Unijne instytucje zamawiające i podmioty zamawiające określają pochodzenie wykonawców i wyrobów medycznych, które mogą być objęte środkiem IZM, zgodnie z kryteriami określonymi odpowiednio w art. 3 rozporządzenia (UE) 2022/1031 i art. 60 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 952/2013 (41) oraz obliczają odpowiednie szacunkowe wartości zamówień zgodnie z art. 5 dyrektywy 2014/24/UE. Rozporządzenie jest w całości wiążące i bezpośrednio stosowane we wszystkich państwach członkowskich.

Europejscy, w tym polscy przedsiębiorcy, oczekują, że podobne rozwiązania zostaną zastosowane we wszystkich sektorach zaliczanych do strategicznych dla UE i poszczególnych państw.