Jeden z moich przyjaciół, ilekroć rozmawiamy o rynku kapitałowym, często zarzuca mi brak wyobraźni. Zazwyczaj dotyczy to poziomu notowań, jaki dane instrumenty mogą osiągnąć. Kiedyś napisałbym akcje, ale teraz nie zawsze dokładnie wiadomo, co dokładnie jest notowane.



Dziennik Gazeta Prawna
Tak było i tym razem. Miesiąc temu napisałem („Nasze małe luzowanie”, DGP z 8 stycznia 2018 r.) o giełdzie kryptowalut Bitfinex, która ma siedzibę w byłej pizzerii w Michałowicach pod Warszawą, a konta rozliczeniowe prowadzi w Banku Spółdzielczym w Skierniewicach. Bank jest emitentem obligacji, które są notowane na rynku Catalyst, i dlatego przekazuje giełdzie raporty bieżące i okresowe (sprawozdania finansowe). Nie spodziewam się, drogi czytelniku, że kiedykolwiek sięgnąłeś do tych raportów. Jeżeli tak zrobiłeś, to albo pracujesz w branży, albo zainwestowałeś w obligacje BSS0418.
Emitenci obligacji, którzy nie są jednocześnie emitentami akcji, nie publikują raportów kwartalnych, dlatego ostatni dostępny bilans banku sporządzony został na koniec czerwca ubiegłego roku. Suma bilansowa po raz pierwszy przekroczyła miliard złotych. Po stronie pasywów składały się nią kapitał własny wynoszący 75 mln oraz zobowiązania w wysokości 971 mln zł. Wśród zobowiązań dominowały te wobec klientów – 935 mln zł. Współczynnik wypłacalności powoli wzrastał i utrzymywał się na bezpiecznym poziomie. Na koniec czerwca było to 11,1 proc., wobec wymaganych 8 proc.
I nagle kilka dni temu komunikat o tym, że pod koniec stycznia współczynnik wypłacalności spadł do 7,98 proc. Nastąpiło to „w związku z niespodziewanym i niezamierzonym przez Bank wzrostem wartości depozytów klientów Banku o kwotę około 1 mld zł w styczniu 2018 r.”. W ciągu ostatnich pięciu lat depozyty klientów wzrosły łącznie niewiele ponad 25 proc., a teraz w ciągu jednego miesiąca się podwoiły! Nie wiemy, którzy klienci wpłacili do banku miliard złotych, ale możemy chyba zaryzykować stwierdzenie, że pieniądze zaczęły wpływać na konta spółek prowadzących kryptowalutowe giełdy: Crypto sp. z o.o., która w 99 proc. należy do Crypto Capital Corp, oraz Neso sp. z o.o., która w 99 proc. należy do Neso Banc Inc., i Neso INC sp. z o.o., właścicielem 99 proc. której jest Ivan Manuel Molina Lee. Jest on również prezesem każdej z wymienionych firm. A także prezesem, założycielem i właścicielem wielu podobnych spółek na całym świecie. Oraz jednym z bohaterów dokumentów, które są znane światu jako Panama Papers.
To, że współczynnik wypłacalności banku się obniżył, wynika z konstrukcji wzoru matematycznego i przyjętych przy jego obliczaniu wag ryzyka. W dużym uproszczeniu liczy się go tak: licznik stanowi kapitał własny banku, zaś mianownik to ekspozycja na ryzyko, czyli aktywa przemnożone przez odpowiadające im wagi. Zerowe ryzyko to gotówka w kasie, rządowe obligacje czy depozyty w NBP, niskie ryzyko (20 proc.) przypisywane jest do wierzytelności samorządów oraz innych banków aż do 150 proc. w przypadku szczególnie wielkiego ryzyka. Należy pamiętać, że wagi się zmieniają. We czerwcu ubiegłego roku Ministerstwo Finansów podniosło z 35 proc. do 150 proc. wagę przypisaną walutowym kredytom hipotecznym, a z 50 proc. do 100 proc. kredytom zabezpieczonym na nieruchomościach komercyjnych.
Na konto kryptowalutowych spółek w Banku Spółdzielczym w Skierniewicach wpłynął w styczniu miliard złotych. Jest to gorący spekulacyjny pieniądz inwestujących w IvanCoiny i ManuelTokeny. Dziś rachunki obsługujące te giełdy to rachunki bieżące polskich spółek w banku w Skierniewicach, ale jutro będą w każdym innym miejscu na kuli ziemskiej. A bank ma dziś kłopot. Musi te pieniądze gdzieś zainwestować. Obligacji rządowych nie może kupić, bo prowizja, bo niska płynność, bo duży spread (różnica między ofertami kupna i sprzedaży), bo długie terminy wykupu. A pieniądze mogą popłynąć dalej nawet już jutro.
Pozostaje więc ulokowanie tych środków na rachunkach bieżących w innych bankach. Dla tych lokat przyjmuje się wagę ryzyka wynoszącą 20 proc. Kapitał własny powiększył się w styczniu o wypracowany zysk (w przeszłości kilkaset tysięcy złotych miesięcznie), a aktywa w tym czasie wzrosły o miliard złotych. To oznacza, że we wzorze na współczynnik wypłacalności licznik się praktycznie nie zmienił, a mianownik, czyli ekspozycja na ryzyko, wzrósł o blisko 30 proc. (bo połowę aktywów stanowią należności od klientów). Efekt znamy – spadek współczynnika wypłacalności poniżej 8 proc.
Wróćmy do wyobraźni i jej braku. Jeżeli na rachunek w banku wpłynął miliard złotych w ciągu miesiąca, to równie dobrze może wpłynąć miliard w ciągu tygodnia. Pytanie, do ilu obniży się współczynnik wypłacalności przy drugim miliardzie? Odpowiedź: do około 6,4 proc. – funkcja homograficzna. A przy trzecim miliardzie, tak jak w tytule felietonu, w środę? Do około 5,3 proc. Co w sobotę? Wtedy pieniądze będą już w Panamie.