Perspektywy sprzedaży spoiwa w kraju są dobre. Wyzwaniem jest unijny wzrost kosztów klimatycznych i bezlitosna polityczna gra na Wschodzie
Z cementu robi się beton, a z tego ostatniego do 2023 r. ma powstać m.in. ok. 800 km dróg. Takie były od miesięcy plany Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, które – to nowość – mogą ulec rozszerzeniu. Wiatrem w żagle dla betonu jest najnowszy generalny pomiar ruchu, z którego wynika, że szybko przybywa dróg nadmiernie obciążonych (o tym w tekście wyżej), więc potrzeba tras trwalszych niż asfaltowe.
Według Stowarzyszenia Producentów Cementu (SPC) w 2015 r. w Polsce sprzedało się 15,4 mln ton spoiwa – o 2 proc. więcej niż rok wcześniej. Prognozy są obiecujące. Paliwem dla branży będą inwestycje infrastrukturalne, do których pieniędzy dosypuje UE w ramach budżetu na lata 2014–2023. Z szacunków wynika, że w tym roku sprzedaż powinna przekroczyć 16 mln ton (5 proc. wzrostu), a rok później sięgnąć 16,5 mln ton. Dotąd rekord padł w 2011 r., kiedy w związku z przygotowaniami do Euro 2012 sprzedaż przebiła pułap 19 mln ton.
Niestety nie brakuje też problemów. Niepokoją kolejne bariery handlowe na Wschodzie. Moskwa robi wiele, żeby utrudnić życie polskim producentom cementu. Efekty widać w statystykach. – W 2015 r. wyeksportowaliśmy do Rosji 135 tys. ton cementu. W roku 2015 ponad dwa razy mniej. A może być gorzej – twierdzi Marcelo Catala, prezes Cemex Polska.
Wszystko przez nowe, drakońskie standardy certyfikacji, które weszły w życie w Rosji w marcu. Wprowadzają one obowiązkowe badania na granicy rosyjskiej dla cementu importowanego spoza krajów Unii Euroazjatyckiej. Na granicy z obwodem kaliningradzkim Rosjanie obmyślili procedurę certyfikacji powodującą co najmniej 28-dniowy postój samochodu z towarem. Jeśli marcowe reguły nie zostaną storpedowane, sprzedaż do Rosji może zostać zatrzymana.
Analogiczne rozwiązania już wcześniej wprowadziła Białoruś. Ten kraj przygotowuje się sam do zwiększenia eksportu cementu do Europy: ze 117 tys. ton w 2015 r. do 700 tys. w 2016 r. To oficjalne zapowiedzi z lutego przedstawicieli białoruskiego sektora, po których menedżerów w polskich zakładach niemalże zamurowało. – Białoruski plan skokowego wzrostu eksportu do Europy, w tym do Polski, skutkować może ograniczeniem produkcji polskich zakładów i ryzykiem utraty miejsc pracy w polskiej branży – twierdzi Ernest Jelito, prezes Górażdże Cement.
Przy produkcji cementu zatrudnionych jest 4 tys. osób, a w branżach powiązanych ponad 25 tys.
Profesor Jan Deja z Akademii Górniczo-Hutniczej ostrzega, że do Polski może szerokim strumieniem wpłynąć tańszy białoruski produkt, który nie trzyma naszych parametrów jakości.
O to, żeby zapewnić producentom z Polski równe szanse konkurowania z tymi ze Wschodu, apelowali już na forach międzynarodowych przedstawiciele resortów: rozwoju, infrastruktury i budownictwa. Na razie z mizernym skutkiem – rosyjska branża cementowa jest nieskruszona. Sprawa stanęła oficjalnie na forum WTO w Genewie, ale w efekcie Rosjanie zapewnili jedynie, że „będą w tej sprawie rozmawiać”.
Producenci cementu zza wschodniej granicy są dodatkowo uprzywilejowani, gdyż nie ponoszą kosztów związanych z emisją CO2, które musi ponosić Polska w związku z członkostwem w UE. Rząd w Mińsku dał w ubiegłym roku zielone światło dla budowy nowych cementowni, z których trzy są już gotowe. Jak tłumaczy prezes Grupy Ożarów Andrzej Ptak, który stoi też na czele SPC, jego organizacja lobbuje za zmianami w Europejskim Systemie Handlu Emisjami, działając w ramach forum CO2 skupiającego energochłonne sektory przemysłu. Jeden z pomysłów jest taki, że najefektywniejsze instalacje w cementowniach w Polsce dostałyby pełną ochronę bez dodatkowych obciążeń z tytułu emisji CO2.
Przemysł cementowy w Polsce to 13 zakładów zlokalizowanych na terenie siedmiu województw: lubelskiego, łódzkiego, kujawsko-pomorskiego, małopolskiego, opolskiego, śląskiego i świętokrzyskiego. Największy udział w rynku – prawie 22 proc. – ma grupa Lafarge, za którą plasują się Górażdże, Grupa Ożarów i Cemex Polska.