Spod bramy głównej Szczecińskiej Stoczni Nowa wyruszyła dziś w południe manifestacja kilku tysięcy stoczniowców, którzy protestowali przeciwko negatywnej opinii dotyczącej prywatyzacji ich zakładu.

"Jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy zacząć się bronić sami" - powiedział do stoczniowców przewodniczący zakładowej NSZZ "Solidarność" Krzysztof Fidura. Jak mówił, nie ma zgody na czarny scenariusz, czyli upadłość stoczni, o którym - jak się wyraził - "w zakamuflowany sposób" mówił podczas wczorajszego spotkania ze związkowcami minister skarbu Aleksander Grad.

"Nie ma na to zgody, myśmy już to w 2002 roku przeżywali, wiemy co to oznacza" - powiedział Fidura. Podkreślił, że stoczniowcy domagają się gwarancji zatrudnienia oraz funkcjonowania firmy i przeprowadzenia zmian prywatyzacyjnych zakładu bez wstrzymywania produkcji.

"Parę tysięcy osób potrafiących tak świetnie pracować dziś musi protestować"

Prezes SSN Artur Trzeciakowski, przemawiając do stoczniowców, przyznał, iż czuje żal widząc, że parę tysięcy osób potrafiących tak świetnie pracować dziś musi protestować.

Po kilkunastominutowej pikiecie przed Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie stoczniowcy wrócili do stoczni. Protestujący przekazali na ręce wojewody petycję skierowaną do premiera, by zaangażował się osobiście w sprawę SSN.

"Poinformowaliśmy wojewodę, że najpóźniej we wtorek wybieramy się do Warszawy. Chcemy, aby powiadomił o tym premiera" - powiedział przewodniczący NSZZ "Solidarność" Pomorza Zachodniego Mieczysław Jurek.

Szef stoczniowej "Solidarności '80" Jacek Kantor uważa, że piątkowa manifestacja to nie tylko walka o miejsca pracy, ale o przetrwanie dla ostatniego "sztandarowego zakładu, który jeszcze w regionie pozostał".