Rozmawiamy ze SŁAWĄ CWALIŃSKĄ-WEYCHERT, wiceprezesem Link4 - Mimo wejścia nowych firm na rynek direct, nadal pozostaje miejsce dla kolejnych graczy. Kwestią czasu jest pojawienie się towarzystw, które będą ubezpieczały np. tylko młodych kierowców.
• Wyniki Link4 pokazały, że przychody ze składek z ubezpieczeń komunikacyjnych wzrosły o 7 proc., podczas gdy dla rynku ten wskaźnik wyniósł 13 proc. Skąd taki wynik, w spółce, która do tej pory rosła znacznie szybciej niż rynek?
- To efekt tego, że rynek rośnie w dużym stopniu na ubezpieczeniach OC komunikacyjnego, a my podjęliśmy decyzję o skoncentrowaniu się na sprzedaży ubezpieczeń AC. Efektem był 35-proc. wzrost przypisu z AC i 4-proc. spadek w OC. To również efekt tego, że po wprowadzeniu tzw. podatku Religi znacznie zmniejszyły się możliwości zyskownej sprzedaży takich polis. Szczególnie, że największy ubezpieczyciel przez I kwartał nie uwzględniał 12-proc. podatku w cenach polis. W konsekwencji również inne towarzystwa nie mogły tego zrobić. Teoretycznie wprowadzenie tego podatku powinno spowodować wzrost składek o 14-15 proc. W praktyce mamy 11-proc. wzrost przychodów ze składek, głównie wynikający z większej liczby samochodów zgłaszanych do ubezpieczenia. Do tego mamy około 4 proc. inflacji i wyższe wypłaty odszkodowań niż rok temu. Tymczasem przeciętna składka jest niższa niż rok temu, mimo wprowadzenia tak istotnego dodatkowego obciążenia. Stąd nasza decyzja o tym, żeby nie brać udziału w tej walce o klienta przy zbyt niskich stawkach.
• Po osiągnięciu progu rentowności dwa lata temu, zysków rok temu na poziomie ponad 5 mln zł, po I półroczu tego roku mieliście 20 mln zł straty. Jak do tego doszło?
- To głównie efekt zrealizowania kilku istotnych dla rozwoju inwestycji. Jesteśmy udziałowcem spółki życiowej, której utworzenie kosztowało kilkadziesiąt milionów złotych, a część wydatków ponieśliśmy w tym roku. Istotna jest też inwestycja w call center w Katowicach. Przy tych rozmiarach działalności potrzebujemy drugiego, niezależnego call center, które przejęłoby obsługę klientów np. razie awarii prądu w Warszawie. Taką inwestycję będzie musiał przeprowadzić praktycznie każdy gracz na rynku, który osiągnie takie rozmiary jak my.
• Jedni mówią o dwóch nowych graczach, inni o 4-5? Pojawiają się też głosy, że rynek direct nie rośnie tak, jak się wszyscy tego spodziewali.
- Jest miejsce nawet na kilku graczy direct. Ten model charakteryzuje się tym, że można łatwo dopasowywać ofertę do profilu klienta. Takim firmom stosunkowo łatwo upatrzyć sobie jakąś niszę. Nieprzypadkowo to właśnie takie towarzystwa mają dobre oferty np. dla młodych kierowców, którzy są niechętnie przyjmowani przez uniwersalne towarzystwa. Problemem polskiego rynku nie jest to, że jest za dużo graczy, ale to, że jest jeden gracz za duży, czego konsekwencje widzieliśmy przy okazji wprowadzenia podatku Religi. Nie podzielam też opinii o słabym wzroście rynku ubezpieczeń direct. Oczywiście wskaźniki pokazujące dynamikę będą w naturalny sposób spadać, że względu na coraz wyższą podstawę ich liczenia. Szacuję, że w tym roku rynek ubezpieczeń direct zbierze około 500-600 mln zł. Byłoby to oczywiście sporo więcej niż w zeszłym roku, kiedy łącznie towarzystwa direct zebrały około 347 mln zł, zaś wzrost kategorii direct byłby szybszy niż wzrost całego rynku ubezpieczeń komunikacyjnych. Problem polega jednak na tym, że wszelkie szacunki są obarczone dużym ryzykiem i utrudnione chociażby ze względu na fakt, że z grona największych graczy direct właściwie tylko Link4 przekazuje swoje wyniki do KNF.