Opublikowane wczoraj wstępne dane GUS o dynamice PKB w III kw. tego roku okazały się znacznie gorsze od ekonomicznych prognoz. Eksperci spodziewali się spowolnienia, ale nie aż takiego. Wzrost miał wyhamować do 2,9–3,0 proc. z 3,1 proc. w II kw. Tymczasem PKB zwiększył się jedynie o 2,5 proc. Poprzednio podobną dynamikę polska gospodarka notowała pod koniec 2013 r., kiedy to PKB rósł o 2,6 proc.
Opublikowane wczoraj wstępne dane GUS o dynamice PKB w III kw. tego roku okazały się znacznie gorsze od ekonomicznych prognoz. Eksperci spodziewali się spowolnienia, ale nie aż takiego. Wzrost miał wyhamować do 2,9–3,0 proc. z 3,1 proc. w II kw. Tymczasem PKB zwiększył się jedynie o 2,5 proc. Poprzednio podobną dynamikę polska gospodarka notowała pod koniec 2013 r., kiedy to PKB rósł o 2,6 proc.
Choć dane GUS są wstępne i brak szczegółów na temat składowych gospodarczego wzrostu, to ekonomiści nie mają wątpliwości: pogłębił się inwestycyjny dołek obserwowany od początku tego roku. Już w I i II kw. inwestycje były na minusie (w II kw. spadły o prawie 5 proc. w skali roku). Główna przyczyna to zastój w inwestycjach publicznych, szczególnie finansowanych ze środków Unii Europejskiej. Kuleje wykorzystanie pieniędzy z obecnej perspektywy finansowej UE, co zresztą przyznają członkowie rządu. Widać to również w twardych danych. Inwestycyjny hamulec bardzo mocno zaciągnęły samorządy. Po trzech kwartałach zanotowały rekordowe 19 mld zł nadwyżki, choć plan zakładał deficyt na poziomie 8,3 mld zł. To oznacza, że samorządowcy wolą siedzieć na pieniądzach niż wydawać. Do inwestycji podchodzą ostrożnie choćby ze względu na trwające badanie (m.in. przez CBA) procesów inwestycyjnych współfinansowanych przez UE w ramach poprzedniej perspektywy finansowej.
– Nie robią tego nie tylko samorządy, lecz także spółki Skarbu Państwa. Tam podejmowaniu decyzji o nowych projektach mogły nie sprzyjać roszady kadrowe – mówi Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium.
Zwraca przy tym uwagę, że niechęć do inwestowania zaczęła się udzielać również sektorowi prywatnemu. Po części dlatego, że on również brał udział w projektach unijnych. A częściowo ze względu na niepewność związaną choćby z polityką gospodarczą rządu. Co prawda ministrowie i premier wielokrotnie deklarowali wspieranie przedsiębiorców, ale zapowiadali również zagęszczenie podatkowego sita. Wewnętrzne spory – np. o Trybunał Konstytucyjny – które powodowały wzrost ryzyka instytucjonalnego, nałożyły się na niepokój o koniunkturę na zagranicznych rynkach (Brexit).
– Już w II kw. widać było hamowanie inwestycji prywatnych. One ciągle były na plusie, ale już nie tak wyraźnie jak we wcześniejszych miesiącach. Z dwucyfrowego wzrostu dynamika zmniejszyła się do mniej więcej 5 proc. – mówi Maliszewski.
O tym, czy ta tendencja utrzymała się również w III kw., przekonamy się za tydzień, gdy GUS opublikuje wyniki przedsiębiorstw. Co do tego na razie nie ma zgody wśród analityków. Ekonomiści banku Crédit Agricole nie podzielają tych prognoz. Ich zdaniem inwestycje prywatne znów miały się dobrze, a spadek publicznych wcale nie był taki głęboki.
– Głównym czynnikiem oddziałującym w kierunku spowolnienia wzrostu PKB w III kw. był spadek wkładu eksportu netto – ocenia Krystian Jaworski z Crédit Agricole. Co oznacza, że wzrost importu doganiał tempo wzrostu wartości eksportu. Widać to zresztą w ostatnich danych Narodowego Banku Polskiego o handlu zagranicznym. Przez cały III kw. Polska miała deficyt w obrotach towarowych, co nie zdarzało się wcześniej przez niemal rok. We wrześniu import wzrósł o 5,8 proc., a eksport o 4,1 proc.
Eksperci są z kolei zgodni, że gospodarkę w III kw. ciągnęła konsumpcja prywatna. To zasługa programu „Rodzina 500 plus”. W formie dodatków wypłacono rodzinom już 13 mld zł. Większość tej puli przypadła właśnie na III kw. – przez pierwsze miesiące programu przyjmowano i przetwarzano wnioski, wypłaty na dobre ruszyły w czerwcu. Przy czym rodziny dostawały pieniądze za kilka miesięcy wstecz.
„Dynamika gospodarki przyspieszyła z 3,3 proc. w II kw. do około 4,0 proc. i była napędzana bodźcem fiskalnym, jakim były świadczenia na dzieci, oraz dobrą sytuacją na rynku pracy. Choć konsumpcja była silniejsza niż w II kw., jej przyspieszenie było prawdopodobnie nieco wolniejsze, niż sądzono, gdyż część środków z dodatków na dzieci jest przeznaczana na spłatę zadłużenia” – napisał w raporcie po danych Rafał Benecki, ekonomista Banku ING.
Ekonomiści są jednak zdania, że taka struktura gospodarczego wzrostu nie jest dobra, bo nie jest zrównoważona. Polska gospodarka leci teraz na jednym, konsumpcyjnym silniku, który już w przyszłym roku może przestać działać – program „Rodzina 500 plus” nie będzie już dodatkowym czynnikiem, który nakręcałby konsumpcję ponad już osiągnięty poziom. Dlatego o tym, czy gospodarka znów zacznie przyspieszać, w kolejnych kwartałach zdecyduje tempo odbudowy inwestycji.
Rafał Benecki zwraca uwagę, że jest na to szansa. Rząd deklaruje bowiem uruchomienie projektów współfinansowanych przez UE o łącznej wartości 70 mld zł. Jeśli to się powiedzie, w przyszłym roku powinno nastąpić gospodarcze przyspieszenie.
Grzegorz Maliszewski co prawda zastrzega, że prognozy przyszłorocznego ożywienia nadal są obarczone dużym ryzykiem (bo bardziej będą decydowały czynniki administracyjne i instytucjonalne niż ekonomiczne), jednak również uważa, że są szanse na ożywienie.
– Ten rok pewnie będzie słabszy, wzrost PKB wyniesie 2,8–2,9 proc. Trudno bowiem oczekiwać jakiegoś wystrzału inwestycji w IV kw. Ale to nie przekreśla roku 2017. Jeśli rzeczywiście wykorzystanie środków unijnych zacznie działać, to jest szansa na odbudowę inwestycji publicznych i lepszy wynik w całej gospodarce. Na razie zakładam, że PKB w przyszłym roku wzrośnie o 3,4 proc. – mówi ekonomista.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama