Bieżące utrzymanie torów spółka PKP Polskie Linie Kolejowe niemal w pełni zleca swoim spółkom zależnym. To nie podoba się prywatnym firmom. Prace z roku na rok są warte coraz więcej. W tym roku będą kosztować ok. 1,8 mld zł. Jak dowiedział się DGP, niebawem kolejarze otworzą jednak ten rynek.
– Wykonawcy z rynku budowlanego wielokrotnie zgłaszali do nas zastrzeżenia co do potencjalnego faworyzowania spółek zależnych PLK w zakresie wykonywania robót utrzymaniowych oraz dopuszczania na zasadzie dowolności do przetargów na roboty inwestycyjne. Reagujemy na takie głosy. Biorąc pod uwagę stabilny budżet utrzymaniowy, chcemy zaproponować rynkowi budowlanemu przeprowadzenie konsultacji, które określiłyby parametry robót przy utrzymaniu torów, zlecanych w formie umów ramowych dla firm z sektora budowlanego, poza spółkami zależnymi PLK S.A – mówi DGP Piotr Wyborski, szef PKP PLK.
Utrzymanie torów nie tylko dla państwowych spółek
Zapowiada, że w ciągu najbliższych tygodni zacznie się w tej sprawie dialog z branżą, a umowy będą zawierane jeszcze w tym roku. – Będziemy się koncentrować na pracach realizowanych maszynami wysokowydajnymi, przy krótkich zamknięciach torów i na liniach obciążonych dużym ruchem. Cel rozmów jest jasny: musimy ustalić z rynkiem parametry sprzętu, czas reakcji i dostępność zasobów. Dziś spółki zależne z grupy PLK mogą elastycznie zmieniać prace w zależności od naszych potrzeb. Chcemy zdefiniować, z jakim wyprzedzeniem i jakiego typu roboty możemy zlecać wykonawcom na rynku – dodaje Wyborski. Zapowiada, że po skończeniu rozmów z rynkiem ogłoszone zostanie postępowanie na zawarcie umów ramowych, które będą podpisywane w zależności od zainteresowania wykonawców.
– Dopuszczenie w większym stopniu spółek prywatnych do przetargów utrzymaniowych to bardzo dobry ruch, jednak moim zdaniem niewystarczający – mówi Damian Kaźmierczak, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Wskazuje, że dwaj kluczowi zamawiający: PKP PLK i Centralny Port Komunikacyjny to równocześnie główni akcjonariusze dwóch spółek giełdowych: Trakcji i Torpolu. Sama PKP PLK kontroluje kolejne cztery sporej wielkości spółki wykonawcze: Dolkom, Przedsiębiorstwo Naprawy i Utrzymania Infrastruktury Kolejowej, Zakład Robót Komunikacyjnych DOM i Pomorskie Przedsiębiorstwo Mechaniczno-Torowe.
Państwowe spółki rywalizują same ze sobą
– Ta sytuacja oznacza, że w przetargach kolejowych biorą udział spółki-córki zamawiających. Co więcej, te spółki rywalizują ze sobą w ramach tych samych postępowań przetargowych. Takie podejście jest wysoce nieefektywne i ma destrukcyjny wpływ na cały rynek, dlatego PZPB stoi na stanowisku, że kwestie związane z własnością państwa w segmencie kolejowym wymagają pilnej regulacji – zaznacza Kaźmierczak.
Przyznaje, że nie jest zwolennikiem wolnorynkowego fundamentalizmu i uważa, że w pewnych sytuacjach ograniczony udział państwa w spółkach budowlanych jest uzasadniony, choćby z powodów bezpieczeństwa. – Nie można jednak z tym przesadzać, a dokładnie taki poziom przesady występuje w segmencie budownictwa kolejowego – twierdzi nasz rozmówca. Teraz spółki zależne mają kontrakty na duże inwestycje kolejowe opiewające na prawie 10 mld zł. To prawie jedna czwarta wartości zlecanych przez PKP PLK przedsięwzięć.
Co jakiś czas pojawiają się wątpliwości, czy kolejarze nie faworyzują w przetargach własnych spółek. Według wiceprezesa PZPB, wyłączając Trakcję i Torpol, cztery średniej wielkości firmy z grupy PLK powinny się zajmować wyłącznie pilnymi robotami utrzymaniowymi. – Z ich udziału w przetargach o największe kontrakty należy zrezygnować, ponieważ te spółki pełnią zupełnie inną rolę w systemie. Być może warto rozważyć ich połączenie – mówi Damian Kaźmierczak. Dodaje, że spółki Trakcja i Torpol mogłyby dalej pełnić istotną rolę na rynku. – Wokół obu firm należy zacząć tworzyć narodowego czempiona, który stanie się zalążkiem ekspansji polskich firm budowlanych na rynki zagraniczne i impulsem dla prywatnych podmiotów. Początek państwowo-prywatnego sojuszu już zresztą mamy, ponieważ 10 proc. akcji Torpolu posiada skierniewicki Mirbud – mówi Kaźmierczak.
Państwowy wykonawca nie radzi sobie
Karol Trammer z dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn” przyznaje, że zdarza się, że państwowi wykonawcy nie radzą sobie z inwestycjami i w przetargach szukają firm, które pomogą im je skończyć. Według niego być może zasoby przedsiębiorstw należałoby przekazać bezpośrednio PKP PLK, by mogła szybko przeprowadzać niezbędne prace naprawcze. Resztę robót powinno się zaś zlecać na rynku. Wiceminister infrastruktury Piotr Malepszak przyznaje, że rola państwowych firm wykonawczych powinna się zmienić. Zgadza się, że powinny głównie odpowiadać za szybkie prace naprawcze. Dodaje jednak, że teraz – kiedy trzeba dość szybko wydać pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy – część większych remontów jest powierzana także im. ©℗