Jeśli faktycznie pozyskamy technologię produkcji azotku galu i półprzewodników, to będzie to duże osiągnięcie - mówi w wywiadzie dla DGP Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa”.
Jak ocenić offset za samoloty bojowe F-16, z którego wywiązywał się amerykański koncern Lockheed Martin?
W tej kwestii narosło wiele mitów i oczekiwań. Pamiętam nagłówki z mediów mówiące o miliardach dolarów mających spłynąć do polskiej gospodarki. Po pierwsze, wyjaśnijmy, że offset to zakup technologii, za który płaci podatnik. I to wcale nie musi być know-how dotyczące produkcji najnowocześniejszego rodzaju broni, ale np. umiejętność zarządzania programami. Opinia publiczna tego nie widzi czy nie docenia, a to jest bardzo istotne. Przy tamtym offsecie w grę wchodziły takie różne mnożniki. Niektóre z technologii są bardziej wartościowe dla pozyskującego, czyli coś, co nominalnie wycenia się na kilkadziesiąt milionów, jest w umowie liczone np. trzy razy drożej. To także spowodowało, że w pewnym sensie tamte transfery nie spełniły oczekiwań.
Gdzie faktycznie skorzystał wtedy polski przemysł?
Najbardziej widoczne i namacalne są programy związane z obsługą silników w Rzeszowie i zakłady znajdujące się w Dolinie Lotniczej na Podkarpaciu. Przy F-16 offset mógł dotyczyć wielu dziedzin przemysłu, nie był związany tylko z branżą zbrojeniową. Transfer technologii miał swoją wartość, ale rozpłynął się po całej gospodarce, rozproszył i stał się niezauważalny. Offset za samoloty dotyczył m.in. przemysłu spożywczego. Teraz wszystko trafi tylko do zbrojeniówki. To będzie skumulowany efekt rozłożony na zaledwie kilkanaście zakładów.
Może być lepiej?
Jeśli faktycznie pozyskamy technologię produkcji azotku galu i półprzewodników, to będzie to duże osiągnięcie. Szczycimy się zakładami posiadającymi duże zdolności radarowe, a pozyskanie tych technologii faktycznie może być dla nich dużym krokiem do przodu. Taka technologia pozwoli nam stworzyć nowe produkty, które mogą służyć w większej liczbie miejsc w wojsku niż dotychczas. Nasz przemysł państwowy ma poważne braki i może dzięki temu uda się je nadrobić.
Które zakłady mogą na tym offsecie skorzystać najbardziej?
Systemy obrony powietrznej łączą różne technologie. Ale najbardziej skorzystają na tym Mesko, które ma pewne zdolności z technologiami rakietowymi, i PIT-Radwar, zajmujący się radarami. Skorzystać też mogą Wojskowe Zakłady Łączności. Założeniem MON jest to, by elementy produkowane w Polsce – np. systemy łączności – mogły być wdrażane do baterii patriotów służących także w innych krajach. Będzie to też na pewno ciekawe doświadczenie dla Jelcza, który zintegruje wyrzutnie rakietowe na swoich podwoziach. To kolejny poziom umiejętności dla tego zakładu.
Jakie są szanse, że się uda wykorzystać offset lepiej niż poprzednio?
Historia F-16 czy Rosomaka pokazuje, że polonizacja danego systemu zabiera nam więcej czasu, niż zakładamy na starcie. Na przykład używanie polskich blach pancernych przy produkcji transporterów opancerzonych rozpoczęło się dopiero w szóstym roku produkcji. Do wytworzenia setek pojazdów zostały użyte blachy importowane. Dużym zagrożeniem może być czas. Z jednej strony chcemy, by wojsko otrzymało wszystko od razu. Ale z drugiej strony przemysł potrzebuje lat, by technologie wchłonąć i potem faktycznie wykorzystać na poziomie produkcyjnym. Jestem umiarkowanym pesymistą. Historia offsetu, i to nie tylko w Polsce, pokazuje, że korzyści są bardziej rozłożone w czasie, niż się to planuje, i kosztują więcej.