Kto pisze historię? Oczywiście zwycięzcy. A kto jest zwycięzcą kapitalizmu? Oczywiście ci, którzy kontrolują kapitał. A kto kontroluje kapitał? Oczywiście banki. A tu akurat mamy do czynienia z historią polskich banków. A więc opowieścią o zwycięzcach, i to na dodatek napisaną na zamówienie tychże zwycięzców.
/>
Kto jednak sądzi, że efekt tego zamówienia jest łatwy do przewidzenia, ten mimo wszystko się myli. Bo bankowcy na wykonawców tego swojego autoportretu wybrali jednak bardzo dobrych dziennikarzy. A oni z tego – wydawałoby się beznadziejnego – przedsięwzięcia wycisnęli wiele. Nie mówię, że stworzyli perełkę, bo to też by było kłamstwo. Ale przynajmniej spod ich ręki wyszła książka, którą da się czytać. Czasem nawet z niemałym zaciekawieniem.
Tych autorów było dwoje. To od lat związana z „Rzeczpospolitą” Aleksandra Fandrejewska oraz (zmarły niestety kilka miesięcy temu) Piotr Aleksandrowicz, w przeszłości m.in. naczelny „Rzepy” i szef działu biznes w „Newsweeku”. I tu znowu zaskoczenie. Bo kto choć trochę orientuje się w polskiej publicystyce ekonomicznej, ten doskonale wie, że akurat Aleksandrowicz był postacią o poglądach bardzo wyrazistych, by nie rzec ortodoksyjnych. Nie będzie chyba nadużyciem, jeśli nazwę te poglądy liberalnymi. A samego Aleksandrowicza autorem, który do końca tępił wszelkie przejawy najmniejszego nawet odstępstwa od zasady, że rynek ma zawsze rację. Tym bardziej jestem więc zbudowany, że książka, która wyszła spod ręki duetu Aleksandrowicz/Fandrejewska, jest aż tak ortodoksyjnie wolnorynkowa, jak się spodziewałem przed lekturą.
„Reforma polskiego systemu...” składa się z rozmów. Ich bohaterami są ludzie, którzy polską bankowość w czasach pierwszego piętnastolecia (1987–2004) tworzyli. Przepytywane postacie dzielą się więc na powszechnie znane osoby publiczne (Leszek Balcerowicz, Hanna Gronkiewicz-Waltz) oraz bohaterów z drugiego planu (Stefan Kawalec, Andrzej Topiński, Bogusław Kott), czasem już wręcz zupełnie zapomnianych (Władysław Jaworski, Ryszard Kowalski). Klucz chronologiczny pozwala się w tym wszystkim nie pogubić. A czytelnie nazwane i „podprowadzone” rozdziały pokazują, że autorzy próbowali naświetlić sprawę z wielu różnych perspektyw. To sprawia, że nawet czytelnik spoza ścisłego kręgu zainteresowanych sprawami bankowości znajdzie w przerzucaniu tych wywiadów pewną frajdę.
Zdarzają się tu momenty nieco kuriozalne. Na przykład fragment, w którym Ryszard Kowalski (na przełomie lat 80. i 90. doradca prezesa NBP Władysława Baki) wspomina, że Leszka Balcerowicza zapamiętał jako człowieka, który „tolerował inne poglądy. A nawet ich łaknął”. No cóż, albo młody i nieopierzony Balcerowicz był zupełnie inny niż ten dzisiejszy, albo mówimy tu o jakimś innym ekonomiście nazwiskiem Balcerowicz. Bardziej wymagającego czytelnika tu i ówdzie będzie też pewnie razić charakterystyczna czołobitność pojawiająca się przy temacie „terapii szokowej” i generalnej oceny dorobku polskiej transformacji gospodarczej (oczywiście sukces!). Sytuację ratują jednak takie głosy jak ten ekonomistki (a w latach 90. wpływowej posłanki Unii Pracy) Wiesławy Ziółkowskiej, która przytomnie zauważa, że przy reformach z przełomu lat 80. i 90. za dużo było „technokratyzmu, a za mało porozumienia społecznego”. Podobnie jest przy opisywaniu prywatyzacji największych polskich banków. Generalny przekaz to oczywiście opowieść o sukcesie, a niekiedy nawet heroizmie autorów reform. Tę sztampę przełamują jednak takie głosy jak ten prof. Władysława Jaworskiego, który otwarcie krytykuje zbyt nonszalanckie oddanie finansów w ręce zagranicznego kapitału. I głosi potrzebę ich częściowej repolonizacji.
W sumie więc autorom należy się solidna czwórka z plusem. Udało im się zrobić z książki o bankowej reformie lat 1987–2004 coś więcej niż księgę okolicznościową. A to jak na tego typu publikację naprawdę spory sukces.
/>
Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej