Ubezpieczenia turystyczne, które wykluczają odpowiedzialność towarzystwa, gdyby doszło do zamachu terrorystycznego, są najczęściej bezwartościowe.
Rynek ubezpieczeń turystycznych w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Polacy coraz częściej są namawiani do wykupywania polisy przed wyjazdem zagranicznym. Co do zasady to słuszna rada, o czym przekonały się osoby, które uległy wypadkom w innych krajach i musiały ponieść koszty leczenia na miejscu. Sęk w tym, że na rynku pojawia się coraz więcej ubezpieczeń turystycznych budzących wątpliwości ekspertów. A to dlatego, że zawierają one zbyt ogólne wyłączenia. Przykład? Ogólne warunki umowy (OWU) przedstawione przez ubezpieczyciela mówią jasno, że wyłączona jest odpowiedzialność zakładu w przypadku urazów powstałych wskutek zdarzeń terrorystycznych podczas wyjazdów do krajów, w których istnieje np. duże ryzyko zamachów. To logiczne, gdyż konkurencja cenowa na rynku ubezpieczeń powoduje, że zakłady mają dwa wyjścia: albo podnieść składkę, albo unikać nadmiernego ryzyka. Decydują się więc na to drugie.
Problem w tym, że przedsiębiorcy różnie rozumieją to wyłączenie. Przykładowo w jednej z ofert czytamy, że „za kraj o zagrożeniu terrorystycznym uważa się każde państwo, przed pobytem w którym ostrzegało Ministerstwo Spraw Zagranicznych”. Za wypadki w tych państwach ubezpieczyciel płacić nie chce. Ale Marcin Jaworski, ekspert w biurze rzecznika finansowego, zwraca uwagę, że taki zapis jest niedopuszczalny.
Ubezpieczyciel powinien bowiem tak skonstruować umowę, żeby była ona precyzyjna i jasna dla klienta. Po lekturze ogólnych warunków ubezpieczenia musi on wiedzieć, czy wyjeżdżając do danego kraju, ma zapewnioną ochronę od skutków terroryzmu, czy też nie.
– Naszym zdaniem najbardziej czytelne jest rozwiązanie, zgodnie z którym akty terroryzmu są objęte ochroną bez względu na miejsce wyjazdu albo zupełnie wyłączone – twierdzi Jaworski. I dodaje, że jeśli już zakład chce określić, jakich krajów dotyczy wyłączenie, musi zrobić to w sposób niezwykle precyzyjny. W przeciwnym razie za kraje zagrożone zamachami można by uznać przecież Francję czy Niemcy. A zapewne nie mamy tych państw na myśli, czytając o krajach podwyższonego ryzyka.
Jasne wskazanie
– Posiłkowanie się ostrzeżeniami MSZ jest dopuszczalne pod warunkiem, że zostanie to wyraźnie zapisane w OWU i znajdzie się w nich informacja, jakiego rodzaju alert wyłącza odpowiedzialność towarzystwa ubezpieczeniowego. Na przykład, czy wystarczy alert „ostrzegamy przed podróżą”, czy musi to być „Nie podróżuj” lub „Opuść natychmiast” – tłumaczy Jaworski.
Jak podkreśla rzecznik finansowy, ważne jest, aby warunki umowy ubezpieczenia stwierdzały, że poziom alertu powinien być ustalany na określony dzień zakupu polisy. Niedozwolone jest zaś postanowienie, które wyłącza odpowiedzialność towarzystwa, gdy MSZ zmieni swoje wskazanie już po wyjeździe posiadacza polisy. Konsekwencje ewentualnej zmiany sytuacji geopolitycznej już po zawarciu umowy powinien bowiem ponosić przedsiębiorca, a nie klient.
– Ubezpieczyciele nie mogą przerzucać całego ryzyka na klientów, bo są przedsiębiorcami i ich zadaniem jest jego podejmowanie. Zresztą są to podmioty, które żyją z szacowania ryzyka. Niech więc biorą za to odpowiedzialność – przekonuje adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga.
Problem konsumencki
Eksperci jednomyślnie twierdzą, że odnoszenie się do oficjalnych komunikatów MSZ w umowach ubezpieczenia jest dobrym pomysłem. Istotne jest jednak, aby przedsiębiorca doprecyzował, co to znaczy „stanowisko ministerstwa”. Powinno być ono sformułowane na piśmie i bez trudu dostępne dla wszystkich zainteresowanych.
– Odwoływanie się przez przedsiębiorcę do słów wygłoszonych przez ministra w wywiadzie radiowym czy cytowanych na jakiejś stronie internetowej można by już uznać za nieprawidłowe działanie ubezpieczyciela – twierdzi dr Łukasz Bernatowicz, ekspert prawny BCC. Jego zdaniem Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów mógłby się zainteresować tym, czy klauzule stosowane w umowach nie są abuzywne.
Na razie problem nie dotyczy szerokiej grupy turystów. Ale zdaniem Doroty Wolickiej, wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, nie jest wykluczone, że niebawem sprawa może stać się bardzo istotna dla wielu Polaków. Co więcej, praktyki rynkowe dotyczące mniej istotnej części oferty mogą wpływać na ogólne traktowanie klientów przez biznes.
– Nie brakuje uczciwych ubezpieczycieli, którzy jasno przedstawiają warunki potencjalnym klientom. Pokazują, że tańsza oferta zawiera o wiele więcej wyłączeń niż droższa. I to jest w porządku – twierdzi Wolicka. – Ale są też tacy, którzy umieszczają w umowach zapisy w praktyce pozbawiające turystów jakiejkolwiek ochrony, choć pobierają za to pieniądze. Z takimi przedsiębiorcami należy bezwzględnie walczyć – podkreśla. I dodaje, że w przeciwnym razie jakość usług na rynku ubezpieczeń będzie równała w dół, a nie w górę, także w segmentach niezwiązanych z ubezpieczeniami turystycznymi.