Zakaz prowadzenia działalności handlowej w niedzielę wraca jak bumerang. Jednak teraz, kiedy PiS dysponuje większością w Sejmie, jego wejście w życie wydaje się bardziej prawdopodobne niż wcześniej. Szczególnie że NSZZ „Solidarność”, który wrócił do pomysłu wprowadzenia ograniczenia, zdobył 350 tys. podpisów pod obywatelskim projektem. W piątek dokument złożył w Sejmie. Ograniczenie handlu w ostatni dzień tygodnia nie musi oznaczać zwolnień. Ale wywoła chaos w uprawnieniach pracowniczych.

Do Sejmu wpłynął obywatelski projekt NSZZ „Solidarność”, którego celem jest zamknięcie sklepów w niedziele. Bilans wprowadzenia zmiany nie musi być niekorzystny. Około miliona pracowników będzie mogło spędzać niedziele z rodzinami, a jednocześnie żaden z nich nie musi stracić etatu. Gdy 9 lat temu wprowadzano zakaz pracy w handlu w święta, sklepy też zapowiadały redukcje. Mimo to zatrudnienie nie tylko nie spadło, ale w ciągu kilkunastu miesięcy wzrosło o 7 proc. Realnym zagrożeniem może być za to zamęt w uprawnieniach pracowniczych i zasadach handlowania. Odmienne reguły w tym zakresie będą obowiązywać w niedziele i w święta

Zakaz prowadzenia działalności handlowej w niedzielę wraca jak bumerang. Jednak teraz, kiedy PiS dysponuje większością w Sejmie, jego wejście w życie wydaje się bardziej prawdopodobne niż wcześniej. Szczególnie że NSZZ „Solidarność”, który wrócił do pomysłu wprowadzenia ograniczenia, zdobył 350 tys. podpisów pod obywatelskim projektem. W piątek dokument złożył w Sejmie.
Ewentualna zmiana prawa będzie korzystna dla pracowników. Zatrudnieni w handlu zyskaliby możliwość spędzania niedziel tak jak większość pozostałych pracowników, czyli wspólnie z rodziną, a nie przy kasie lub wykładaniu towarów na półki. Wbrew pozorom nie są jej przeciwni także wszyscy pracodawcy. Na uchwalenie zakazu liczą drobni kupcy, zwłaszcza ci prowadzący działalność na własną rękę. Im zgodnie z najnowszym projektem będzie wolno w tym dniu otwierać placówki. Nie ukrywają, że mają nadzieję na odzyskanie dzięki temu klientów, których utracili w ostatnich latach na rzecz hiper- i supermarketów. Markety też obok podmiotów działających na rzecz handlu mają pozostać zamknięte, z wyłączeniem kilku niedziel w roku: dwóch ostatnich w roku przypadających przed świętami Bożego Narodzenia, przy czym jeśli Wigilia przypada w niedzielę, to handel jest dozwolony do godziny 14.00, a także w ostatnią przed Świętami Wielkanocnymi, ostatnią stycznia, czerwca, sierpnia oraz pierwszą lipca.
Nie wszystkie małe sklepy będą mogły jednak pozostać otwarte. Projekt ustawy wyraźnie wskazuje, że wyjątek nie obejmuje przedsiębiorców prowadzących działalność we własnym imieniu, ale na podstawie umowy franczyzy lub agencji. Co oznacza, ze galerie handlowe też będą otwarte połowicznie – działać będą kino czy restauracje.
Kto więc nie straci na nowym ograniczeniu, poza sklepami, w których za ladą stanie właściciel? Działalność w niedzielę będą mogły prowadzić też stacje paliw, piekarnio-ciastkarnie położone przy zakładach produkcyjnych, ale tylko do 13.00, jednokondygnacyjne kioski do 50 mkw., które specjalizują się w sprzedaży prasy, biletów lub wyrobów tytoniowych, sklepy z pamiątkami i dewocjonaliami, w których obroty z tych produktów stanowią 30 proc., sklepy w hotelach, szpitalach, ośrodkach kultury i o przeznaczeniu turystycznym, na dworcach, portach lotniczych, ale tylko do wielkości 25 mkw., apteki, kwiaciarnie do 50 mkw. (o ile sprzedaż kwiatów stanowi co najmniej 30 proc. miesięcznego obrotu).
– Tak precyzyjne określenie zasad obowiązywania zakazu ma plusy i minusy – wskazuje adwokat Piotr Wojciechowski, ekspert prawa pracy. Podkreśla, że dzięki temu Państwowa Inspekcja Pracy będzie mogła łatwiej egzekwować prawo. Przepisy jasno określą bowiem, kto może handlować w niedzielę. – Z drugiej strony zbytnia szczegółowość regulacji zawsze powoduje ryzyko, że ustawodawca zapomniał o jakimś przypadku, który zatrudniający będą mogli wykorzystywać do obchodzenia prawa – dodaje ekspert.
Firmy straszą
Negatywnym skutkiem wprowadzenia zakazu mogą być oczywiście zwolnienia w branży. Jak zaznacza Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, badania wielokrotnie wykonywane w tym obszarze wykazują, że przynajmniej 30–40 tys. osób może stracić pracę. Ale zwolnienia to niejedyna konsekwencja zmiany. Inną jest spadek dynamiki wynagrodzeń, pogorszenie się warunków premiowania i poziomu inwestycji w strefę socjalną.
Taki czarny scenariusz nie musi się jednak spełnić. O tym, że wprowadzenie zakazu handlu w niedziele nie musi być równoznaczne ze zwolnieniami, przekonują dotychczasowe doświadczenia z ograniczaniem czasu pracy całej branży. Jesienią 2007 r., gdy w życie wchodził zakaz pracy w handlu w święta, pracodawcy też zapowiadali redukcje etatów. Według ich szacunków w związku z tą zmianą pracę miało utracić od 18 do 27 tys. osób. Stało się jednak wręcz odwrotnie – liczba etatów w branży się zwiększyła. Z danych GUS wynika, że 30 września 2007 r. (zakaz wszedł w życie 26 października 2007 r.) w sektorze handlu i napraw było zatrudnionych 1018 tys. osób. Rok później (a więc po 11 miesiącach obowiązywania zakazu) w branży pracowało już 1090,6 tys. osób (wzrost o 7 proc.). Ograniczenie czasu pracy placówek handlowych nie przełożyło się też na wysokość wynagrodzeń. W okresie od 30 września 2007 r. do 30 września 2008 r. średnia pensja w branży handlowej wzrosła z 2654 zł do 2949 zł (11,1 proc.). Rosła więc nawet nieznacznie szybciej niż przeciętne wynagrodzenie w całej gospodarce (ono zwiększyło się o 10,5 proc.).
O tym, że zwolnień na dużą skalę nie będzie, jest przekonany Marek Theus, prezes zarządu Grupy MerCo oraz członek Forum Stowarzyszeń Kupieckich i Rzemieślniczych. – Klienci, wiedząc, że jest wolna niedziela, będą robili większe zakupy w dni bezpośrednio ją poprzedzające, czyli piątek i sobotę. Sklepy, które w tym czasie nie będą pracowały pełną parą, a to oznacza chociażby wszystkie kasy otwarte, nie odrobią strat. Zatem pracownicy będą potrzebni w innych dniach tygodnia – komentuje, dodając jednocześnie, że handel od wielu już lat boryka się z niedoborem fachowców.
– Wystarczy pospacerować po galerii handlowej, by się przekonać o tym, ile w oknach wystawowych widnieje ogłoszeń w sprawie zatrudnienia pracownika. Poza tym jeśli faktycznie dojdzie do zwolnień, to nie we wszystkich sklepach. Na pierwszy ogień pójdą poza tym obywatele Ukrainy i Białorusi, których w ostatnim czasie przybyło wśród zatrudnionych w tej branży – uważa Marek Theus, deklarując, że jest w stanie przyjąć u siebie każdą zwolnioną osobę.
O tym, że handel potrzebuje pracowników, jest też przekonana Agnieszka Durlik-Khouri z Krajowej Izby Gospodarczej. Według niej największy problem będą miały osoby o niskich kwalifikacjach zatrudnione w sklepach w mniejszych miastach. – Im będzie najtrudniej znaleźć w swojej miejscowości alternatywę – podkreśla.
Nie da się jednak nie zauważyć, że dziewięć lat temu wprowadzano zakaz, który obejmował wówczas 12 dni w roku. Ten proponowany przez NSZZ „Solidarność” ma objąć 45 dni, a to oznacza, że groźby zwolnień trzeba tym razem traktować nieco bardziej poważnie.
– Nie jest prawdą, że eliminacja sprzedaży niedzielnej jest do zastąpienia w inne dni tygodnia. Stanie się to tylko częściowo, co oznacza straty dla biznesu. Szacujemy, że sprzedaż konsumencka produktów nieżywnościowych zostanie zmniejszona o około jedną czwartą. Podobnie jak sprzedaż w centrach handlowych – tłumaczy Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Co więcej, jak uważa organizacja reprezentująca duże markety, ustawowe skasowanie 1/7 czasu pracy uderzy nie tylko w handel, ale także w branże z nim współpracujące, jak produkcyjna czy usługowa. Do tego w naszym kraju handel od września musi zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem. Chodzi o podatek handlowy, który też uszczupli dochody sieci.
Prawny zamęt
Wiele wątpliwości wywołuje też konstrukcja prawna nowych przepisów. Przede wszystkim w odrębnych ustawach będą uregulowane zakazy handlowania w niedzielę oraz w święta (ten drugi jest unormowany w kodeksie pracy). Dodatkowo zakres obu zakazów będzie się różnił w istotny sposób. Np. zgodnie z k.p. w święta niedozwolona jest praca w handlu, a więc wykonywanie obowiązków w takie dni przez osoby zatrudnione na podstawie umowy o pracę. Zgodnie z projektem Solidarności w niedzielę nie będą mogły pracować także m.in. osoby zatrudnione na podstawie umowy-zlecenia, umowy o dzieło oraz franczyzobiorcy. Kodeks pracy – w przeciwieństwie do projektu w sprawie niedziel – nie przewiduje też szczegółowych wyłączeń (m.in. dla stacji paliw lub piekarni), co może – a contrario – oznaczać, że praca w handlu w święta w takich placówkach jest niedozwolona (teraz jest dopuszczana na podstawie interpretacji Państwowej Inspekcji Pracy i Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej). Istnieje więc ryzyko, że jeśli nowa ustawa zostanie uchwalona, to w święta trzeba będzie zamknąć wszystkie placówki handlowe (ze stacjami paliw czy piekarniami włącznie).
– Możliwe, że autorzy projektu pamiętają, jak wiele praktycznych wątpliwości wywoływało wprowadzenie zakazu pracy w handlu w święta, i dlatego w kwestii niedziel przygotowali tak szczegółowe przepisy – tłumaczy Piotr Wojciechowski.
Nowe regulacje przewidują też sankcje, które wydają się zbyt surowe. Za naruszenie zakazu handlu w niedzielę będzie bowiem grozić nawet kara pozbawienia wolności do lat dwóch.
Europa: jedni zamykają, drudzy nie
Finlandia, Czechy, Słowacja, Bułgaria, Chorwacja, Dania, Estonia, Irlandia, Hiszpania, Litwa, Łotwa, Portugalia i Rumunia to kraje, w których sklepy mogą być otwarte przez cały rok. Prawo nie jest też restrykcyjne w Wielkiej Brytanii, w której małe sklepy działają bez ograniczeń, a duże mogą być otwarte przez sześć godzin w niedzielę. W Szwecji w niedzielę zamknięte muszą pozostać tylko sklepy monopolowe.
Zakaz dotyczący handlu w niedzielę nie obowiązuje we Włoszech. Zasady funkcjonowania sklepów określają władze poszczególnych regionów. Przyjmują one, że praca w tym dniu jest dozwolona ze względu na stosowane technologie albo interes publiczny. Wskazują także rodzaje prac, które mogą być w tym dniu wykonywane. W zamian za pracę w niedzielę pracownikom przysługuje inny dzień wolny od pracy.
W Danii i Norwegii w niedzielę mogą być otwarte małe sklepy specjalizujące się w przedmiotach codziennego użytku. Choć w Norwegii dopuszcza się też prowadzenie działalności przez stacje paliw i placówki znajdujące się w centrach turystycznych. Podobnie jest w Belgii, w której bez ograniczeń wolno handlować w niedzielę tylko małym placówkom, ale też nie wszystkim, bo piekarnie i sklepy mięsne mogą być otwarte tylko do 12.00.
Na Węgrzech w 2015 r. złagodzono ograniczenia dotyczące pracy w niedzielę. Zgodnie z nowymi zasadami w tym dniu mogą być otwarte małe sklepy rodzinne o powierzchni do 200 mkw. Duże markety mogą wybrać sobie jedną niedzielę handlową w roku.
Francja to kolejny kraj, w którym złagodzono restrykcyjne przepisy w zakresie handlu w niedzielę. Wprowadzono możliwość wytyczania przez burmistrzów stref, w których sklepy będą mogły pozostać otwarte. Sklepy spożywcze, meblowe, ogrodnicze i kwiaciarnie mogą działać w niedzielę do 13.00, chyba że są w dużych miastach – wówczas mogą być otwarte dłużej.
W Grecji niedziela i święta są generalnie wolne dla branży handlowej. Wyjątkiem są miejscowości turystyczne. Spod zakazu są też wyłączone małe sklepiki, cukiernie, kwiaciarnie, stacje paliw niezależnie od ich lokalizacji.
W Niemczech wolna niedziela doczekała się ochrony konstytucyjnej. Mimo tego poszczególnym landom przyznano prawo do ustanawiania wyjątków od tej zasady.
Dlaczego Węgrzy wycofali się z zakazu handlu w niedzielę? – Czytaj na Dziennik.pl
Polski handel / Dziennik Gazeta Prawna