UE oparła się na Waszyngtonie, stawiając na niezależność od Rosji i Chin. Niezależnie od wyniku wyborów nie będzie mogła się od niego odwrócić.

– Niektórzy przekonują, że przyszłość Europy zależy od amerykańskich wyborów, choć tak naprawdę zależy przede wszystkim od nas. Pod warunkiem, że Europa wreszcie dorośnie i uwierzy w swoją siłę. Jakikolwiek będzie wynik, era geopolitycznego outsourcingu dobiega końca – w ten sposób kilka dni temu do nadchodzącego głosowania odniósł się premier Donald Tusk.

W swoim podejściu szef polskiego rządu nie jest w Europie osamotniony. Niezależnie od ostatecznego werdyktu amerykańskich wyborców konsolidacja władzy Donalda Trumpa nad obozem republikańskim jest uznawana za coraz poważniejsze ryzyko dla więzi transatlantyckiej – nie tylko w dziedzinie obronności. To zaś, dla wielu europejskich stolic, stanowi ostateczny argument za potrzebą budowy „autonomii strategicznej” Unii Europejskiej – jako bloku zdolnego do samoobrony, ale też samodzielnego rozwoju bez „specjalnej relacji” ze Stanami Zjednoczonymi. Według serwisu POLITICO wielu europejskich dyplomatów ucieszyłaby wygrana Trumpa – jako „zbawienny szok”, który zmusi UE do wzmocnienia wspólnej polityki obronnej i przemysłowej. – Europejczycy muszą wziąć los w swoje ręce, niezależnie od tego, kto zostanie wybrany na prezydenta USA – mówił pod koniec października francuski minister ds. europejskich Benjamin Haddad.

Rzecz w tym, że podmiotowość, o jakiej marzy część unijnych liderów, buduje się latami, a ostatnie lata przyniosły trend odwrotny. Dwa filary strategii gospodarczej UE – „derusyfikacja” w zakresie surowców energetycznych oraz próba odbudowy pozycji w strategicznych sektorach przemysłu silnie zdominowanych przez Chiny – oznaczały zwiększenie rangi USA jako partnera. Ameryka zastąpiła Rosję w roli największego dostawcy ropy i produktów naftowych do krajów Unii. Podniosła też ponad trzykrotnie swój stan posiadania na europejskim rynku gazu ziemnego – dla wielu krajów Starego Kontynentu kluczowego pomostowego paliwa transformacji energetycznej. To m.in. przypadek Polski, która uruchomiła właśnie największą do tej pory elektrownię gazową Dolna Odra, zwiększając istniejący potencjał zasilania tym paliwem o ponad 1/4. Na europejskim rynku LNG, czyli gazu transportowanego w formie skroplonej, zwykle drogą morską, udział eksporterów zza Atlantyku sięga już połowy.

Znaczące ilości gazu amerykańskiego płyną m.in. do Niemiec, które w celu zastąpienia rosyjskiego uruchomiły w ciągu niespełna trzech lat trzy terminale regazyfikacyjne o łącznej przepustowości 16 mld m sześc. Z danych amerykańskiego ośrodka analitycznego IEEFA wynika, że tylko w pierwszej połowie br. do Niemiec sprowadzono 3,3 mld m sześc. amerykańskiego surowca (po regazyfikacji), co stanowiło aż 90 proc. pozyskanych w tym czasie przez Niemcy dostaw LNG. Wśród kluczowych odbiorców skroplonego gazu zza Oceanu nie mogło zabraknąć też Polski. Według IEEFA w naszych terminalach przyjęto 1,4 mld m sześc surowca z tego kierunku, co stanowi niemal połowę odnotowanych przez ten instytut dostaw terminala w Świnoujściu i kilkanaście procent całego zużycia gazu realizowanego przez polski system przesyłowy.

Bez partnerstwa gospodarczego z USA trudno też wyobrazić sobie budowę podmiotowej pozycji Europy wobec Pekinu w przemyśle technologicznym, w tym w sektorach kluczowych dla transformacji energetycznej, takich jak fotowoltaika, energetyka wiatrowa, elektromobilność, magazynowanie energii czy energii jądrowej. Znaczenie Ameryki jako dostawcy zaawansowanych technologii rośnie zresztą także w innych sektorach gospodarki. Wartość importu towarów high-tech ze Stanów do UE wzrosła w 2023 r. o ok. 19 proc. przy jednoczesnym osłabieniu pozycji ChRL jako lidera klasyfikacji (w dół o 15 proc. w stosunku do 2022 r.). Zmienił się też wektor bilansu handlowego w tej dziedzinie: obecnie to Ameryka jest dla UE eksporterem technologii netto.

– W sferze energii rozwód Europy z USA jest dziś nie do pomyślenia. Oczywiście, na dłuższą metę możemy i powinniśmy dalej dywersyfikować dostawy czy obniżać zapotrzebowanie na paliwa kopalne. Dopóki jednak gospodarka unijna pozostaje dużym konsumentem tych paliw, odcięcie się od największego na świecie eksportera ropy i gazu jest nierealne. Zwłaszcza, jeśli nie chcemy skazać się na łaskę i niełaskę dostawców z Rosji i Zatoki Perskiej – ocenia Andrzej Sikora, szef Instytutu Studiów Energetycznych.

Zdaniem Andrzeja Sikory UE musi liczyć się z ryzykiem zaostrzenia relacji handlowych z USA, tym bardziej, że Unia nie cieszy się statusem uprzywilejowanego partnera handlowego Stanów Zjednoczonych. Powątpiewa wprawdzie, by amerykańska administracja miała zdecydować się na odcięcie Europejczyków od dostaw paliw, zwłaszcza w scenariuszu zwiększenia ich produkcji zapowiadanego przez Donalda Trumpa. To nie znaczy jednak, że Unia może czuć się w pełni bezpiecznie, a import z tego kierunku będzie stabilny i pewny w każdych okolicznościach. ©℗

ikona lupy />
Obroty w handlu towarowym UE-USA (dane za 2023 r.) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe