Interesy wielu dostawców handlujących z dużymi sieciami nie zostaną – wbrew zapowiedziom – lepiej zabezpieczone. Nowe regulacje w ogóle mogą pozostać martwe
Przygotowany przez rząd projekt ustawy mający na celu wyeliminowanie zjawiska tzw. opłat półkowych swoim zasięgiem obejmie zbyt wąski fragment rynku. Regulacje dotyczyć bowiem mają jedynie relacji pomiędzy sieciami a tymi dostawcami, którzy handlują produktami rolnymi lub spożywczymi.
Co z całą masą innych przedsiębiorstw, które również borykają się z wykorzystywaniem przez hipermarkety przewagi kontraktowej? Czy one nie zasługują na zwiększenie opieki państwa? – pytają prawnicy, którzy na co dzień reprezentują przed sądami przedsiębiorców toczących spory o opłaty półkowe z takimi gigantami jak Castorama czy Leroy Merlin. Ich klientami są producenci świeczek, importerzy odzieży, sprzętu budowlanego, zabawek czy sezonowych ozdób świątecznych. Żeby skorzystać z ochrony, jaką szykuje rząd, musieliby się przebranżowić.
/>
Dziurawa ochrona
Zgodnie z propozycją legislacyjną sieciom handlowym, które względem dostawców lub rolników w nieuczciwy sposób wykorzystują swoją przewagę kontraktową (pobierają tzw. opłaty półkowe), będą grozić kary w wysokości do 3 proc. ich zeszłorocznego obrotu. O nałożeniu sankcji decydować będzie w drodze decyzji administracyjnej prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ale na to, że projekt ma wybiórczy charakter, wskazuje już jego nazwa: projekt ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi. Tym samym, jak zauważa dr Jakub Janeta, radca prawny, partner w Kancelarii JJW Janeta Jakubiec Węgierski, ustawa będzie przeciwdziałać nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej tylko w wąskim wycinku obrotu handlowego. Tymczasem – wskazuje prawnik – doświadczenie ponad dwudziestu lat obowiązywania ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 184 ze zm.), która w artykule 15 zakazuje stosowania opłat półkowych, pokazuje, iż czyny polegające na szeroko rozumianym utrudnianiu dostępu do rynku dotyczyły podmiotów z niemal wszystkich branż, nie tylko rolno-spożywczej.
– Jeśli ustawodawca chce – jak stanowi art. 1 projektu i podkreśla uzasadnienie – chronić interes publiczny przez stworzenie dodatkowej regulacji mającej skuteczniej eliminować nieuczciwe praktyki rynkowe, to nie powinien zawężać jej oddziaływania wyłącznie do obrotu produktami rolnymi i spożywczymi – twierdzi dr Janeta.
– Potrzeba eliminacji nieprawidłowych zachowań rynkowych, nieuczciwego wykorzystywania przewagi kontraktowej, ma charakter uniwersalny i rozwiązania normatywne pozwalające na ochronę interesów uczestników obrotu przed takimi praktykami powinny być generalnie zagwarantowane – dodaje.
Prawników nie przekonują również użyte w uzasadnieniu projektu argumenty mające stanowić podstawę do takiego wybiórczego traktowania polskich firm. Chodzi o stwierdzenie: „Projekt ustawy odnosi się wyłącznie do dostawców produktów rolnych i spożywczych, ze względu na specyfikę branży rolno-spożywczej polegającą na produkcji towarów, które charakteryzuje określony termin przydatności do spożycia, co nie istnieje w innych branżach. To z kolei narzuca na producentów i przetwórców żywności konieczność zbycia swoich towarów w stosunkowo krótkim czasie”.
Jak jednak zauważa dr Janeta, problem dotyczy przedsiębiorcy sprzedającego towary łatwo się psujące, ale i tego, który dystrybuuje towary sezonowe (np. dekoracje bożonarodzeniowe).
Błędna definicja
To jednak nie koniec problemów z projektem, nad którym lada chwila rozpoczną się prace w Sejmie. Przez zapis w jednej z definicji może się bowiem okazać, że proponowanych regulacji nie da się praktycznie zastosować. Chodzi o pojęcie przewagi kontraktowej: w myśl propozycji rządu będziemy z nią mieli do czynienia, gdy dla dostawcy nie będą istnieć wystarczające i faktyczne możliwości zbycia produktów rolnych lub spożywczych do innych nabywców.
– Proszę się chwilę zastanowić i powiedzieć, jak częste są sytuacje, w których dostawca nie ma możliwości zbycia produktów innym nabywcom? – pyta Dariusz Mojecki, radca prawny z Krakowa.
– Nie wiem, co autor projektu miał na myśli, konstruując taką definicję, ale zaprasza ona do jeszcze częstszego stosowania przez np. sieci handlowe argumentu, że przecież zawsze dostawca ma możliwość sprzedaży towarów gdzie indziej, np. do innej sieci czy też do sklepiku osiedlowego – zauważa mec. Mojecki.
Jak dodaje, już teraz takie argumenty bardzo często pojawiały się ze strony sieci handlowych w procesach o zwrot opłat półkowych, w których reprezentował on dostawców. Dlatego też jego zdaniem pozostawienie takiego brzmienia projektowanego przepisu wywoła w praktyce spore problemy.
– Tym bardziej że również autorzy uzasadnienia nie podejmują się wyjaśnienia, na czym ma polegać decydujący o istnieniu przewagi kontraktowej brak wystarczającej i faktycznej możliwości zbycia (ew. nabycia) produktów spożywczych i rolnych – wtóruje Jakub Janeta.
W najczarniejszym scenariuszu, jak ostrzega mec. Mojecki, kontestowany przepis sprawi, że ustawy nie będzie można niemal w ogóle zastosować. Nie udało nam się jednak uzyskać komentarza Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi do tych wątpliwości.
Etap legislacyjny
Projekt trafił do laski marszałkowskiej