Jeszcze na początku tego wieku Unia działała jako Europejska Wspólnota Węgla i Stali. Węgiel do XXI w. i ambitnych celów ograniczenia szkodliwych emisji nie pasował, więc nikt go już, poza Polską, właściwie nie wydobywa. Teraz stopniowo zanika produkcja drugiego historycznego surowca, choć to akurat dzieje się wbrew intencji unijnych polityków.
Kilka ostatnich burzliwych lat w światowej gospodarce, wywołanych pandemią i zerwanymi globalnymi łańcuchami dostaw oraz napaścią Rosji na Ukrainę i związanym z nią kryzysem energetycznym, sprawiło, że przynajmniej w kluczowych dziedzinach UE zamierza być samowystarczalna. Jedną z nich jest przemysł obronny, którego odbudowę zapowiada kierująca Komisją Europejską Ursula von der Leyen. Żeby ten cel osiągnąć, najpierw trzeba jednak odwrócić trend spadkowy w produkcji stali, podstawowego surowca dla obronności.
Produkcja stali spadła
Od początku stulecia do 2023 r. produkcja stali na terenie UE spadła o 27 proc., dwie trzecie tego spadku dokonało się w dwóch poprzednich latach. Eksperci szacują, że w latach 2022–2024 każdego roku na unijnym rynku brakowało średnio ok. 16 mln t stali i trzeba było sprowadzić ją z zagranicy.
Nie oznacza to, że na terenie UE trzeba budować nowe huty stali. Możliwości produkcyjne branży sięgają 200 mln t rocznie, tymczasem tegoroczne zapotrzebowanie szacowane jest na niecałe 150 mln t. Właściwie wszyscy liczący się producenci na świecie mają duże nadwyżki mocy produkcyjnych. Najważniejsza przyczyna – niedostateczne jest zapotrzebowanie, bo globalny wzrost gospodarczy jest zbyt wolny. Ceny stali spadają na całym świecie. Relacje między popytem i podażą na tym rynku odzwierciedlają notowania rudy żelaza. Cena surowca, z której powstaje stal, spadła we wrześniu poniżej 90 dol. za tonę i była najniższa od niemal dwóch lat. Eksperci OECD wyliczyli, że na koniec zeszłego roku wykorzystanie mocy produkcyjnych w branży na świecie nie przekraczało 80 proc. Ostrzegają, że przede wszystkim Azja, z Chinami na czele, wciąż buduje nowe huty i stalownie, co nie wróży wzrostu cen stali. A gdy ceny są niskie, to z rynku najpierw wypadają producenci unijni, gdzie najwyższe są koszty.
Od początku XXI w. produkcja stali w UE spadła o 27 proc.
Cła na stal z Chin
Sytuacja jest na tyle zła, że firmy zwróciły się w ostatnich dniach do Komisji Europejskiej, żeby ta nałożyła dodatkowe cła na stal z Chin. Globalny lider ma ją sprzedawać poniżej kosztów produkcji. Poziom ceł i innych ograniczeń na import z Chin UE ustanawiała w latach 2018–2019 i mają one obowiązywać do końca 2026 r. Chinom udaje się taryfy obchodzić, wysyłając stal do Europy przez inne państwa. Kanada i USA już się w tym połapały. Jeśli na ich rynek trafia stal z Meksyku i nie jest to produkt wytopiony w Ameryce Północnej, to trzeba płacić dodatkowe cła. Przed rokiem USA i UE zawiązały porozumienie, które ostatecznie ma mieć globalny charakter, żeby powstrzymać zalewanie rynku stalą z Chin.
Dużo miejsca poświęcił produkcji stali i innym energochłonnym przemysłom Mario Draghi, były szef Europejskiego Banku Centralnego, w raporcie o konkurencyjności unijnej gospodarki. Diagnoza jest prosta – po odcięciu w 2022 r. od tanich surowców z Rosji ceny energii w UE są znacznie wyższe niż w USA i Chinach. Którym obszarom gospodarki najbardziej to szkodzi? Energochłonnym. W Europie energia to połowa kosztów w firmach wytapiających stal, a w Chinach i USA około jednej czwartej. Draghi zwraca uwagę, że w tych obszarach stalowego rynku, gdzie liczą się jakość, innowacyjność czy ograniczenie emisji, UE jest najlepsza na świecie. Firmy z branż energochłonnych ze wspólnego rynku zainwestowały najwięcej, żeby się zdekarbonizować i ograniczyć szkodliwość produkcji dla środowiska. Relatywnie więcej w porównaniu z innymi branżami, więc zasługują, żeby im pomóc, bo mogą nie utrzymać się na ścieżce wyznaczonej przez politykę klimatyczną UE. Draghi wymienia kilka narzędzi, ale za najważniejsze uznaje pomoc publiczną. ©℗