Portfel akcji, które państwowy Fundusz Rezerwy Demograficznej miałby przejąć od OFE, jest dziś nadmiernie rozproszony i wymagałby gruntownej przebudowy.
OFE mają dziś udziały w ok. 300 zagranicznych spółkach. Wśród nich można znaleźć duże europejskie banki oraz spółki usługowe i produkcyjne, m.in. motoryzacyjne. OFE nie stronią też od akcji firm amerykańskich czy tureckich. Pojawiły się w akcjonariacie Zalando, jednego z największych internetowych sklepów odzieżowych w Europie, General Motors, Hugo Bossa, Nike’a czy Amazona. W spółkach z regionu obecne są m.in. w węgierskim MOL (największy pakiet pod względem wartości, prawie 850 mln zł) czy czeskim ČEZ (750 mln zł).
Rozdrobnienie portfela akcji zagranicznych ma ważną zaletę: można go bezpiecznie spieniężyć na wypadek, gdyby Fundusz Rezerwy Demograficznej miał zasypywać niedobory w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. FRD już kilkukrotnie przekazywał pieniądze FUS (w sumie 19,4 mld zł w ciągu czterech lat). Żeby robić to bez zaburzeń, aktywa FRD muszą być jak najbardziej płynne. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że jednym z celów przekazania części aktywów OFE państwowemu funduszowi jest wzmocnienie go, by ponownie mógł się stać zasobem gotówki dla FUS.
– Pieniądze z FRD będą wykorzystywane do pokrywania bieżących niedoborów w FUS po to, żeby pozostałe wydatki z budżetu mogły być bez napięć finansowane z dochodów. To pomysł na finansowanie deficytu. Robił to już przecież poprzedni rząd: zmniejszał zasób FRD, finansując wydatki FUS. Różnica polega na tym, że wówczas FRD miał jeszcze wpływy w postaci odpisu z prywatyzacji – mówi były minister finansów Mirosław Gronicki. – Jest jeszcze kilka obietnic, których realizację zapowiedział rząd, np. obniżenie wieku emerytalnego. Trzeba też będzie znaleźć środki na współfinansowanie wydatków z nowej perspektywy unijnej. Rząd potrzebuje tych pieniędzy jak powietrza. Jest więc prawdopodobne, że ta rezerwa będzie uszczuplana. Według mnie w 2019 r., czyli w roku wyborczym – dodaje Jakub Borowski, główny ekonomista Crédit Agricole.
Tomasz Bursa z Opti TFI wskazuje zaś, że jeśli sprzedaż byłaby rozłożona w czasie, nie powinno to się odbić na kursach tych spółek. Na dodatek na ogół są to firmy o bardzo wysokiej kapitalizacji i płynności. Co oznacza, że nie powinno być problemu ze znalezieniem chętnych na oferowane papiery. – Wyjątkami mogą być ewentualnie średnie i mniejsze spółki notowane na mniej płynnych giełdach w Austrii, Czechach lub na Węgrzech. O wiele bardziej obawiałbym się ewentualnej wyprzedaży polskich obligacji korporacyjnych z portfela OFE, gdzie płynność na rynku jest niewielka. Taki ruch znacznie bardziej mógłby się odbić na wycenach tych papierów – ocenia Bursa.
Analitycy zwracają uwagę, że w przypadku spółek notowanych i na zagranicznych giełdach, i w Polsce duże znaczenie będzie miał rynek, na którym dojdzie do ewentualnej transakcji i formy sprzedaży. Przy większych pakietach akcji, zamiast wpuszczania ich bezpośrednio na rynek w trakcie notowań, najlepsza byłaby sprzedaż przez przyspieszoną budowę księgi popytu, gdzie akcje trafiają do wybranych inwestorów, zwykle w transakcjach pakietowych, które nie wpływają na bieżący kurs spółki tak mocno, jak mogłyby wpłynąć te zawierane w ramach typowych transakcji sesyjnych. Dlatego analitycy nie obawiają się np. o MOL, największy składnik portfela papierów zagranicznych, w którym OFE kontrolują ponad 4 proc. akcji.
– To spółka na tyle płynna, że dobrze zaplanowana transakcja nie powinna mieć większego znaczenia dla bieżącego kursu – ocenia jeden z analityków zajmujących się MOL. Na GPW MOL jest teraz wyceniany na niemal 26 mld zł. Spośród spółek notowanych i w Warszawie, i na innych giełdach OFE mają znacznie większe znaczenie w czeskim Pegas Nonwovens, producencie włóknin wykorzystywanych głównie do produkcji artykułów higienicznych. Tu udział funduszy emerytalnych w akcjonariacie wynosił ponad 7 proc., a sytuację dodatkowo komplikuje wielkość firmy. Wczoraj była wyceniana na GPW na 1,25 mld zł.
– Samo przekazanie akcji z jednego podmiotu do drugiego nie powinno spowodować presji na kurs. Chyba że rząd zdecyduje się nagle pozbyć wszystkich papierów – ocenia Bohumil Trampota, analityk czeskiego banku J&T Banka. Marcin Materna z Millennium DM uważa, że dla pełnego bezpieczeństwa dobrze by było, aby strona rządowa zadeklarowała, jakie ma plany wobec akcji zagranicznych. – To dałoby OFE czas np. na opracowanie polityki inwestycyjnej wobec tej części portfela, tak aby przekazywanie akcji miało jak najmniejszy wpływ na jego wycenę – wskazuje.
Analitycy są zgodni, że portfel zagranicznych akcji i tak będzie wymagał przebudowy. Mirosław Gronicki uważa, że zarządzający FRD specjaliści z Polskiego Funduszu Rozwoju musieliby wykazać się dużą aktywnością w zarządzaniu i wiedzą o wielu rynkach, by taki portfel przynosił zysk. – Trudno mi sobie wyobrazić, żeby zarządzający z PFR zatrudniali tylu specjalistów od różnych rynków, bo spółki zagraniczne, w których OFE mają dziś udziały, są notowane na wielu z nich – mówi Gronicki.
Jakub Borowski dodaje, że fundusz mógłby stać się funduszem zrównoważonym (dziś strukturą aktywów przypomina fundusz obligacyjny), ale musiałby pasywnie zarządzać akcjami. To znaczy, że struktura portfela powinna być bardziej uporządkowana i przypominać któryś z giełdowych indeksów. I to najlepiej krajowych – co oznacza, że udział akcji z zagranicy powinien zostać ograniczony do minimum. – Takie zarządzanie jest tanie i daje w dłuższym czasie taką stopę zwrotu jak fundusze aktywne. Przebudowa portfela nie jest trudna i robi się ją szybko. Fundusz mógłby mieć w nim znaczący udział akcji krajowych. Bo przecież w wypadku akcji zagranicznych jest wiele innych problemów, które składają się na dodatkowe koszty zarządzania. Oprócz monitorowania ryzyka w wielu krajach dochodzi jeszcze to związane z kursem walutowym, a zmienność notowań złotego będzie podwyższona – ocenia Borowski. I dodaje, że pozbywanie się akcji i zamiana tej części aktywów na inne, np. obligacje, nie są konieczne.
Akcje dają szansę na większą stopę zwrotu niż w przypadku obligacji. – Ale też stanowią ryzyko – zaznacza Gronicki. I zastanawia się, kto pokrywałby straty na portfelu akcyjnym, gdyby do nich doszło. Jego zdaniem pasywna strategia, polegająca na trzymaniu akcji w oczekiwaniu na dywidendę, to proszenie się o taką stratę. Jak bardzo portfel akcyjny może popsuć wynik w czasie giełdowej bessy, widać zresztą już dziś. Obecnie akcje w FRD stanowią zaledwie 13 proc. aktywów; większość, bo ponad 80 proc. aktywów, to obligacje. Ale nawet te 13 proc. w akcjach wystarczyło, by fundusz poniósł w ubiegłym roku niewielką stratę na aktywach. Stopa zwrotu wyniosła minus 0,12 proc., choć na inwestycjach w obligacje fundusz zyskał 2,06 proc. Na wyniku zaważyła ponad 13-proc. strata na akcjach.
Współpraca Jakub Kapiszewski

Już poprzedni rząd zmniejszał zasób FRD, finansując wydatki FUS

OFE mają zagraniczne akcje warte 9 mld zł

OFE przez wiele lat miały ograniczoną możliwość inwestowania za granicą. Do 2013 r. limit zagranicznych akcji w portfelach funduszy wynosił zaledwie 5 proc. W 2014 r., po zmianach w prawie, wzrósł do 10 proc. aktywów, w 2015 r. – do 20 proc., a w tym – do 30 proc. Zmiany były konieczne, bo Polska musiała się dostosować do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE. Trybunał orzekł, że ograniczając możliwości inwestycji OFE za granicą, Polska naruszyła ustanowioną traktatem o UE swobodę przepływu kapitału i tym samym złamała unijne prawo. Po zmianach inwestycje OFE w zagraniczne papiery zaczęły szybko rosnąć. W lutym 2014 r. wartość tego elementu portfela OFE wynosiła 5,8 mld zł, a w czerwcu już 7,4 mld zł. W połowie 2015 r. aktywa akcyjne OFE za granicą wyceniane były na 9,4 mld zł. Teraz, według metodologii Komisji Nadzoru Finansowego, jest to niecałe 9 mld zł. Mimo większej swobody w inwestycjach fundusze emerytalne w niewielkim stopniu wykorzystują swoje możliwości inwestowania w akcje zagraniczne. W czerwcu udział takich papierów w ich aktywach wynosił niecałe 7 proc.