W resortach trwa finansowa układanka na przyszły rok. Margines na swobodne ruchy nie jest tak szeroki jak apetyty na publiczne pieniądze.
W resortach trwa finansowa układanka na przyszły rok. Margines na swobodne ruchy nie jest tak szeroki jak apetyty na publiczne pieniądze.
W momencie startu pracy nad budżetem na 2017 r. ze strony ministrów rządu Beaty Szydło padają deklaracje znaczącego zwiększenia wydatków. Szef MON Antoni Macierewicz zaraz po szczycie NATO zapowiedział, że chciałby podnieść budżet na obronę z 2 do 3 proc. PKB. Z kolei szef resortu zdrowia Konstanty Radziwiłł mówił w wywiadzie dla DGP, że chciałby, by wydatki na zdrowie docelowo wzrosły z 4,4 do 6 pkt proc. PKB. Wydatki na MON mają służyć zarówno pełnej realizacji programu modernizacji armii, jak i umożliwić zwiększenie jej stanu do 150 tys. żołnierzy. Z kolei resort zdrowia chce, byśmy z wydatkami na publiczną ochronę zdrowia dobili do poziomu sąsiednich krajów.
Zwiększenie wydatków o 1 pkt proc. PKB to w przybliżeniu wzrost o 18 mld zł, czyli łącznie oba resorty wnioskują o wydatki wyższe o blisko 47 mld zł. To ok. 13 proc. tegorocznego budżetu. Już obecne plany przewidują, że deficyt sektora finansów publicznych w 2017 r. wyniesie 2,9 pkt proc. PKB. Dodanie jeszcze 1 proc. PKB groziłoby wszczęciem procedury nadmiernego deficytu.
– W 2017 r. to się nie spina w żadnym wypadku. Nie mieści się to też w 2018 r. z tego powodu, że będzie kłopot z utrzymaniem dynamiki wzrostu PKB – twierdzi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, co wskazuje, że jeśli co najmniej jeden z tych celów zostanie utrzymany, to dochodzenie do niego trzeba będzie rozłożyć na lata i zostanie on osiągnięty najwcześniej w przyszłej kadencji. Chyba że nastąpią podwyżki podatków.
A już na przyszły rok rząd zaprogramował duże wydatki. To dodatkowe 6 mld zł do programu 500 plus, który łącznie będzie kosztował blisko 23 mld zł. Do tego pod znakiem zapytania stoi wprowadzenie obniżonego wieku emerytalnego. Wczoraj rząd miał zaopiniować prezydencki projekt, ale na razie do tego nie doszło. To, kiedy i na jakich warunkach ten projekt zostanie wprowadzony, także będzie zależało od budżetowego luzu. Największym wyzwaniem dla przyszłorocznego budżetu będzie zwiększenie dochodów. Do sfinansowania jest góra nowych wydatków. A źródła dodatkowych pieniędzy nie są obfite.
Pierwszy problem: nie będzie jednorazowych wpływów tak dużych jak w 2016 r. Budżet zainkasuje ponad 17 mld zł. Największe wpływy to opłata od uczestników aukcji na częstotliwości LTE – ponad 9 mld zł. To zresztą pieniądze, które planowano już w budżecie na 2015 r., ale przez opóźnienia w przetargach środki przesunięto. To pomogło rządowi sfinansować pierwszy rok programu „Rodzina 500 plus”.
Drugim dużym zastrzykiem gotówki jest wypłata zysku z NBP za ubiegły rok. Bank centralny przekazuje budżetowi prawie 8 mld zł. To dużo więcej, niż zapisano w ustawie budżetowej (3,2 mld zł). Wzrost zysku to efekt osłabienia złotego w 2015 r. wobec głównych walut, zwłaszcza dolara. Ale też trzymania w ryzach kosztów działania NBP. Sam bank centralny szacował, że bez optymalizacji kosztów przy jednoczesnym zwiększaniu zadań realizowanych przez NBP koszty planowane na ten rok byłyby o 250 mln zł wyższe.
NBP zapewne będzie miał zysk i w tym roku, ale przyszłoroczna wypłata – szacują ekonomiści – raczej nie dorówna skalą tegorocznej.
– Dobrze by było, żeby MF konserwatywnie założyło w projekcie budżetu, że wypłaty w ogóle nie będzie. Według unijnej metodologii zysk NBP nie jest dochodem i nie wpływa na poziom deficytu. Lepsze są bezpieczne założenia, a potem pozytywna niespodzianka niż odwrotnie – ocenia Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka Raiffeisen Polbanku.
Ekonomistka dodaje, że więcej konserwatyzmu w prognozowaniu przydałoby się też przy założeniach makroekonomicznych. Resort finansów układa ich plan na bazie dość optymistycznej prognozy gospodarczego wzrostu. Według MF wyniesie on ok. 3,9 proc. w przyszłym roku.
– My zakładamy, że będzie to ok. 3,8 proc., ale coraz większe jest ryzyko, że może być mniej. Bezpiecznym założeniem było 3,5 proc. wzrostu PKB – mówi Petka-Zagajewska. I wymienia potencjalne niebezpieczeństwa: słabszy, niż się sądzi, wpływ programu „Rodzina 500 plus” na konsumpcję (a zatem niższe dochody z VAT), do tego duża niepewność co do koniunktury za granicą. Jarosław Janecki z Societe Generale dodaje, że mogą też wystąpić wstrząsy wtórne po Brexicie, np. kryzys na rynku nieruchomości w Wielkiej Brytanii.
– A i rosnące ryzyko problemów sektora bankowego we Włoszech, które może się kłaść cieniem na sytuacji w całej Europie, nie jest bez znaczenia. Mamy też rok wyborczy w USA, w Niemczech i we Francji, co może być kolejnym źródłem niepokoju. Prognoza wzrostu na poziomie 3,5 proc. w przyszłym roku i tak nie zakłada szoków zewnętrznych. Resort finansów powinien więc swoją prognozę zrewidować w dół – mówi Jarosław Janecki. I zwraca uwagę, że dopiero co swoje szacunki wzrostu wyraźnie obniżył NBP – do 3,5 proc. z 3,7 proc. zapisanych w poprzedniej projekcji.
Trzeci kłopot to założenie, że duża część finansowania nowych wydatków będzie się opierać na dodatkowych wpływach z podatków, na poprawie ściągalności. MF zakłada, że w przyszłym roku może uzyskać z niej 6,5–16,7 mld zł. – Jeszcze nie wiemy, na ile te rozwiązania będą skuteczne – ocenia Jarosław Janecki.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama