- Nie powinniśmy oszczędzać na inwestycjach, bo to inwestycje w ogólnie pojętą infrastrukturę, transformację, ochronę wody, energetykę będą przyciągały kolejne, a w konsekwencji będą tworzyły dobrobyt Polski - mówi Dariusz Blocher, prezes grupy Unibep.

Czy polski sektor budowlano-montażowy czeka na to, że w końcu ruszą inwestycje, że pomogą im pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, czy raczej martwi się wysokimi cenami materiałów energii i pracy?
ikona lupy />
Dariusz Blocher prezes grupy Unibep / Materiały prasowe / fot. Adam Tuchliński/Tuchliński Studio/Materiały prasowe

Polska nadal jest infrastrukturalnie zapóźniona wobec Europy Zachodniej, wiec nadal potrzebuje rozbudowy. Pytanie: skąd wziąć na to pieniądze? Do tej pory rozwijaliśmy się głównie dzięki inwestycjom publicznym, finansowanym z funduszy unijnych. W 2023 r. mieliśmy prawie zerowy wzrost produkcji budowlano-montażowej, a w tym roku jest spadek, czyli problem w branży narasta. I jest w dużym stopniu związany z brakiem przewidywalności. Nie wiadomo, co jest priorytetem inwestycyjnym naszego państwa. A my potrzebujemy jasnych decyzji, żebyśmy wiedzieli, czy koncentrujemy się na infrastrukturze drogowej, czy na kolei, co z CPK, co z energetyką. Chodzi o to, żeby przedsiębiorcy mogli zaplanować swoje inwestycje, stworzyć projekty, zdecydować się na zakup maszyn i urządzeń, które będą potrzebne do ich realizacji.

Powinna być taka centralna strategia?

Branży budowlanej od zawsze zależy na tym, by nie dochodziło do kumulacji inwestycji. Niestety, nie udało się tego uniknąć. Trochę to wina cyklu wyborczego, bo kiedy na szczeblu centralnym zmienia się opcja polityczna, to zmieniają się priorytety. Dotyczy to też inwestycji samorządowych. Wydaje mi się, że jest możliwość takiego zaplanowania różnego rodzaju megaprojektów, ale też opracowania harmonogramu inwestycji na poziomie rządowym, regionalnym i samorządowym, żeby nie dochodziło do ich spiętrzenia.

Gdzie będzie najwięcej inwestycji w branży budowlano-montażowej?

Budownictwo to ok. 12 proc. polskiego PKB i 1,1 mln pracowników wraz z branżami kooperującymi. Taka jest skala naszej działalności. 75 proc. tego biznesu to jest sektor publiczny. Inaczej jest w Niemczech – tam 85 proc. stanowi sektor prywatny. Tam infrastruktura została zbudowana, a teraz buduje się za prywatne pieniądze wszystko, co może z niej korzystać. Między innymi dlatego powinniśmy w pierwszej kolejności dokończyć budowę dróg. Musimy też dokończyć modernizację kolei. Ale nie tylko istniejących szlaków. Trzeba zbudować wreszcie nowe i odseparować ruch towarowy od pasażerskiego.

Co jeszcze jest w Polsce konieczne?

Obszar hydrotechniki – to zacznie się za chwilę. Polska zmaga się z dużym problemem wody, zarówno nadmiaru, czyli zalań, jak i braku dostępu do wody pitnej. No i oczywiście to wszystko, co jest związane z transformacją energetyczną, czyli odejście od węgla w kierunku energetyki odnawialnej i atomu.

Transformacja energetyczna na ostatnim miejscu listy?

Bo będzie trwała najdłużej. To proces dosyć skomplikowany. Najszybciej nam pójdzie z drogami. Wiemy, co robimy. I dróg do budowy jest już relatywnie mało. Z koleją jest większe wyzwanie, bo potrzebny jest jeden program, który będziemy realizowali przez wiele lat.

W kwestii infrastruktury kolejowej pojawiają się zmiany i nowe pomysły. Czy można powiedzieć, że jest już nowy całościowy plan?

My tego nie widzimy. Opieramy się w dalszym ciągu na programie dróg krajowych i programie kolejowym, bo on jest oficjalnym dokumentem, zatwierdzonym, nigdy nie został zmieniony, teraz jest po prostu weryfikowany. Apeluję, żeby tę weryfikację szybko zakończyć i zdecydować, że idziemy w jakimś określonym kierunku. Ustalmy sobie to na 15 lat i mówmy, że te inwestycje będą w tym roku, te będą w następnym i wszyscy dotrzymujmy słowa. Wtedy branża się do tego dostosuje.

Jeżeli ten okres weryfikacji będzie trwał zbyt długo albo jako przedsiębiorca nie będę widział perspektywy na przyszłość, to nie kupię maszyny, która kosztuje 5 mln euro i amortyzuje się przez 10 czy 15 lat. Muszę widzieć dłuższą perspektywę i być pewny, że ona mniej więcej zostanie zrealizowana.

Czy w Polsce jest dostatecznie dużo biznesu, który może realizować tak różne projekty?

To jest ciekawe zagadnienie, a polscy inżynierowie budownictwa są naprawdę dobrzy i doceniani na świecie. Myślą, budują, jest potencjał.

A czy potrafią zarządzać procesem finansowym?

Również. To się zmieniło. Oczywiście nie w każdej firmie tak jest. Trzeba budować, żeby zarabiać pieniądze, a nie zarabiać pieniądze po to, żeby budować. Mamy w Polsce kilku liderów, kilka dużych firm, które potrafią to robić i które nauczyły się zarządzać procesami finansowymi. Budować potrafimy wiele, choć są oczywiście obszary poza naszym zasięgiem.

Na przykład?

Elektrownie atomowe czy małe reaktory atomowe. Mało mamy doświadczenia z budową farm wiatrowych na morzu. Ważne więc, żeby tworzyć system zamówień publicznych tak, żeby komponent polski w tym uczestniczył.

Jak to zrobić? Może powinniśmy mocniej postawić na lądową energetykę wiatrową, gdzie udział polskiego przemysłu jest większy?

Jeśli chodzi o wiatraki na lądzie, to najpierw się zdecydujmy, co możemy budować, a czego nie. Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby głównym inwestorem np. farmy na morzu była firma, która ma w tym doświadczenie, ale będzie musiała wziąć do kooperantów polskie przedsiębiorstwo. To można zapisać w warunkach kontraktu.

Ale też nauczmy się wybierać firmy, które potrafią zrealizować dane zadanie. Nie róbmy tak, że warunki startu dla kontraktu za miliard złotych wygrywa firma, która ma 100 mln zł przychodu, gdyż prawdopodobnie to może skończyć się porażką.

Teraz chwilę o samorządach jako inwestorze. Samorządowcy przez lata narzekali, że problemem jest nie tyle brak pieniędzy, ile brak stabilności. Powstaje nowy system finansowania JST. Czy on da lokalnym władzom siłę, która pchnie produkcję budowlano-montażową?

To się już dzieje. Oczywiście medialnie skupiamy się na tych największych projektach, które fajnie brzmią, a nie widać tego, co jest w samorządach. Unibep większość przychodów z sektora publicznego realizuje w samorządach. Nam się dużo lepiej pracuje z tym klientem, bo tam decydent jest bliżej tego, który go rozlicza, czyli wyborcy. Dzięki temu inwestycje idą sprawnie. Oni mają konkretny cel. Jeżeli budują drogę i są problemy, a zawsze są problemy w systemie budowania, to się je bardzo szybko rozwiązuje.

A w miastach jest bardzo dużo do zrobienia – systemy ulic, słaba kanalizacja, zabezpieczenie wody pitnej i retencji wody, no i oczywiście transformacja energetyczna. Pod warunkiem że w przyszłości mamy jeździć autami elektrycznymi.

Wierzy pan w to?

Samochód elektryczny tak, ale prawdopodobnie z jakimś własnym źródłem wytwarzania energii, takim jak wodór.

Jeszcze wrócę do samorządów – one zawsze będą miały bardzo duży udział w zleceniach dla mojej branży. W Polsce mamy ok. 250 tys. km dróg o nawierzchni twardej, z czego tylko 25 tys. km jest zarządzane przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Cała reszta jest w gestii samorządów: województw, powiatów i miast.

Będzie to trzeba utrzymywać.

Dlatego już dziś warto wplatać w warunki kontraktowe element jakości. Umiemy wyliczyć koszt życia produktu. Warto koordynować inwestycje, bo mamy wiele przykładów miast, gdzie powstaje piękna ulica, a za pół roku ktoś ją rozkopał, bo zapomniano czegoś zrobić.

Kredyt 0 proc. Jak pan ocenia ten projekt?

Oczywiście pobudzi on konsumpcję. Osoby, których obecnie nie stać na kredyt, skorzystają z niego. Dyskusja dotyczy tego, czy deweloperzy wykorzystają tę szansę, żeby podnieść ceny. My też prowadzimy działalność deweloperską. Zarabiamy na tym 9 proc. netto – to nie jest dużo. Ale nie jesteśmy zainteresowani nagłym wzrostem ani spadkiem ceny, tylko chcielibyśmy utrzymywać się blisko poziomu inflacji. Jeżeli weźmiemy cenę mieszkania 15 lat temu w Polsce, w dużych miastach w stosunku do średniej pensji albo do najniższej pensji, to dziś jest taniej. A co do samego kredytu: według mnie brakuje strategii – szybko chcemy coś zrobić, a nie ma wizji. A kredyt to jeden z elementów. Trzeba odpowiedzieć sobie na wiele pytań. Jakich mieszkań nam brakuje? Gdzie? Jak wygląda migracja ludzi? Wiemy, że jest ruch z mniejszych miejscowości do dużych. Wiemy, że Polska się wyludnia. Wiemy, że mamy też przeludnione mieszkania. Brakuje nam analizy strategicznej, takiego „master-planu”. Mając go, moglibyśmy decydować, co chcemy stymulować. Czy pomagać prywatnym osobom? Czy zwiększyć pulę mieszkań na wynajem komercyjny? Czy rozwijać mieszkania komunalne, których jest za mało?

Czy zwiększenie dostępu gruntów rozwiązałoby problem?

Patrzyłem ostatnio, jakie są zasoby wolnych gruntów w gestii gmin. Tylko w miastach jest 5,5 tys. hektarów uzbrojonych, czyli z pełną infrastrukturą. Na tym można wybudować od 0,5 do 1 mln mieszkań. Czyli nie jest tak, że musimy szukać jakichś specjalnych rozwiązań. Zakładając, że grunt to 25–35 proc. ceny mieszkania, to jeżeli miasto da taką ziemię deweloperowi, on może wybudować trzy bloki – dwa komercyjnie, a jeden za ten grunt odda miastu. Nie bójmy się tego typu rozwiązań.

Kto powinien realizować publiczne inwestycje mieszkaniowe? Rządowa spółka? Samorządy zlecające inwestycje prywatnym firmom?

Żyjemy w miastach i we wsiach. To lokalny samorząd, który sami wybieramy, jest najbliżej i organizuje nam życie. Rolą państwa powinna być eliminacja barier, usprawnienie procesu podejmowania decyzji. Wzmocnienie administracji w procesie uzyskiwaniu tzw. decyzji środowiskowych, pozwoleń wodnoprawnych i pozwoleń na budowę. To trwa w Polsce zbyt długo. Być może powinno pojawić się np. stymulowanie finansowe, być może właśnie jakieś kredyty nisko oprocentowane albo w ogóle dotacje dla samorządów po to, żeby wzmocnić sektor mieszkań komunalnych czy socjalnych. Brakuje nam ich. Dziś stanowią one tylko ok. 4 proc. wszystkich mieszkań, podczas gdy 30 lat temu w zasobach komunalnych było ok. 17 proc. wszystkich lokali. Powinniśmy dążyć do tego, by takie mieszkania stanowiły ok. 15 proc. wszystkich zasobów, bo tyle jest potrzebujących, których po prostu nie stać na kupienie własnego lokum. Nie ograniczajmy dużym inwestorom możliwości budowania mieszkań na profesjonalny wynajem, bo bezpieczniej jest wynająć od takiego podmiotu, który daje pełny serwis techniczny i nie znika niespodziewanie.

Transformacja energetyczna, obronność, infrastruktura – czy wystarczy środków na wszystkie potrzebne inwestycje? Pieniądz też kosztuje. Czy mamy dość kanałów finansowania? Banki wszystkiego nie udźwigną, a rynek kapitałowy jest słaby.

Budowanie dobrobytu w Polsce trwa 30 lat. Nie mamy tego kapitału, jaki zbudowały kraje takie jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja czy Włochy, z którego można by było w jakiś sposób czerpać. Więc musimy żyć z długu. Tylko nie możemy tego robić w nieskończoność. Ale jednocześnie nie powinniśmy oszczędzać zbytnio na inwestycjach, bo te inwestycje – właśnie w ogólnie pojętą infrastrukturę, transformację, ochronę wody, energetykę – będą przyciągały nowe projekty i będą tworzyły dobrobyt Polski.

Przedstawiciele sektora energetycznego bardzo narzekają, że brakuje nam mocnego rynku kapitałowego w mechanizmach finansowania inwestycji.

Długie projekty inwestycyjne czy energetyczne na Zachodzie są chętnie finansowane przez fundusze emerytalne. Tylko te fundusze emerytalne muszą mieć masę pieniędzy. U nas też już nie jest mało, ale PPK i OFE mają ograniczenia, w co można, a w co nie można inwestować. Musimy sięgać na rynek między narodowy, a ten patrzy na stabilność polityczną kraju, jak się zmienia prawodawstwo, no i przede wszystkim, czy za 15 lat odzyska to, co zainwestował. Właściciele kapitału patrzą m.in. na przewidywalność ceny energii elektrycznej. A ona jest, powiedzmy, średnia. Koło się zamyka i coś z tym musimy zrobić, bo wiemy, że polskie przedsiębiorstwa energetyczne z własnych kapitałów nie są w stanie zainwestować 100 mld czy 150 mld zł.

Co więc robić?

Nie powinniśmy narzekać, tylko starać się szybko budować zasób krajowego kapitału. Powinniśmy chronić rynek i budować więcej krajowych instytucji finansowych. Kapitał musi być akumulowany i reinwestowany. Powinniśmy się też integrować europejsko, bo nasza siła będzie tylko w Europie. Ten kontynent jest tak mały, że – mówiąc w uproszczeniu – za 100 lat prawdopodobnie będzie mógł przetrwać, tylko jak będzie jednym państwem, które się nazywa Europa. Wtedy będzie nam łatwiej pozyskać finansowanie. Ale o darmowych środkach unijnych powoli powinniśmy zapominać. ©℗

Rozmawiał Marek Tejchman