Państwu wolno było przesądzić, że gra na automatach jest dopuszczalna tylko w kasynach gry. Co więcej, nie musiało przepisów tego dotyczących notyfikować Komisji Europejskiej. Tak wynika z najnowszej opinii rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości UE Michala Bobeka. Jeśli luksemburscy sędziowie podzielą pogląd czeskiego specjalisty, dojdzie do zwrotu o 180 stopni w orzecznictwie.
Sprawa wyglądała tak: polski ustawodawca w 2009 r. – w niespełna dwa miesiące po wybuchu afery hazardowej – w pośpiechu przyjął ustawę o grach hazardowych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 612 ze zm.). Jednym z jej postanowień było wskazanie, że działalność w zakresie gier na automatach może być prowadzona na podstawie udzielonej koncesji na prowadzenie kasyna (art. 6 ust. 1). Sęk w tym, że rząd nie notyfikował ustawy Komisji Europejskiej. Po latach okazało się, że był to wielki błąd. Trybunał Sprawiedliwości UE w kilku orzeczeniach stwierdził, że przepisy takie, jakie przyjął polski parlament, powinny być notyfikowane. Brak dopełnienia tej procedury oznacza zaś uznanie przepisu ustawy krajowej za nieważny. Orzeczenia europejskiego sądu stanowiły więc wodę na młyn dla branży hazardowej. Nie dość, że wielu przedsiębiorców dzięki tym wyrokom uniknęło kar administracyjnych, to dodatkowo w sądach trwa walka o odszkodowania za nielegalne odbieranie automatów zlokalizowanych poza kasynami.
Tyle że 7 lipca w strukturach TSUE pojawiła się nowa interpretacja przepisów polskiej ustawy hazardowej. Jeśli opinia rzecznika generalnego przekona sędziów, argumentacja polskich przedsiębiorców rozsypie się niczym domek z kart.
Michal Bobek wskazuje bowiem, że nie może być mowy o uznaniu art. 6 ust. 1 za przepis techniczny. Wynika to z tego, że normami technicznymi – czyli wymagającymi notyfikacji – są te, które prowadzą do całkowitego zakazu świadczenia usług bądź stworzenia istotnych dodatkowych wymagań do ich świadczenia. A zdaniem Bobeka wymóg uzyskania koncesji na prowadzenie kasyna nie jest szczególnie uciążliwym obowiązkiem w przypadku działalności związanej z hazardem. Czeski prawnik zwraca też uwagę, że w ostatnich latach tak wśród państw członkowskich, jak i w samym trybunale pojawiła się tendencja do uznawania zbyt wielu norm za techniczne w rozumieniu unijnej dyrektywy 98/34. Do tego zaś sam TSUE nie powinien dopuścić.
Bez wątpienia koncepcja przedstawiona przez Michala Bobeka jest innowacyjna. I niezależnie od tego, czy zostanie uznana przez trybunał za słuszną, i tak wywrze bardzo niekorzystny wpływ na funkcjonowanie biznesu hazardowego w Polsce. Opinia rzecznika generalnego pojawiła się bowiem w najgorszym możliwym momencie dla branży.
Powód? Obecnie trwają prace nad nowelizacją ustawy hazardowej. A jednym z jej istotnych wątków jest pomysł objęcia państwowym monopolem organizacji gier na automatach. Sprzeciwiają się temu stanowczo przedsiębiorcy. Przypominają, że władza już próbowała ograniczyć grę na jednorękich bandytach i skończyło się to wieloma bolesnymi dla państwa orzeczeniami TSUE. Stanisław Matuszewski, prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych (IGPiOUR), jeszcze kilka dni temu przekonywał, że sądy i trybunał niemal jednomyślnie stają po stronie przedsiębiorców.
Najnowsza opinia rzecznika generalnego wkłada jednak argument w ręce urzędników resortu finansów. Skoro bowiem sprawa ustawy hazardowej wcale nie jest oczywista, nic nie stoi na przeszkodzie, aby znowelizować ją w kierunku niekorzystnym dla firm hazardowych. Tym bardziej że – jak podkreśla Ministerstwo Finansów – celem władzy publicznej musi być ochrona zdrowia obywateli, co jest równoznaczne z ograniczaniem działalności prywatnych podmiotów w tej branży.
26 tys. rozpraw dotyczących zarekwirowanych automatów odbyło się już w polskich sądach
88 proc. wygrali ich właściciele, głównie ze względu na sprzyjające orzecznictwo TSUE
Źródło: IGPiOUR