Pobierz raport Forsal.pl: Brexit vs Twoja firma. Stracisz czy zyskasz >>>
Brexit zweryfikował właśnie pogląd, że polski rynek obligacji to bardzo bezpieczna przystań pośród krajów Europy Środkowej i Wschodniej.
Brexit zweryfikował właśnie pogląd, że polski rynek obligacji to bardzo bezpieczna przystań pośród krajów Europy Środkowej i Wschodniej.
Różnica między rentownością 10-letnich obligacji polskich i dziesięciolatek niemieckich to w tej chwili ok. 320 pkt. W połowie poprzedniego tygodnia była jeszcze wyższa, bo przekraczała 330 pkt. Tak dużego spreadu nie było od czasów kryzysu.
Niemieckie papiery to punkt odniesienia dla pozostałych obligacji emitowanych w Europie. Gospodarka RFN jest postrzegana jako ta o najmocniejszych fundamentach w UE, a kraj jako oaza stabilności politycznej. Co oznacza, że kredytowanie go jest obarczone niewielkim ryzykiem. Duża różnica w rentownościach – tzw. spread – z niemieckim długiem to znak, że rynek uważa obligacje danego kraju za dużo bardziej ryzykowne.
/>
Według tego kryterium ryzyko inwestowania w polskie obligacje jest niewiele mniejsze niż przy kupowaniu obligacji Węgier (345 pkt spreadu). Choć oba kraje dzieli przepaść w ocenach ratingowych: Polska ma rating inwestycyjny u wszystkich trzech największych agencji, ocena Węgier to tzw. rating spekulacyjny (znaczny poziom ryzyka, podwyższone prawdopodobieństwo problemów z obsługą długu przy napięciach na rynku). – Biorąc miernik ratingowy, rentowność polskich obligacji powinna wynosić dziś ok. 2 proc., skoro na Węgrzech wynosi 3,37 proc. Ale jak zwykle trudno dyskutować z rynkiem. W czasie zawirowań takich jak obecnie, przy okazji Brexitu, inwestorzy zapominają o takich „technicznych” szczegółach, jak oceny wiarygodności kredytowej – mówi Arkadiusz Urbański, analityk rynku obligacji w Pekao SA.
Inny przykład to postrzeganie ryzyka inwestowania w obligacje takich krajów, jak Hiszpania czy Włochy. Jeszcze niedawno, w czasie kryzysu zadłużenia w Europie, ci emitenci byli głównymi kandydatami na bankrutów. Dziś hiszpańskie obligacje są notowane ze spreadem na poziomie 155 pkt baz., a włoskie – 144 pkt. Porównywalny do polskiego jest spread dla obligacji portugalskich, który wynosi 332 pkt. Polska jest trochę ofiarą własnego sukcesu: odporność najpierw na kryzys globalny (brak recesji) i europejski kryzys zadłużenia (kontrolowany wzrost deficytu finansów publicznych) przyciągnęła na nasz rynek długu zagranicznych inwestorów. To oni w dużym stopniu pokrywali potrzeby finansowe.
Zagranica ma obecnie obligacje złotowe warte 188 mld zł i jest jedną z najbardziej liczących się grup inwestorów. Do tego Polska ma najbardziej płynny rynek w Europie Środkowej i Wschodniej. – Stąd ruch jest nieco bardziej gwałtowny, a złoty jest wymieniany wśród walut, które na Brexicie mogą najwięcej stracić – tłumaczy Arkadiusz Urbański. Powiększenie spreadu miało dwie bezpośrednie przyczyny. Pierwsza to wzrost rentowności polskich obligacji. Druga to skutek tzw. kupowania bezpieczeństwa: inwestorzy lokują kapitał w aktywa, które uważają za najbardziej bezpieczne. Dlatego umacnia się szwajcarski frank. Dlatego też rentowność 10-letnich niemieckich obligacji spadła poniżej zera, do poziomów nienotowanych.
– Wielu inwestorów woli dopłacić niemieckiemu rządowi do jego obligacji, byleby tylko zabezpieczyć swój kapitał, za to my w ich oczach jesteśmy ryzykowni. A jeszcze niedawno wydawało się, że co prawda jedną nogą ciągle jesteśmy w grupie rynków wschodzących, ale drugą powoli przesuwamy się w kierunku dojrzałych gospodarek. Sprawa ratingów, a teraz Brexitu, zweryfikowała ten pogląd. Być może, kiedy Polska udowodni, że polityka nie ma negatywnego wpływu na gospodarkę, odzyskamy status jednego z najlepszych rynków w regionie – uważa Urbański.
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, zwraca uwagę, że gorsze postrzeganie obligacji polskiego rządu może mieć wymierny skutek budżetowy, o ile utrzyma się przez dłuższy czas. Jeśli Ministerstwo Finansów będzie zmuszone do sprzedawania nowych obligacji po wyższych rentownościach, może to spowodować wzrost kosztów obsługi długu. Na razie takiego ryzyka nie ma, bo MF jest gotowe, by – w razie czego – wstrzymać się z kilkoma przetargami na wypadek pogorszenia sytuacji na rynku. – Tegoroczne potrzeby pożyczkowe zrealizowano już w ok. 70 proc. i nie ma presji, by sprzedawać obligacje za wszelką cenę. Ministerstwo ma na razie środki na zapewnienie bieżącej obsługi budżetu, może elastycznie zarządzać płynnością – podsumowuje Maliszewski.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama