Dlaczego w Polskiej Grupie Zbrojeniowej jest obecna polityka? Trudno do władz spółki powoływać kogoś, o kim wiadomo, że jest w kontrze i nie będzie chciał współpracować – mówi Krzysztof Trofiniak, prezes PGZ

Poprzedni prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej, Sebastian Chwałek, był wcześniej wiceministrem w rządzie PiS. Dwóch pana kolegów z obecnego zarządu było wiceministrami w rządzie PO-PSL. Pan kandydował do Sejmu z list KO. Jak to jest, że niezależnie od tego, kto jest u władzy, członkowie zarządu PGZ są zawsze związani z partią aktualnie rządzącą?

Zacznę od siebie. To, że pracuję w jakiejkolwiek spółce – a w czasie kandydowania pracowałem w spółce prywatnej – nie dyskwalifikuje mnie z ubiegania się o mandat parlamentarzysty. Jak każdy polski obywatel mam prawo do korzystania z biernego prawa wyborczego, czyli prawa do kandydowania, jednak do żadnej partii nie należę. Różnica między nami polega na tym, że mój poprzednik przeszedł do PGZ prosto z MON.

Ale dlaczego polityka jest tak obecna w PGZ?

Zarząd jest wybierany w konkursie, który przeprowadza Rada Nadzorcza. Jeżeli RN się zmienia, to naturalne jest, że będzie szukać takich ludzi, którzy oprócz spełnienia wymagań formalnych mają predyspozycje do współpracy z opcją rządzącą. Trudno powoływać kogoś, o kim wiadomo, że jest w kontrze i nie będzie chciał współpracować. W przypadku PGZ współpraca musi się opierać na ścisłych kontaktach z ministerstwami obrony i aktywów państwowych.

Pan był wiceprezesem PGZ w latach 2014–2015, gdy tzw. czapa – czyli Polska Grupa Zbrojeniowa, która ma nadzorować inne spółki zbrojeniowe (jest ich kilkadziesiąt) – dopiero się tworzyła, a liczba i skala prowadzonych programów zbrojeniowych była znacznie mniejsza. Jakie jest pierwsze wrażenie?

Zastanawiam się, dlaczego PGZ aż tak urosła pod względem liczby pracowników. Rozumiem, że programów jest dużo i będzie jeszcze więcej, ale niektóre funkcje [np. obsługa prawna, sprzedaż – red.], które były dublowane na poziomie PGZ, powinny wrócić do spółek. Jeżeli chodzi np. o inwestycje, to powinniśmy tylko sprawdzać przepływy finansowe, a nie kreować, co ma być realizowane w spółkach. PGZ od spółek ma wymagać dwóch rzeczy: utworzenia zdolności i tego, by pieniądze kierowane na daną inwestycję faktycznie były na nią przeznaczone. W mojej ocenie to jest zadanie PGZ jako spółki nadrzędnej.

Każda nasza decyzja będzie musiała mieć uzasadnienie biznesowe. Już teraz widać, że np. warto będzie oddzielić Autosana od Huty Stalowa Wola i przypisać mu część obowiązków, które obecnie realizuje Jelcz. Wykorzystanie zdolności produkcyjnych Autosana do produkcji ciężarówek, które są zamówione przez MON, będzie opłacalne. Możemy to zrobić niewielkim nakładem kosztów. Obecnie Jelcz jest zasypany zamówieniami i naszym zadaniem jest tym mądrze zarządzić.

Spójrzmy na cięższe pojazdy. W PGZ będą produkowane czołgi?

Będą.

Kiedy?

To zależy od terminu podpisania umowy na adaptację produkcji licencyjnej, bo jeśli chcielibyśmy samodzielnie rozwinąć produkcję czołgu, to zajęłoby to pewnie dwie dekady. Na razie nie ma umowy o pozyskaniu know-how, a jej podpisanie nie zależy tylko od PGZ. To zależy od drugiego kontraktu wykonawczego na zakup czołgów między Agencją Uzbrojenia i Huyndai Rotem, a to jest także powiązane z budżetem państwa. Jeśli ta umowa zostanie zawarta, to będzie to otwarcie drzwi do porozumienia na transfer technologii produkcji czołgu z Korei.

Za to już możemy pozyskiwać technologie związane z obsługą posprzedażową, czyli tzw. transferem MRO [chodzi o konserwację, naprawę i dostawę części, ang. maintance, repair, operation – red.]. Czołgi K2 już są w Wojsku Polskim i w pewnym momencie ktoś będzie musiał wymieniać w nich części, zrobić naprawy serwisowe itd.

Gdzie to się będzie dziać?

W Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych w Poznaniu. Ale inną rzeczą jest, czy MRO powinno trafić tylko do jednej spółki, czy do dwóch – chociażby ze względów bezpieczeństwa.

Jeśli kiedyś dojdziemy do etapu montażu czołgów, to też będzie się on odbywać w Poznaniu?

Obecnie skupiamy się na transferze technologii MRO do WZM i to musimy domknąć.

Nie wypowiem się, gdzie będzie zlokalizowany montaż czołgów, dopóki nie zobaczę, jak sobie radzimy z MRO. Na podstawie tej obsługi będziemy mieli wyobrażenie, co nas czeka, jeśli chodzi o montaż, i wtedy zdecydujemy, gdzie i co będzie robione. Ktoś, kto chce o tym zdecydować już teraz, musi zdawać sobie sprawę z tego, że tylko PGZ jest obecnie w stanie skoordynować prace wielu firm zbrojeniowych w Polsce.

A co z armatohaubicami Krab? Mamy umowę ramową, ale nie mamy wykonawczej.

Rozmowy się toczą, jesteśmy na dobrej drodze, by podpisać ten kontrakt.

Będzie druga linia produkcyjna?

Kolejna linia musi mieć uzasadnienie w zamówieniach. Obecnie nie ma takiej perspektywy. Wiem, że na Śląsku ma teoretycznie powstać, ale to musi mieć odzwierciedlenie w zamówieniach. Powtórzę: na ten moment tego nie ma.

Wojsko mówi, że nie złoży większych zamówień, bo HSW nie ma wystarczających zdolności produkcyjnych.

To nie jest prawda. Nie chodzi o zdolności firmy, a o dostępność elementów – podzespołów na rynku, także pozyskiwanych z zagranicy. To nie funkcjonuje tak, że dziś zamawiam części, a jutro je dostaję.

Pan nie, ale najwyraźniej Koreańczycy tak. Oni są w stanie produkować znacznie szybciej. Tempo dostaw K9, konkurencji kraba, jest znacznie większe.

Nie porównujmy rozpędzonego przemysłu koreańskiego z naszym, który dźwiga się z okresu, kiedy tych zamówień było bardzo mało albo nie było ich w ogóle. Teraz musimy się przystosować do większej liczby chętnych. Koreańczycy są w ciągu produkcyjnym na kilkadziesiąt czy nawet więcej sztuk rocznie. U nas było oczekiwanie, że będziemy produkować 16 krabów rocznie, a teraz mamy to podwoić albo potroić.

Kiedy HSW może być tak rozpędzona, by produkować 50 sztuk rocznie?

Już zadeklarowaliśmy wzrost, także z uwzględnieniem produkcji innych pojazdów. Konkretnych liczb nie mogę podać, ale nasze deklaracje wypełniają obecne potrzeby wojska.

A czemu kraby są o ok. 10 mln zł droższe niż K9?

Nie wiem, skąd te wyliczenia, ale zwracam uwagę, że do polskich produktów doliczamy VAT, który stanowi 23 proc. ceny, a do tych z Korei nie. Oprócz podatku znaczenie mają też kompletacje sprzętu.

Czyli?

Polski krab był projektowany zgodnie z wymaganiami Wojska Polskiego. A wymagania wobec produktu koreańskiego są inne. Na przykład napęd podnoszenia lufy i obrotu wieży jest w krabach elektryczny, w koreańskich haubicach jest hydrauliczny. Nasza wieża obraca się dookólnie, koreańska nie. Przykładów jest więcej. To jest kwestia wymagań.

A co z bojowym wozem piechoty Borsuk? Kiedy możemy się spodziewać umowy?

Chciałbym jeszcze w tym roku. W budżecie MON są zarezerwowane finanse na ten program, dlatego zakładam, że pierwszą partię produkcyjną borsuków uda się zamówić jeszcze w tym roku.

Do zwiększenia zdolności produkcyjnych są potrzebne kolejne inwestycje.

Tak, oczywiście.

A co z wydatkami na te inwestycje? Jeszcze przed zmianą rządu różne spółki PGZ wysłały do MAP wnioski na ok. 10 mld zł dotyczące różnych projektów.

HSW jest w tym szczęśliwym położeniu, że pieniądze na inwestycje ma już zatwierdzone.

HSW jest wyjątkiem, z innymi wnioskami nic się nie wydarzyło. PGZ potrzebuje wsparcia finansowego na inwestycje czy będzie się rozwijać z własnych środków?

To są zbyt poważne kwoty, by PGZ je miała wygospodarować samodzielnie, chodzi o miliardy złotych. Te spółki, które mogą przeznaczać własne finanse na inwestycje, już to robią, przykładem choćby poznańskie WZM czy Mesko w Skarżysku-Kamiennej. Ale by zrobić krok milowy, by drastycznie zwiększyć zdolności produkcyjne, potrzebujemy miliardów.

Pan rozmawia z MAP. Te pieniądze się pojawią?

Podzieliłbym projekty inwestycyjne na trzy grupy. Są takie spółki, które mają biznesplany, złożyły wnioski o finansowanie na inwestycje i je otrzymały. To dotyczy np. HSW czy Mesko. Druga grupa projektów to takie, w których wnioski czekają na rozpatrzenie. To chociażby inwestycje w zdolności do produkcji amunicji w Pionkach czy Kraśniku.

Kiedy można się spodziewać decyzji w tej tak kluczowej kwestii?

Projekty są potężne, dotyczą miliardów złotych, tego nie da się zrobić z dnia na dzień.

Mamy wojnę za granicą. Nie ma pan jednak wrażenia, że to powinno dziać się szybciej?

Każdy by tego chciał. Ale trzeba pamiętać, że urzędy mają swoje przepisy, nas dalej obowiązują procedury. I wreszcie decyzja na „tak” oznacza, że trzeba zarezerwować te wydatki w budżecie.

Rozumiem. Rosjanie poczekają?

Zastanawiamy się, czy lepsza jest cholera, czy dżuma i dlaczego nie zaczęto przygotowywać tych projektów dwa lata temu?

Ale nowy rząd ma prawie pół roku.

Pierwsze środki już zostały skierowane do firm, chociażby do HSW czy do Bumaru.

Przecież nie trafiły do Bumaru.

One obecnie czekają na podpisanie umowy między PGZ a Bumarem.

O tym projekcie ówczesny premier Mateusz Morawiecki mówił ponad rok temu. Fakty są takie, że pieniądze dalej nie trafiły do adresata.

Trwa weryfikacja zasadności niektórych projektów. Musimy zrobić krok wstecz, czasem trzeba zmienić kierunek inwestowania i złożyć aktualizację wniosków.

Mamy więc trzy rodzaje projektów inwestycyjnych: te realizowane, te, w których złożono wnioski. Jaka jest trzecia grupa?

To projekty, gdzie nie złożyliśmy jeszcze wniosków, ponieważ nie mają one prawidłowo przygotowanych biznesplanów. Te inwestycje muszą spełniać wymogi państwa dotyczące podnoszenia zdolności produkcyjnych, to nie jest tak, że spółki sobie same to wymyślają.

Mówi pan o dżumie, czyli zbyt szybkich decyzjach bez odpowiedniego przygotowania, i cholerze – zbyt długim procesie przygotowawczym. Nie obawia się pan, że o ile poprzedni rząd miał skłonność do podejmowania decyzji zbyt szybko, to ten będzie na drugim biegunie i wszystkie inwestycje będą się ciągnąć w nieskończoność?

Nie, nic nie będzie odkładane. Bezpieczeństwo jest priorytetem. Zaczniemy od tego, co można realizować, bo wiadomo, że jest potrzebne. Korekty nie będą wstrzymywać procesu inwestowania, najwyżej zmienimy delikatnie kierunek.

Zaczął pan pracę pod koniec I kw. 2024 r. Jakie są pana cele na pierwszy rok?

Uzdrowienie tych programów, które są realizowane, ale kuleją. Tutaj przykładem jest bezzałogowiec Orlik. Liczę, że w połowie przyszłego roku pierwsza partia tych bezzałogowców będzie dostarczona do Sił Zbrojnych. Drugi cel to zwiększenie zdolności produkcyjnych m.in. krabów i borsuków. Chciałbym też za rok być na etapie dzielenia know-how dotyczącego produkcji czołgu K2 pomiędzy poszczególne spółki. Wówczas powinniśmy być na etapie, w którym będziemy wiedzieć, kto i co będzie produkować.

A amunicja?

To też jest bardzo pilna sprawa. W tym obszarze liczę na współpracę ze spółkami z sektora prywatnego, które mają odpowiednie zdolności i pozwolenia. To nie jest bardzo skomplikowane. Ale po dwóch miesiącach w spółce nie mam na to jeszcze gotowej recepty.

Dojdziemy do momentu, że spółki PGZ będą robić więcej, niż tylko przepakowywać produkty ze Słowacji albo z Czech?

Inwestycje, które by umożliwiały produkcję skorup, zajmą 2–2,5 roku. Do tego trzeba doliczyć czas uzyskania niezbędnych zgód na budowę. To powinno się już dawno zacząć, a my raczkujemy, nie ma nawet projektów hal produkcyjnych. ©℗

Rozmawiał Maciej Miłosz