Ponowne otwarcie dalekowschodniego kierunku pomoże przezwyciężyć problemy związane z tanią konkurencją z Ukrainy.
Producenci drobiu liczą na wznowienie eksportu do Chin. Tamtejszy rynek został dla krajowych firm zamknięty w 2019 r. z powodu wystąpienia w naszym kraju grypy ptaków. Branża ma nadzieję, że zakaz sprzedaży zostanie cofnięty, m.in. dzięki unijnej „misji wysokiego szczebla” w Państwie Środka.
Szansa na dywersyfikację
– Dziś w Pekinie mają odbyć się rozmowy komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego – mówi Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa. Według niego przedstawiciele branży rozmawiali z politykiem na temat znaczenia regionalizacji. Pozwoliłaby ona na zniesienie zakazu eksportu mięsa.
– Potwierdził, że będzie to podniesione – dodaje Goszczyński.
Eksperci zauważają, że rozmowom tym razem sprzyja fakt, że na początku kwietnia do Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt została złożona deklaracja o odzyskaniu przez Polskę statusu kraju wolnego od grypy ptaków.
– Jesteśmy dobrej myśli. Zdajemy sobie jednak sprawę, że na pierwsze transporty do Chin przyjdzie nam jeszcze poczekać. Zgoda na eksport to jedno. Pozostaje jeszcze kwestia badań, które będą wymagane przez stronę chińską od polskich producentów – mówi jeden z producentów drobiu, który przed laty uzyskał akredytację.
Branża liczy na wyczerpanie bezcłowego limitu dla Ukrainy
Przed blokadą z Polski wysyłano do Chin 25 tys. t produktów drobiarskich rocznie. To tyle, ile w ostatnim roku krajowe firmy wysłały np. do Irlandii, Danii, Włoch czy Rumunii.
Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso, zaznacza, że w Polsce są 144 zakłady drobiarskie, a większość eksportuje do krajów UE. Akredytacją na chiński rynek dysponuje dziewięć firm.
– Z niecierpliwością czekamy na odblokowanie eksportu do Chin, bo to szansa na dywersyfikację dostaw i dodatkową sprzedaż naszych produktów. Przed blokadą do Chin wysyłaliśmy znaczną część naszej produkcji – mówi Adam Jarczyński z firmy SuperDrob.
W innej firmie usłyszeliśmy, że wejście na ten rynek pozwoliłoby zwiększyć rentowność. – Szczególnie że Chiny importują produkty, na które nie ma popytu w Unii Europejskiej, jak lotki, łapki. Dzięki temu u producenta nic się nie marnuje – mówi rozmówca DGP. Zaznacza, że przed blokadą rynku eksport do Chin bardzo dobrze się rozwijał.
Doskwiera konkurencja
– Z naszych zakładów szły całe kontenery towarów – opisuje. I dodaje, że odblokowanie kierunku dalekowschodniego jest ważne też z innych powodów. Rynek afrykański robi się coraz trudniejszy z powodu konkurencji producentów ze Stanów Zjednoczonych i Brazylii. – Przebicie się z dostawami wymaga więcej wysiłku, do tego jest coraz mniej opłacalne – słyszymy.
Trudny jest również rynek unijny, na który idzie ponad 70 proc. krajowej produkcji. Powód? Napływ tańszego mięsa z Ukrainy. Średnia cena drobiu na unijnym rynku wynosi dziś 264,77 euro za 100 kg. To o 1,8 proc. mniej niż rok temu.
Mięso tanieje też w skupie w Polsce. W pierwszych dniach kwietnia, jak wynika z danych Zintegrowanego Systemu Rolniczej Informacji Rynkowej, ćwiartka kurczaka kosztowała 6,7 zł/kg, a filet 17,65 zł/kg. To odpowiednio o 10,8 proc. i 7 proc. mniej niż przed rokiem. Jeszcze większe spadki dotknęły mięso indycze. Za filet z piersi płaci się o ponad 20 proc. mniej niż rok temu.
Znaczenie ma również to, że odbiorcy oczekują niższych cen w związku ze spadkami kosztów paszy. – Te maleją, ale nie tak szybko jak ceny drobiu. W efekcie jego sprzedaż jest coraz mniej opłacalna – mówi jeden z producentów.
Eksperci zauważają jednak, że napływ mięsa z Ukrainy z każdym rokiem jest coraz mniejszy. W 2022 r. wyniósł 21 tys. t, a w 2023 r. już tylko 15,6 tys. t. W pierwszych dwóch miesiącach tego roku było to 279 t wobec 7,2 tys. t przed rokiem.
Pojawia się nadzieja, że wkrótce import z Ukrainy w ogóle zostanie zablokowany.
– Został bowiem obniżony bezcłowy limit z 240 tys. t do 137 tys. t na całą UE. Będzie obejmował cały 2024 r. i zacznie obowiązywać 6 czerwca – mówi Dariusz Goszczyński. Według niego na rynek UE trafia 20 tys. t mięsa drobiowego z Ukrainy miesięcznie. W drugiej połowie roku dojdzie więc do wyczerpania limitu. ©℗