Inwestorzy na warszawskiej giełdzie uwierzyli amerykańskiej firmie Hindenburg Research, że największy sprzedawca odzieży w Europie Środkowo-Wschodniej tylko pozornie wycofał się z działalności w Rosji.

W piątek przed sesją Hindenburg Research opublikował raport z trwającego kilka miesięcy śledztwa, z którego wynika, że LPP stworzyło mechanizm wielkiego oszustwa – niemal dwa lata po informacji o wycofaniu się z rosyjskiego rynku i sprzedaży sieci sklepów wciąż dostarcza na tamtejszy rynek towary, wykorzystując fasadowe spółki oraz Kazachstan, jako państwo pośrednie, w eksporcie odzieży. Z raportów LPP wynika, że rosyjskie aktywa miały trafić w maju 2022 r. do konsorcjum chińskich firm. Tymczasem materiały Hindenburga wskazują, że nabywcą jest zarejestrowana w Dubaju spółka Far East Service (FES), zarejestrowana dzień przed przeprowadzeniem transakcji z LPP. Właściciele i menedżerowie FES nie są ujawnieni w rejestrach.

Według Hindenburga jedną z okoliczności wskazujących na pozorny charakter sprzedaży rosyjskich aktywów są wyniki finansowe LPP – choć spółka opuściła swój największy zagraniczny rynek, z którego pochodziło ok. 20 proc. przychodów, to kondycja firmy jest bardzo dobra. Według ostatnich raportów kwartalnych LPP w ciągu 12 miesięcy zakończonych w październiku 2023 r. miało 16,8 mld zł przychodów i 1,3 mld zł zysku netto. Przychody są na rekordowym poziomie, zysk netto blisko najlepszych osiągnięć w historii.

Hindenburg zdobył również tajne materiały, mające pochodzić od LPP, zawierające instrukcje, jak przerabiać kody kreskowe produktów, żeby zataić ich pochodzenie. Po zastosowaniu mechanizmu do kodów doczepionych do odzieży sprzedawanej w rosyjskich sklepach, której wzory i kolory są identyczne jak kolekcje oferowane przez LPP w Polsce, analitycy Hindenburga otrzymali kody kreskowe wskazujące, że chodzi o produkty odzieżowej firmy. LPP ma fałszować kody kreskowe nie tylko po to, żeby ukryć pochodzenie produktów, lecz także mieć wiedzę na temat poziomu sprzedaży i zapasów w Rosji. W materiałach Hindenburg powołuje się na anonimową wypowiedź jednego z menedżerów firmy GS1 Polska, zajmującej się standaryzacją kodów kreskowych. GS1 nie odpowiedziała na próby kontaktu.

Na piątkowej sesji kurs akcji LPP zniżkował od otwarcia i nie podniósł się do zamknięcia notowań. Ostatecznie spadł o 35,6 proc., a wartość rynkowa jednej z największych spółek notowanych na GPW obniżyła się o niemal 12 mld zł, do 21,2 mld zł. Akcjonariusze LPP stracili w jeden dzień więcej, niż wyniosły łączne straty inwestorów na obligacjach, akcjach i jednostkach funduszy inwestycyjnych w aferze GetBack, które można szacować na ok. 5 mld zł. Większość szkód poniesionych w związku z upadkiem firmy działającej na rynku wierzytelności miała charakter nieodwracalny, akcjonariusze LPP mają jeszcze szanse je odrobić.

W piątek LPP próbowało zarządzać kryzysową sytuacją, publikując kolejne oświadczenia. W pierwszym, podanym do wiadomości około dwóch godzin po starcie notowań, spółka ujawniła, że od pięciu miesięcy miała informacje o możliwym ataku dezinformacyjnym, który miał doprowadzić do załamania kursu, i ewentual nym „przejęciu wpływów” w LPP. W dwóch kolejnych LPP zapewniło, że nie działa w Rosji ani nie kontroluje należącej kiedyś do nich sieci sklepów, a firma Hindenburg w wielu miejscach napisała nieprawdę.

„Renoma Hindenburg Research robi swoje. Nawet jednego momentu zawahania nie było na rynku, wywalanie od otwarcia” – napisał na portalu X Mikołaj Raczyński, dyrektor w firmie inwestycyjnej Portu, komentując notowania LPP na piątkowej sesji. Wnioskując po zachowaniu kursu – inwestorzy nie dali wiary wyjaśnieniom LPP, skłaniając się do wersji przedstawionej przez Hindenburg Research. Istniejąca od 2017 r. firma ma dość specyficzny model biznesowy. Stara się odkryć słabe punkty obranych za cel spółek notowanych na giełdach. Następnie publikuje wyniki swoich dochodzeń i analiz, licząc, że doprowadzi to do spadku ich kursu. Jednocześnie sama dokonuje tzw. krótkiej sprzedaży – operacji polegającej na pożyczeniu akcji, ich sprzedaży na rynku i odkupieniu po niższej cenie. Tak samo jest w przypadku LPP. Publikując raport ze swojego śledztwa, Hindenburg poinformował, że zajął krótką pozycję na tych akcjach. Biorąc pod uwagę skalę spadku kursu w piątek, mógł już ją zamknąć z dużym zyskiem. W swojej historii Hindenburg dokonał kilkudziesięciu tego rodzaju operacji. Najgłośniejsze dotyczyły amerykańskiej firmy Nikola, która miała być „Teslą branży ciężarówek” i indyjskiego koncernu Adani Group, należącego do jednego z najbogatszych Hindusów. Firma Nikola upadła, a w przypadku Adani, oskarżonej przez Hindenburga o wieloletnie oszustwa, kurs akcji gwałtownie spadł. Śledztwo w tej sprawie, która ujrzała światło dzienne na początku 2023 r., wciąż się toczy. Według Agencji Reutera tylko dwie zaatakowane przez Hindenburg Research firmy poszły z amerykańską firmą do sądu, oskarżając ją o kłamstwa. Pozwy okazały się bezskuteczne.

Jednocześnie inwestorzy mają powody, żeby kwestionować stanowisko LPP. Kiedy w 2013 r. w Bangladeszu pod gruzami fabryki odzieży, pracującej dla zagranicznych koncernów, zginęło kilkadziesiąt osób, polska spółka stwierdziła, że nic ją z tragedią nie łączy. Do przyznania się do kłamstwa LPP zmusiły znalezione w gruzach metki z jej nazwą. W opublikowanych w piątek oświadczeniach LPP nie podało nazwy firmy, która miała od niej odkupić rosyjskie aktywa w maju 2022 r. ©℗