Większość wybrała najprostsze rozwiązanie: konferencje TED. Dla tych, którzy nigdy o nich nie słyszeli (podobnież jeszcze można spotkać takie osoby) – to prowadzone przez biznesmenów, naukowców, polityków czy działaczy społecznych prezentacje poświęcone technologii, rozrywce i projektowaniu (Technology, Entertainment and Design), które zwykle trwają od 10 do 15 minut (ale nie dłużej niż 18 minut). Choć krótkie, to dostarczają wielu ciekawych informacji. Bawią i zmuszają do myślenia. Polecam TED. To ciekawe doświadczenie, nawet jeśli nie zawsze będziecie się zgadzać z punktem widzenia występującej osoby.
Potem sprawdzałem wypracowania, w których najczęściej przewijały się kluczowe tematy współczesnego dyskursu politycznego. Fakt, że młodzi ludzie wybrali te, a nie inne zagadnienia, świadczy o tym, że w niedalekiej przyszłości to właśnie one będą dominowały w debacie publicznej. Streszczane przez studentów wystąpienia dotyczyły przeróżnych kwestii: od mrocznych, takich jak Darkweb, czyli ciemnej strony internetu (ponoć pełnej handlarzy narkotyków i płatnych zabójców), przez pouczające (biedni są dobrymi przedsiębiorcami, tylko trzeba dać im szansę) aż po ezoteryczne (sposób, w który w tym czy innym języku wyraża się czas przyszły, jest wskaźnikiem stosunku do oszczędzania posługujących się tym językiem narodów). W pracach cały czas pojawiały się dwa powiązane z sobą tematy. Jeden to przyszłość pracy, na którą wpływ ma rewolucja technologiczna, drugi – wzrost nierówności dochodów.
Sztuczna inteligencja i robotyzacja mogą podnieść jakość naszego życia, jednocześnie mogą też niszczyć miejsca pracy oraz zwiększyć nierówności społeczne. Optymiści, jak główny ekonomista General Electric Marco Annunziata, przekonują, że podobne przełomy zdarzały się wcześniej i zawsze kończyły się poprawą poziomu życia ludzi i tworzeniem nowych miejsc pracy. Pesymiści, np. prof. Andrew McAfee z MIT, uważają, że nie zawsze powinniśmy zawierzać doświadczeniom z przeszłości w planowaniu przyszłości, bo obecna rewolucja technologiczna nie jest podobna do żadnej z poprzednich. Nie wyklucza on, że nowe technologie, które już teraz nas wszędzie otaczają, zniszczą o wiele więcej miejsc pracy, niż stworzą nowych, i że społeczeństwo dzięki nim będzie o wiele bardziej podzielone (a nierówności już są ogromne według wszelkich standardów).
Na razie rzeczywistość potwierdza wersję McAfeego. Na świecie rośnie bezrobocie, zaś klasa średnia zanika, zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii. Pesymizm profesora MIT podziela kanadyjska dziennikarka oraz pisarka Chrystia Freeland, obecnie minister handlu zagranicznego, która w prezentacji „Potęga superbogaczy” przedstawiła dane, z których wynika, że Warren Buffett i Bill Gates posiadają więcej niż 120 mln najbiedniejszych Amerykanów razem wziętych. Z kolei Paul Tudor Jones, kierujący prosperującym funduszem hedgingowym, który w 1988 r. założył Robin Hood Foundation mającą walczyć z biedą, przypominał, że udział płac w zyskach spadł z 63 proc. w 2006 r. do 56 proc. w 2015 r., a dochody amerykańskich korporacji są najwyższe od 40 lat. Mówił również o tym, że obsesja na punkcie maksymalizacji zysków doprowadziła do dehumanizacji światowych korporacji.
Największy wstrząs wywołała u mnie prezentacja fizyka specjalizującego się w teorii złożoności Jamesa Glattfeldera pt. „Kto kontroluje świat”. Za pomocą modelowania matematycznego jego zespół odkrył, że podstawa światowej gospodarki – korporacje – jest kontrolowana przez zaledwie 146 osób. Ci ludzie mają wpływ na działania 40 proc. wszystkich międzynarodowych firm. Władza, którą daje kontrola nad takim kawałkiem gospodarki, jest ogromna, co oznacza poważne trudności dla każdej próby zmiany obecnego porządku gospodarczego.
Nowa rewolucja technologiczna ewidentnie może uczynić życie lepszym: kto by nie chciał samokierującego się, przyjaznego dla środowiska samochodu z napędem elektrycznym (mam nadzieję, że będę żył wystarczająco długo, by móc takie cacko kupić). Ale jak podkreślają McAfee i Freeland – by z dobrodziejstw technologii mogła korzystać nie tylko garstka wybrańców, do których należy większa część światowego bogactwa, potrzebne są duże zmiany w polityce. Progresywne opodatkowanie, płaca minimalna, umocnienie związków zawodowych dla bardziej skutecznej reprezentacji praw pracowników, opodatkowanie fortun, ograniczenie nierówności społecznych, lepsze emerytury, położony większy akcent na usługi publiczne i ograniczenie czasu pracy są bardzo ważne, jeśli z nowych technologii mają korzystać wszyscy. Jednak te propozycje napotykają wielki opór ze strony wąskiej elity możnych i ich zwolenników w instytucjach politycznych.
Wielu ludzi zdaje sobie sprawę z istniejących niesprawiedliwości, stąd poparcie dla populistów i skrajnej prawicy w tak różnych krajach, jak Polska, Francja i Szwecja, i dla lewicy, w tym dla Berniego Sandersa w USA i Jeremy’ego Corbyna w Wielkiej Brytanii. Ale ogólny poziom świadomości problemu jest niski. Jeden z prelegentów TED, specjalista w dziedzinie ekonomiki behawioralnej prof. Dan Ariely, zadał uczestnikom konferencji pytania: jaki poziom nierówności akceptują i jak oceniają obecnie istniejące nierówności? Różnica między ocenami a rzeczywistością była niewiarygodnie duża. I bardzo źle się składa, że media, z których ludzie czerpią informacje, są zdominowane przez niewielką grupę korporacji medialnych. Na przykład w Stanach Zjednoczonych tylko 6 grup medialnych (znajdujących się pod kontrolą akcjonariuszy) decyduje o zawartości 90 proc. tego, co ludzie czytają, oglądają i czego słuchają. Powinniśmy zawsze wznosić toast za Tima Bernersa-Lee, dzięki któremu mamy internet i dostęp do alternatywnych źródeł informacji (w tym do konferencji TED).
Czy elity polityczne nie zdają sobie sprawy z istnienia problemu, czy są tak związane z korporacjami, że nie chcą dostrzec oczywistych rzeczy? Konserwatywny rząd Wielkiej Brytanii obniżył podatki najbogatszym i odebrał część przywilejów najbiedniejszym, np. niepełnosprawnym. To było działanie tak niesprawiedliwe, że jeden z głównych ministrów, ideolog konserwatyzmu i były lider torysów Iain Duncan Smith, podał się do dymisji. Rząd Davida Camerona usiłuje również ograniczyć wpływ i tak już ograniczanych w uprawnieniach związków zawodowych i z determinacją godną lepszej sprawy tnie wydatki na usługi publiczne. We Francji gabinet socjalistów próbuje znieść ograniczenie czasu pracy i zmienić inne prawa pracownicze, Grecja jest zaś zmuszona ograniczać podstawowe świadczenia socjalne.
Forsowanie przez Komisję Europejską TTIP, umowy o transatlantyckim partnerstwie w dziedzinie handlu i inwestycji, mimo potężnych protestów społeczeństwa, jest jaskrawym przykładem braku porozumienia między klasą polityczną a zwykłymi ludźmi, którym ta klasa ma służyć. Jeśli przyjrzeć się szczegółom umowy, to staje się jasne, że TTIP może tylko pogłębić nierówności i doprowadzić do zyskania przez korporacje jeszcze większej władzy. Ten projekt również podnosi kolejne pytanie na temat funkcjonowania Unii Europejskiej. Komisja Europejska mówi o potencjalnym wzroście PKB, ale ważne jest, kto na tym wzroście skorzysta. Jak podkreśla w swojej prezentacji dyrektor generalny organizacji Social Progress Imperative Michael Green, dla społeczeństwa ważny jest nie wzrost PKB, lecz wskaźnik postępu społecznego, określający m.in. dostęp do ochrony zdrowia, edukacji i swobody obywatelskie w najszerszym znaczeniu tego słowa.
Chciałbym wierzyć, że wybrane przez moich studentów tematy, z których, drogi czytelniku, przedstawiłem zaledwie kilka, dają nadzieję na przyszłość. Młodzi ludzi są wystarczająco mądrzy, by rozpoznać problemy. Miejmy nadzieję, że będą też wystarczająco silni, żeby znaleźć rozwiązania i wprowadzić je w życie.
Jak podkreślił w swoim wystąpieniu TED prof. Richard Wilkinson, wynikające z nierówności patologie mają wpływ nie tylko na najbiedniejszych, one niszczą tkankę naszego społeczeństwa razem ze znajdującymi się na najwyższym szczeblu drabiny. Rewolucja technologiczna, która wzmaga nierówności, nikomu nie przyniesie niczego dobrego.
Czy elity polityczne nie zdają sobie sprawy z istnienia problemu rosnących nierówności społecznych, czy są tak związane z korporacjami, że nie chcą dostrzec oczywistych rzeczy? Konserwatywny rząd Wielkiej Brytanii właśnie obniżył podatki najbogatszym i odebrał część przywilejów najbiedniejszym, np. niepełnosprawnym