TECHNOLOGIE Inteligentne fabryki wyposażone w komunikujące się między sobą maszyny zmienią oblicze przemysłu. A to dopiero początek korzyści płynących z internetu rzeczy
/>
/>
/>
Kiedy Jack Welch objął w 1981 r. stery General Electric, amerykańskiego giganta postrzegano jako firmę bez perspektyw na szybki wzrost. Ponieważ większość klientów GE stanowił przemysł, powodzenie firmy w znaczny sposób było związane z powodzeniem jej klientów, którzy rośli stabilnie, ale powoli. Welch postanowił z tym skończyć i rozszerzyć działalność o branże, które niosły perspektywy na znacznie szybsze wzrosty. Dlatego koncern postawił na branżę finansową. Jego następca Jeff Immelt w ub.r. zdecydował się na równie radykalny krok i pozbył się większości bankowego biznesu. Odchudzoną firmą będzie oczywiście łatwiej zarządzać, ale Immelt ma inną wizję. Chce zamienić General Electric w firmę „cyfrowo-przemysłową”, to znaczy jej produkty – silniki odrzutowe, urządzenia dla energetyki, lokomotywy – mają być inteligentne i wyposażone w sensory, które będą oferować klientom mnóstwo danych pozwalających na optymalizację procesów produkcji i użytkowania.
„Dopiero zaczynamy odkrywać możliwości internetu rzeczy w przemyśle. Firmy działające w takich branżach jak energetyka, transport i górnictwo codziennie rejestrują masę danych, ale robią użytek tylko z niewielkiej części. Jeśli GE uda się znaleźć sposób na wykorzystanie tych informacji, firma uzyska przewagę konkurencyjną” – pisał w materiale o przemianie firmy „Financial Times”. Amerykański gigant chce również zarabiać więcej na oferowaniu swoim klientom rozwiązań, które dzięki inteligentnym technologiom pozwolą na redukcję kosztów.
Nowa strategia firmy może się opłacić, bowiem – jak szacowali w raporcie eksperci McKinsey Global Institute – w różnych branżach można znacząco poprawić wykorzystanie już wytwarzanych danych. Przeciętna platforma wiertnicza zawiera co prawda 30 tys. sensorów, ale do bieżącego podejmowania decyzji wykorzystywanych jest zaledwie 1 proc. generowanych przez nie danych. „Z informacji, które są faktycznie wykorzystywane – na przykład z systemów automatyzacji produkcji w fabrykach – większość służy do sterowania i wykrywania nieprawidłowości. Wartość dodana kryje się jednak w zaprzęgnięciu tych danych do przewidywania i optymalizacji” – piszą w raporcie eksperci. Firma szacuje, że wartość dodana, jaką może dla globalnego przemysłu wytworzyć internet rzeczy, osiągnie w 2025 r. poziom 1,2–3,7 bln dol.
Te pieniądze wezmą się z lepszego zarządzania łańcuchem dostaw, optymalizacji procesu produkcji, dokładniejszych informacji odnośnie do stanu technicznego sprzętu i jakości produktów. Dzięki tanim i podłączonym do sieci sensorom producent będzie miał pełen obraz dotyczący parametrów panujących wewnątrz fabryki, szybciej będzie w stanie diagnozować defekty swoich wyrobów, uzyska większą kontrolę nad magazynem i logistyką, a także będzie mógł dokładniej analizować zużycie energii, co pozwoli na optymalizację sposobu działania, a w efekcie oszczędności.
Potencjalne korzyści dla przemysłu widzą również inni eksperci. Bank Morgan Stanley już w raporcie z 2014 r. „Internet rzeczy teraz” przywoływał przykład giganta branży wydobywczej Rio Tinto, który szacował swoje oszczędności związane z wykorzystaniem internetu rzeczy na 300 mln dol. Na 20 mld dol. eksperci banku szacują również oszczędności związane z zastosowaniem tanich sensorów w rolnictwie. Specjalny raport dotyczący internetu rzeczy, a także wyzwań, jakie stoją przed rządami, jeśli biznes ma być w stanie wykorzystać maksymalnie jego potencjał, przygotował w ub.r. główny doradca naukowy brytyjskiego rządu.
A przecież internet rzeczy nie jest jedyną technologią, która czai się za rogiem, aby zrewolucjonizować przemysł. O ile niektórzy przedsiębiorcy chwalą się, że wprowadzili na teren swoich zakładów tablety, o tyle ich konkurencja wkrótce przesiądzie się na bardziej zaawansowane urządzenia do obrazowania, w tym specjalne okulary do rozszerzonej rzeczywistości, które na obraz przestrzeni dookoła nakładają za pomocą specjalnej technologii projekcyjnej trójwymiarowy, sztuczny obraz. Dzięki temu technicy zajmujący się naprawami mogliby na przykład w trakcie ich wykonywania widzieć jednocześnie schemat naprawianego urządzenia lub prowadzić równoczesną konferencję z innym pracownikiem celem przeprowadzenia konsultacji.
Zagadnienia związane z dalszą digitalizacją przemysłu będą poruszane podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, np. podczas debaty „Digitalizacja gospodarki. Szanse, wyzwania, zagrożenia cyfrowej rewolucji”, która odbędzie się 18 maja, a także „Smart city w dobie digitalizacji” i „Zarządzanie w erze cyfrowej”, które odbędą się 19 maja. ©?
Po Katowicach będą biegać jednorożce
Jednorożec to zwierzę magiczne i – jak mówią ludzie małej wiary – nieistniejące, a przynajmniej nieuchwytne. Z tego względu stało się symbolem ostatniej bańki inwestycyjnej w Dolinie Krzemowej, w trakcie której inwestorzy byli gotowi wykładać olbrzymie pieniądze na firmy, które nie wiedziały jeszcze, jak mają zarabiać.
Ostatecznie przyjęła się definicja, zgodnie z którą jednorożec to start-up wyceniany na więcej niż 1 mld dol. W ub.r. takich firm naliczono w Dolinie Krzemowej ok. 155 (wyliczenie firmy CB Insights). Przewodzi im oczywiście Uber – kontrowersyjny pośrednik między pasażerami a przewoźnikami, który wzbudza niechęć również w Polsce – wyceniany na ponad 60 mld dol.
Takich jednorożców będą mogli poszukać uczestnicy European Start-Up Days, imprezy towarzyszącej Europejskiemu Kongresowi Gospodarczemu w Katowicach. Dni, odbywające się w katowickim Spodku, nieopodal centrum kongresowego goszczącego Europejski Kongres Gospodarczy, będą okazją dla młodych przedsiębiorców do spotkania z inwestorami. Podczas Dni odbędą się liczne debaty i wykłady obejmujące tematy związane z rozwojem i wspieraniem polskiej przedsiębiorczości, finansowaniem, dialogiem między korporacjami a start-upami.
Przyszłe jednorożce będą się musiały jednak spieszyć, bowiem kiepski gospodarczo początek roku sprawił, że inwestorzy nie są już tak optymistycznie nastawieni do przyszłości. Wiele start-upów w związku z tym w kolejnych rundach finansowania sprzedaje swoje udziały za niższą cenę. Niekoniecznie musi być to jednak problem dla samych właścicieli internetowych przedsięwzięć. Hinduski sklep internetowy Flipkart zainkasował w tym roku od inwestorów 1 mld dol., chociaż wyceniany jest gorzej niż rok temu (wtedy inwestorzy szacowali wartość firmy na 15 mld dol.).